Analizy

Ifo, Draghi, Ameryka

źródło: Tomasz Witczak, FMC Management

  • Opublikowano: 25 października 2016, 20:19

  • Powiększ tekst

Co można było zaobserwować

Eurodolar schodził dziś do minimów rzędu 1,0850 – ale w maksimach lokował się prawie przy 1,09. Wieczorem, ok. 19:30, jest zresztą bliżej tychże maksimów. Co się działo podczas sesji?

Dobrze wypadł indeks Ifo z Niemiec – uzyskano tu 110,5 pkt przy prognozie wynoszącej 109,5 pkt. Wskaźnik ten mierzy w punktach nastroje panujące wśród wpływowych niemieckich menedżerów i analityków – i uchodzi za wiarygodny miernik sytuacji ekonomicznej naszego zachodniego sąsiada.

Jakie były dane zza Oceanu? Amerykański indeks cen domów S&P / Case-Shiller wpisał się w prognozy tak w ujęciu dla 10, jak i 20 metropolii. Indeks cen nieruchomości FHFA przebił jednak założenia, generując dynamikę 0,7 proc. m/m, gdy zakładano 0,5 proc. Indeks Fed z Richmond miał wzrosnąć z -8 pkt do -5 pkt, podniósł się nawet wyżej – do -4 pkt. Z drugiej strony, miernik zaufania konsumentów Conference Board rozczarował – miało być 101,5 pkt, było 98,6 pkt.

Mogliśmy dziś wysłuchać Marka Carneya z Banku Anglii i Mario Draghiego z EBC. Draghi wygłosił rozwlekłe, szczegółowe, naukowe przemówienie, w którym jednak było parę istotnych wątków. Na przykład przyznał on, że polityka bardzo niskich stóp procentowych ma swoje koszty i może wytwarzać zniekształcenia na rynku. Powiedział wręcz, że z pewnością nie chciałby utrzymywać tego stanu rzeczy przez nadzwyczaj długi czas, aby nie kumulować negatywnych skutków. Trzeba zatem szukać dróg powrotu do normalności. Z jednej strony może być to wzrost inflacji i działania zacieśniające ze strony EBC, z drugiej – odwieczne działania "fiskalne i strukturalne", które Draghi oczywiście powierza rządom.

Brzmi to jakby jastrzębio – ale bez przesady. Draghi mówi tu o długofalowej przyszłości, nie o polityce najbliższych tygodni, miesięcy czy nawet kwartałów. Owszem, euro trochę odzyskało, ale nie w sposób drastyczny. "Dziewiątki" w widoczny sposób nie przebito.

Mark Carney zasugerował z kolei, że stymulowanie rynku przez luźną politykę ma swoje granice – więc również zabrzmiał nieco jastrzębio. O ile więc po 16:00 GBP/USD schodził do 1,2090 – czyli funt był słaby, dolar mocny – o tyle później funt trochę odzyskał i mamy 1,2180.

Jutro w kalendarium mamy amerykański indeks PMI dla usług (wstępny wynik październikowy), a także dane o sprzedaży nowych domów.

W Polsce...

W Polsce było, jeśli chodzi o waluty, dość ciekawie. Oto bowiem EUR/PLN i USD/PLN próbowały zejść w dół, gracze chcieli rozegrać mocniejszego złotego, jakby nie godząc się na koniec wszczętej ostatnio małej korekty. Na dolar-złotym chwilami było nawet 3,95. Zdaje się jednak, że generalna tendencja zdołała się wybronić, korpus świecy jest jednak wyraźnie wyżej, a obecny kurs to 3,9660. Z drugiej strony, okolica 3,9840 może się okazać lokalnym oporem, szczególnie że na eurodolarze ustał pęd wzmacniania waluty amerykańskiej. Mówimy tu o perspektywie kilkudniowej, niekoniecznie dłuższej.

Na EUR/PLN jest teraz nieco mniej niż 4,32, ale szczęśliwcy kupowali euro po 4,3015 zł. Były takie chwile, niemniej sesja dobiega końca dużo wyżej. Na GBP/PLN mamy ok. 4,83 (ale wykres otarł się o wartości 3 grosze niższe). Pozytywny dla Polski był kolejny spadek bezrobocia we wrześniu, o czym dziś poinformowano – nie do 8,4 proc., a wręcz do 8,3 proc. Ale trudno, żeby akurat ten fakt znacząco i trwale wpływał na PLN, ważniejsze są np. czynniki globalne.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych