Tydzień przełamania konsolidacji na głównej parze
Sytuacja na wykresie
Właściwie od początku kwietnia eurodolar poruszał się w konsolidacji, obejmującej zakres 1,1330 – 1,1460, jeśli brać pod uwagę (w przybliżeniu) skrajne wartości. Nie było jasne, w którą stronę kierować notowania.
Z jednej strony, wizja podwyżek stóp w USA nadal wydaje się odległa i np. nastawienie Janet Yellen jest gołębie. W gołębi sposób wypowiedział się też niedawno Harker z z Fed w Filadelfii, twierdząc, że z podwyżką należy poczekać, aż dane o inflacji będą lepsze (wyższe). Podobnie Lockhart ogłosił, że nie będzie bronił już tezy o konieczności podwyżek w kwietniu. Dodał poza tym, że sensowne jest cierpliwe podejście do polityki pieniężnej, a poziom wydatków konsumenckich wprowadza wątpliwości co do prognoz.
Z drugiej strony, np. Kaplan (również przedstawiciel Fed) zabrzmiał jastrzębio. Poza tym w środę pojawiły się słabe dane o produkcji przemysłowej w Strefie Euro (jakkolwiek amerykańskie dane o sprzedaży detalicznej też były słabe), natomiast dane z Chin o eksporcie były nader udane. Dobrze wypadły też najnowsze chińskie odczyty o produkcji w przemyśle, sprzedaży i PKB (nawet jeśli rynek powątpiewa w uczciwość rządowych statystyk Państwa Środka). Te czynniki sprawiły, że eurodolar przebił konsolidację w środę, po niemal dwóch tygodniach, po czym zszedł nawet w okolice 1,1235. Co prawda dziś wieczorem jest bliżej 1,13 – ale niewykluczone, że to jedynie korekta. Maksima dzienne jak na razie wypadły przy 1,1315 – w pewnym przybliżeniu to poziom, który rozeznaliśmy uprzednio jako opór (formalnie mówiliśmy o 1,1330 – dołkach z 6 kwietnia). Za mocny opór, gdyby zejść poniżej ostatnich dołków, uznajemy ok. 1,1145-55.
W niedzielę odbędzie się posiedzenie producentów ropy naftowej w Doha w Katarze. Nie wszystkie państwa z branży wezmą w nim udział – np. nie będzie USA, Kanady czy Chin, a także Iranu, który oczywiście nie ma zamiaru zamrażać produkcji. Być może jednak na taki ruch zdecydują się uczestnicy, jakkolwiek nie jest to pewne. Ropa crude stoi obecnie po 40,34 dolara za baryłkę, dziś tanieje. W ogólności cena rośnie od 11 lutego (wtedy notowano nieco ponad 26 USD), ale ostatnie szczyty (przy 42,4 USD) były w zasadzie powtórzeniem szczytów bez powodzenia testowanych w marcu.
Złoty polski
Silny dolar raczej nie sprzyja złotemu – i to nie tylko na USD/PLN, ale i na EUR/PLN. Rozumowanie jest takie, że skoro na rynku jest chęć do inwestowania w dolara (a więc być może także wiara w to, że Fed zacieśni politykę w perspektywie paru miesięcy), to wypada odchodzić z rynków ryzykownych vel wschodzących. Poza tym złoty i tak od końca stycznia mocno zyskiwał, pora więc realizować zyski. Do tego złotemu raczej nie sprzyja klimat polityczny wokół konfliktu rząd – opozycja, ani perspektywa Brexitu.
Ostatecznie jednak EUR/PLN utrzymuje się na razie w konsolidacji 4,27 – 4,30, jakkolwiek dołki dzienne są coraz wyżej i teoretycznie można nawet wyobrażać sobie trend zwyżkowy, idący od 4 kwietnia. Jego potwierdzeniem byłoby jednak dopiero mocne wybicie cen ponad 4,3130-40.
Na USD/PLN za obszar oporu możemy uznać z grubsza strefę 3,82 – 3,8430. Właściwie już w nią weszliśmy, w tym tygodniu notowano kursy grubo powyżej 3,83. Wciąż jednak można to jeszcze traktować jako test (poważny) trendu spadkowego, idącego od końcówki stycznia. Gdyby eurodolar odbił do góry, gdyby dolar stracił na wartości i wrócił w dawny obszar, to na USD/PLN trend spadkowy powinien się potwierdzić i zyskalibyśmy kilka groszy. W jakiś sposób przemawia za tym to, że dziś schodzimy poniżej 3,80 – ale być może to tylko ruchy korekcyjne. Pamiętajmy o czynnikach ryzyka, wymienionych na początku, jak też i o zwykłej możliwości realizacji zysków poprzez osłabienie PLN. Rentowność polskich obligacji 10-letnich jest co prawda w pobliżu 2,96 proc., czyli dużo niższa niż np. w końcówce stycznia, ale wyraźnie wyższa niż 4 kwietnia, gdy schodziła poniżej 2,82 proc.