Przez ile dróg musi przejść każdy z nas...
Pozornie spokojna sesja w Azji zakończyła się małym pogromem wśród tych, którzy utknęli z krótkimi pozycjami na AUD. Wydźwięk opublikowanych przez Australię danych na temat nakładów inwestycyjnych, chociaż w przypadku głównego wskaźnika były one gorsze (dodam, że nie o taką znowu małą liczbę), został szybko przeinterpretowany na pozytywny, gdyż „plany” co do przyszłych wydatków oznaczają zdecydowane przejście od sytuacji, w której podporą gospodarki jest górnictwo i branże związane z zasobami naturalnymi, do większej roli innych gałęzi przemysłu.
Rzut monetą byłby w tym wypadku chyba najlepszym sposobem zaplanowania gry przed wspomnianą publikacją, gdyż wobec braku płynności kurs AUD/USD po prostu zaatakował zajęte w ostatniej chwili krótkie pozycje i związane z nimi zlecenia. Zadanie wykonane, a inwestorzy nieposiadający ogólnego poglądu co do kierunku notowań „małego wojownika” mają teraz nieco szczuplejsze portfele i poczucie pewnej dezorientacji.
Pokusa
Notowania dolara australijskiego nadal poruszają się w trendzie bocznym, oscylując w okolicach 0,9300, tj. zdecydowanie w połowie przedziału wahań. Jeśli o mnie chodzi, nadal wolę grać w tej parze po stronie zakupowej i traktować chwilowe spadki jako okazję do zajęcia nowych długich pozycji. Mimo to jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że bariera na poziomie 0,9200, która jak do tej pory pozostała nietknięta, również będzie wielką pokusą i jakoś w najbliższym czasie ją odwiedzimy, być może przed posiedzeniem Reserve Bank of Australia w przyszłym tygodniu.
Jeśli chodzi o inne rejony, przygnębiające wyniki sprzedaży detalicznej w Japonii nie wpłynęły na notowania JPY, przez co USD/JPY nie zareagował na te naprawdę koszmarne dane. Zamiast tego to na GBP/JPY wyczyszczono dziś rano cały szereg zleceń stop poniżej 170,00. To w dużej mierze ten ruch pociągnął kurs USD/JPY w dół, w okolice ponoć pokaźnych opcji wygasających dzisiaj z cenami w rejonie 101,50.
Dominująca dziś rano na całym rynku sprzedaż dolara amerykańskiego oznacza, że pary takie jak EUR/USD i GBP/USD radziły sobie nieco lepiej, niż wczoraj po południu. Przepływy na koniec miesiąca nadal odgrywają pewną rolę, ale ponieważ większość europejskich inwestorów ma dziś dzień wolny od pracy, śmiem twierdzić, że pozbawiony płynności rynek będzie miał więcej do powiedzenia w razie sporadycznych akcji, jakie mogą jeszcze nastąpić.
Zastój
W dniu dzisiejszym poznaliśmy m.in. cotygodniową liczbę wniosków o zasiłek dla bezrobotnych i wstępny odczyt PKB w Stanach Zjednoczonych (dane potencjalnie niezniekształcone przez złą pogodę); zobaczymy też jeszcze indeks podpisanych umów sprzedaży domów.
Nadal mam niedźwiedzie nastawienie do wszystkiego, co wiąże się ze Stanami Zjednoczonymi, a przede wszystkim do rynku nieruchomości, gdzie – jak już kilka razy pisałem – przed nami jeszcze dołek, albo przynajmniej stagnacja, po czym może (w końcu) nastąpi ruch w górę.
Tym bardziej więc czekam na zalew komunikatów z największych banków, które po popołudniowych publikacjach bez wątpienia będą chciały zrewidować (oczywiście w dół) swoje prognozy rocznego PKB dla USA.
Jeśli chodzi o zajmowane pozycje, nadal nie angażuję się na rynku kasowym; wolę wyrazić swoje ogólne poglądy poprzez grę opcyjną. Chociaż zmienność – a co za tym idzie także premie – jest katastrofalnie niska, kto rano wstaje, temu Pan Bóg z pewnością daje. Teraz więc pozostaje mi tylko czekać, by zobaczyć, czy udało mi się wstać wystarczająco wcześnie...
Dla porządku, gdy USD się umacnia, w dalszym ciągu gram na przekór większości, ze względu na powrót do średniej i zasadniczy brak wiary w kondycję amerykańskiej gospodarki. Natomiast w odpowiednich momentach wybiórczo kupuję JPY. Poziomy na dzień dzisiejszy są nieistotne, gdyż na rynku po prostu nie ma nikogo, z kim można by pohandlować.
Jednak jak zawsze – kaski włóż! I powodzenia!
Ken Veksler, Saxo Bank