Poszukiwana listem gończym Joanna S. uciekła z Hiszpanii
Joanna S., organizatorka piramidy finansowej, określana jako najbardziej poszukiwana Polka na świecie, uciekła z Hiszpanii, skąd miała zostać poddana ekstradycji – czytamy na portalu wPolityce.pl. Znacznie ułatwił jej to hiszpański sąd, ponieważ wydał wprawdzie postanowienie o ekstradycji, ale nie nakazał aresztować poszukiwanej listem gończym Polki
Historia Joanny S., której prokuratura w Polsce zarzuca oszustwo na ogromną skalę, ma niespodziewany zwrot akcji. Joannę S. i jej syna zatrzymano w Hiszpanii na podstawie międzynarodowych listów gończych. Wydawało się wówczas, że sprawa wkrótce znajdzie swój finał w Polsce. A jednak sąd w Madrycie zachował się w sposób kompletnie niestandardowy - zadziwiająco lub wręcz zastanawiająco.
Hiszpański sąd postanowił co prawda bezwarunkowo przekazać Polsce podejrzanych, ale równocześnie, do czasu uprawomocnienia wyroku ekstradycyjnego, zadecydował, że mogą przebywać na wolności. Joanna S. i jej syn musieli tylko podać swój numer telefonu do kontaktu i informować o zamiarze zmiany miejsca pobytu – czytamy na portalu.
Nie mieliśmy o tym pojęcia, strona hiszpańska nas nie informowała. To niezrozumiała sytuacja, biorąc pod uwagę fakt, że podejrzani ukrywali się długo przed wymiarem sprawiedliwości i grozi im wyrok 15 lat więzienia – powiedział prokurator Piotr Sawoń z Prokuratury w Białymstoku, prowadzącej sprawę piramidy finansowej.
Sam pobyt Joanny S. w Hiszpanii też może wydawać się dziwny. Polka, która przywłaszczyła sobie setki milionów zł, mogła spokojnie wyjechać gdzieś do Ameryki Południowej, do kraju bez umowy o ekstradycję z Polską. Jednak, w świetle ostatnich wydarzeń widać, że wybór Hiszpanii na miejsce pobytu wcale nie był taki zły.
Sprawę Joanny S. i jej finansowego przekrętu znanego jako Galleri New Form, opisaliśmy jako pierwsi w styczniu 2018. Stworzyła zaskakujący mechanizm inwestowania – klienci kupowali dzieła sztuki, przede wszystkim rzeźby, a Joanna S., zobowiązywała się odkupić je po pół roku. W większości wypadków nigdy zresztą nie dostali rzeźby, a jedynie certyfikat, że są jej właścicielem – czytamy na portalu.
Był to biznes dla swoich ludzi – obiecano im pewne i szybkie zyski. Nie było reklam w mediach, do klientów docierano pocztą pantoflową. Z założenia miało być to przedsięwzięcie ekskluzywne, przyciągające biznesmenów i celebrytów, choć w ostatnim etapie trwającej kilka lat działalności szukano nawet dość przypadkowych osób, starając się zagarnąć jak najwięcej pieniędzy, zanim wszystko się kończy.
Według prokuratury rozmiar oszustw sięga 300 milionów zł, choć inne źródła mówią nawet o miliardzie. Podobno w grę wchodziło także pranie pieniędzy, tak więc niektórzy inwestorzy nigdy się do transakcji z Joanną S. Nie przyznają.
Czytaj też: Haniebne praktyki w TSUE! „Polityczne trzęsienie ziemi”
wpolityce.pl/mt