Analizy

Obligacje przegoniły akcje

Emil Szweda Obligacje.pl

  • Opublikowano: 6 lipca 2019, 09:31

    Aktualizacja: 6 lipca 2019, 09:31

  • Powiększ tekst

W I półroczu wartość publicznych emisji akcji wyniosła 45 mln zł – jedną czwartą tego, co publicznych emisji akcji. Marna to jednak pociecha, bo i w przypadku obligacji wynik był najsłabszy od 2011 roku.

Przyczyny załamania popularności rynku kapitałowego w obu przypadkach są podobne – przeregulowanie. W przypadku rynku akcji chodzi o wyśrubowane standardy raportowania, w przypadku rynku obligacji – zasieki KNF ułożone przed emitentami, którzy chcieliby przeprowadzić emisję publiczną na podstawie prospektu emisyjnego. Do tego dochodzi dostęp do tańszego kredytowania bankowego, który wybija emitentom z głowy pomysły emisji obligacji.

Można oczywiście powiedzieć, że sytuacja nie zmieniła się istotnie – kredyty zawsze były tańsze niż obligacje. Jednak kilka lat temu pamięć o kryzysie finansowym i radykalnym odcięciu finansowania przez banki była jeszcze na tyle żywa wśród dyrektorów finansowych, że koszt dywersyfikacji źródeł finansowania był powszechnie rozumiany, jak nie przymierzając koszt dywersyfikacji dostaw gazu. Dziś jednak klienci, którzy chcą pozyskać finansowanie na poziomie 50 mln zł i wyższym, są przez sektor bankowy hołubieni, a obligacje emitują ci, dla których jest to wygodniejsze źródło finansowania – deweloperzy i, w coraz mniejszym stopniu, firmy windykacyjne. Oraz oczywiście same banki.

Prawdopodobnie trafne okażą się więc tezy stawiane na tegorocznym Europejskim Kongresie Finansowym. Uczestnicy panelu dotyczącego obligacji korporacyjnych przekonywali, że rynek skręci w stronę private debt. Bilateralna transakcja emitent – fundusz, daje lepszą kontrolę nad poczynaniami samego emitenta i jego kondycji finansowej. W takiej choreografii przypadek GetBacku prawdopodobnie nie mógłby mieć miejsca, również Zakłady Mięsne Henryk Kania zostałyby zapewne zmuszone do odpowiednio wcześniejszej reakcji na zagrożenie płynnościowe.

Wróćmy jednak do emisji publicznych. Czy grozi im całkowite wyginięcie? W krótkiej perspektywie – raczej nie. Kilka prospektów jest ważnych (Ghelamco, Kruk, PCC Rokita), same emisje publiczne nadal sprzedają się bardzo dobrze (popyt przekroczył podaż o 23 proc. w I półroczu), zainteresowanie inwestycjami w dług w dobie niskich stóp procentowych widać też po rekordowej sprzedaży detalicznych obligacji skarbowych. Tyle tylko, że publiczne emisje obligacji adresowane do inwestorów indywidualnych pozostaną pewnego rodzaju ciekawostką, jaskrawym dodatkiem do rynku, który się skurczy (bez OFE) i sprofesjonalizuje. Czy jest za czym płakać? Inwestorzy indywidualni będą mogli zamienić swoje inwestycje na jednostki funduszy lub ewentualnie dokonywać inwestycji na własną rękę na rynku wtórnym, któremu brakuje płynności i dlatego jest raczej ofertą dla hobbystów.

Na koniec pozostaje pytanie o niebezpieczeństwa dla rynku, które sprowadzają nań nadmierne regulacje. Domy maklerskie notują kolejne okresy strat, bez IPO nie ma prowizji za plasowanie, a prowizje maklerskie nie wystarczają przy tej wielkości rynku. W końcowym rozrachunku pojawia się pokusa realizacji bardziej ryzykownych przedsięwzięć po stronie domów maklerskich i – wobec słabnącej aktywności rynku kapitałowego – inwestycji „na nowych rynkach” wśród inwestorów.

Koszt alternatywny pojawia się zawsze i pytanie czy w tym wypadku nie jest zbyt wysoki? Zapewne nie z punktu widzenia regulatora rynku, który chroni inwestorów przed podejmowaniem ryzyka na rynku kapitałowym. Tyle tylko, że to ryzyko zostanie podjęte w innym miejscu. Gdzieś, gdzie trudniej je wycenić i porównać, gdzie profesjonalna jest tylko obsługa sprzedażowa.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych