Stopy w USA coraz wyższe
Decyzja Fed nie była zaskoczeniem – stopy procentowe za oceanem poszły w górę. Są już zdecydowanie najwyższe wśród gospodarek rozwiniętych. Fed jednak daje sygnał, że koniec cyklu, również koniunkturalnego, jest już na horyzoncie. Notowaniom euro z kolei dziś ciążyć może niepewność związana z budżetem we Włoszech. Dziś decyzji banków centralnych nie będzie, ale czeka nas sporo wystąpień ich przedstawicieli.
Stopy w USA wzrosły powyżej poziomu 2 proc. Fed utrzymuje je w przedziale 25 punktów bazowych i dolna granica tego przedziału to właśnie owe 2 proc. Tym samym po wczorajszej decyzji stopy w USA są już zdecydowanie najwyższe spośród wszystkich walut rozwiniętych, tzw. koszyka G10. Do wczoraj dolna granica w USA była taka sama jak stopy w Nowej Zelandii (1,75 proc.), gdzie jednak dalsze podwyżki nie są oczekiwane. Tymczasem Fed stopy podniósł i będzie podnosić – nawet do 3,5-4 proc. w 2020 roku. To odpowiedź na bardzo dobrą bieżącą sytuację: mocny rynek pracy (stopa bezrobocia jest najniższa od wielu dekad), bardzo mocnego konsumenta (nastroje są najlepsze od 18 lat) oraz potencjalną presję inflacyjną (ceny ropy najwyższe od 4 lat). Jerome Powell powiedział, że gospodarka USA znajduje się w wyjątkowym momencie i faktycznie w zestawieniu z resztą świata trudno się z nim nie zgodzić. Choć dziś rano dolar zyskuje na wartość, pierwszą jego reakcją była przecena. Dlaczego? Otóż Fed wskazuje, że tak doba sytuacja nie będzie trwać wiecznie. Sami członkowie Komitetu przyznają, że już w 2021 roku będą musieli ciąć stopy, a wiemy, że Fed historycznie zawsze był dość optymistyczny. W tym roku koniunkturę podkręca impuls fiskalny (cięcia podatków oraz zwiększone wydatki budżetowe), ale ten impuls wygaśnie, a większy dług zostanie. Dodatkowo sam Powell przyznał, że pozostawienie taryf na dłuższy okres będzie szkodliwe dla amerykańskiej gospodarki. Co istotne, zasadniczo nie zmieniła się ocena tego, jak mają wyglądać stopy w długim terminie (nadal okolice 3 proc.), co oznacza, że Fed traktuje poprawę koniunktury jako element cykliczny. To też ogranicza potencjał do wzrostu rentowności amerykańskich obligacji (już teraz przekraczają 3 proc.) i tym samym do dalszego umocnienia już przewartościowanego dolara.
Amerykańska waluta zyskuje zauważalnie dziś o poranku, ale przynajmniej w części jest to reakcja na sytuację we Włoszech, gdzie populistyczna koalicja nie może porozumieć się w kwestii budżetu. Rynki wiedzą, że jakiekolwiek porozumienie będzie zmianą na minus względem planów poprzednio rządu, który chciał ograniczyć deficyt poniżej 1 proc. PKB. Ruch Pięciu Gwiazd chce wdrożenia swojej obietnicy minimalnego dochodu na poziomie 780 euro dla każdego obywatela, podczas gdy Liga chce odwrócić podniesienie wieku emerytalnego, a dodatkowo obniżyć podatki. Kompromis w tych propozycjach ma tak czy owak doprowadzić do wzrostu deficytu do poziomu 2,4 proc. PKB w okresie najlepszej od 7 lat koniunktury we Włoszech. Mowa o kraju z zadłużeniem publicznym przekraczającym 130 proc. PKB, tak więc obawy o to, co stanie się z finansami w przypadku spowolnienia koniunktury są tu jak najbardziej zasadne.
Warto odnotować, że wczoraj doszło do jeszcze jednej podwyżki stóp – tym razem w Czechach, gdzie główna stopa wzrosła z poziomu 1,25 do 1,5 proc. (jeszcze na początku ubiegłego roku wynosiła zaledwie 0,05 proc.!). Czeska korona wczoraj jednak traciła i dziś na europejskim otwarciu jest najsłabsza w gronie walut wschodzących, gdyż Bank poddał w wątpliwość kolejną podwyżkę.
Czwartkowy kalendarz jest dość intensywny. Najważniejszym wydarzeniem jest konferencja bankierów centralnych, na której głos zabiorą m.in. szef EBC (15:30) oraz Banku Anglii (16:00). Z kolei prezes Fed wystąpi na spotkaniu biznesowym o 22:30. Ponadto w Niemczech poznamy wstępne dane o inflacji we wrześniu (14:00), a w USA dane o zamówieniach za sierpień i rewizję PKB za drugi kwartał (14:30). O 9:10 euro kosztuje 4,2747 złotego, dolar 3,6528 złotego, frank 3,7741 złotego, zaś funt 4,7948 złotego.