Sprzedaż obligacji idzie na rekord
We wrześniu Polacy kupili obligacje skarbowe za 466 mln zł. Od początku roku wydali na ten cel już ponad 4,5 mld zł. Jest już pewne, że ubiegłoroczny wysoki poziom zostanie wyraźnie przekroczony. To, czy padnie rekord z 2008 r. zależeć będzie od powodzenia papierów trzymiesięcznych, których sprzedaż ruszyła w październiku.
Choć obligacje skarbowe pod względem popularności wyraźnie ustępują nieruchomościom, to jednak wzmożone zainteresowanie nimi utrzymuje się nieprzerwanie już drugi rok z rzędu. To efekt spadającego oprocentowania lokat bankowych, wobec którego wysokość odsetek od obligacji może być przez najbardziej konserwatywnie nastawionych posiadaczy oszczędności uznana za atrakcyjną. Co prawda nasilająca się inflacja powoduje, że po odliczeniu podatku od dochodów kapitałowych, obligacje skarbowe już nie zapewniają ochrony kapitału przed utratą jego realnej wartości, ale dla pragnących za wszelką cenę uniknąć ryzyka, stanowią jakąś alternatywę.
Wrześniowa sprzedaż, nieznacznie przekraczająca 466 mln zł, to jeden ze słabszych w tym roku wyników. Mniej pieniędzy na ten cel wydaliśmy jedynie w lutym (427 mln zł). Niemniej jednak potwierdza ona dotychczasowe tendencje. Już tylko 125 mln zł dzieli nas od wartości osiągniętej w całym ubiegłym roku, gdy w obligacjach ulokowaliśmy nieco ponad 4,6 mld zł. Ten poziom z pewnością więc zostanie przekroczony już w październiku, natomiast wciąż otwarta pozostaje kwestia pobicia historycznego rekordu. Padł on w pokryzysowym 2008 r., w którym w ucieczce przed ryzykiem Polacy kupili obligacje za 6 mld 175 mln zł. Do jego osiągnięcia brakuje więc jeszcze prawie 1,7 mld zł. Osiągnięcie tego celu przy zachowaniu dotychczasowych warunków byłoby możliwe, choć dość trudne. Średnia wartość zakupów w każdym z trzech pozostałych do końca roku miesięcy musiałaby przekraczać 555 mln zł. Do tej pory z taką sytuacją nie mieliśmy do czynienia, a trzeba pamiętać, że w grudniu myślimy raczej o prezentach, a nie o oszczędzaniu i wówczas skala zakupów obligacji zwykle jest mniejsza (w 2016 r. wyniosła 287 mln zł, a rok wcześniej 280 mln zł).
W końcówce roku sytuacja na rynku detalicznych skarbowych papierów dłużnych uległa jednak istotnej zmianie. Od października Ministerstwo Finansów wprowadziło do swej oferty obligacje o terminie wykupu wynoszącym zaledwie 3 miesiące. Co prawda z formalnego punktu widzenia, właśnie ze względu na niespotykanie krótki okres pożyczki, trudno je nawet zaliczyć do obligacji, gdyż to miano zarezerwowane jest zwyczajowo dla papierów o czasie „życia” wynoszącym co najmniej rok, ale dla posiadaczy oszczędności nazwa nie jest najważniejsza. Liczy się przede wszystkim okres, na jaki zamrażamy gotówkę i oczywiście wysokość odsetek. O ile z punktu widzenia czasu trwania pożyczki, nowe papiery powinny cieszyć się sporym powodzeniem, to zapał do kupowania może studzić wynoszące zaledwie 1,5 proc. w skali rocznej oprocentowanie. To tyle samo, ile wynosi średnie oprocentowanie lokat bankowych o tym samym terminie, a co bardziej zawzięci posiadacze oszczędności mogą znaleźć banki, które dadzą znacznie więcej.
Wyniki sprzedaży papierów trzymiesięcznych stanowią więc pewną zagadkę, a ich ogłoszenie wiele powie nam o preferencjach oszczędzających. Do tej pory, największą popularnością cieszyły się instrumenty, które obejmowały możliwie najkrótsze okresy zamrażania pieniędzy, a prawidłowość ta dotyczyła zarówno lokat, jak i obligacji. W przypadku tych ostatnich najwięcej kupowano najkrótszych dotąd papierów dwuletnich. Ich udział w sprzedaży w ubiegłym roku sięgał 76,5 proc., po czym od pierwszych miesięcy obecnego roku mocno się obniżył, spadając nawet poniżej 50 proc. Odwrót oszczędzających od tych papierów to efekt rosnącej skokowo inflacji. Oprocentowanie obligacji dwuletnich wynosi 2,1 proc. i jest stałe w całym okresie ich posiadania. Przy inflacji sięgającej około 2 proc. i perspektywie jej wzrostu w kolejnych miesiącach, nawet do 2,5 proc. w 2019 r., nie chronią one przed utratą wartości nabywczej ulokowanych w nich oszczędności, a uwzględniając podatek od odchodów kapitałowych, przynoszą niewielką realną stratę. Z tego punktu widzenia obligacje trzymiesięczne, choć także niedochodowe, mają poważną przewagę wynikającą z krótkiego terminu, a co za tym idzie możliwości szybszego reagowania na zmieniające się warunki rynkowe. Za kilka miesięcy resort finansów może podnieść ich oprocentowanie lub uwolnione po wykupie pieniądze można ulokować w inny sposób.
Czytaj także: Sprzedaż obligacji detalicznych najwyższa od 2008 r.?