Epitafium dla Europy. „Jesteśmy jak Bizantyjczycy”
Głupota elit USA oraz Europy w postępowaniu z Rosją spotyka się czasem z reakcją. Françoise Thom, francuska specjalistka ds. Rosji, zdystansowana i bardzo krytycznie oceniająca politykę Putina, napisała alarmistyczny w tonie artykuł, skierowany głównie do publiczności i elity politycznej Zachodu. Jej zdaniem, zupełnie nie zdają sobie one sprawy kryzysu z jakim mają obecnie do czynienia
Zaczyna od tonu Putina, który powinien spotkać się z tonem adekwatnym, a zamiast tego Zachód pokornie przyjmuje jego kogucią postawę, starając się go wysłuchać, zamiast - można powiedzieć - ostrzyć noże gotując rosół. To w jej ocenie zaskakujące i niepokojące.
Czytając zachodnią prasę, ma się wrażenie, że nic się nie dzieje - pisze Thom. - Ludzie Zachodu wydają się nie rozumieć, o co toczy się gra. Uważają, że rozstrzyga się tylko los Ukrainy, która, sądząc po pielgrzymkach naszych kandydatów na prezydenta, obchodzi ich mniej niż Armenii. Wielu francuskich urzędników uważa za normalne, że Rosja powinna domagać się strefy wpływów. Przypominają tych, którzy w 1939 roku wierzyli, że żądania Hitlera ograniczą się do Gdańska. Wystarczy jednak spojrzeć na teksty traktatów proponowanych przez Moskwę, by zrozumieć, że stawka jest zupełnie inna.
W jej opinii mamy do czynienia z najpoważniejszym wyzwaniem rzuconym Zachodowi przez Rosję, która gotowa jest zaryzykować, gdyby NATO nie chciało ustąpić, nawet konfliktem zbrojnym. Tymczasem wobec Putina i Rosji nie wolno mieć takiego tonu, ponieważ ta będzie czuła się zagrożona w pozycji każdej innej niż dominująca. Czy Europa i Amerykanie chcą oddać znów Europę Wschodnią walkowerem?
Dlaczego teraz?
Pytaniem, które w swym tekście Thom formułuje otwarcie jest kwestia dlaczego akurat teraz Moskwa zdecydowała się rzucić Zachodowi wyzwanie i dlaczego jest na tyle pewna zwycięstwa, iż może nie zawahać się odwołać do narzędzi wojskowych ryzykując wywołanie wojny. Powodów jest kilka. Relacja sił Rosja – Zachód jest obecnie zdecydowanie po stronie Moskwy, która zgromadziła większe niźli wcześniej zasoby (rezerwy złota i walut), uniezależniła się od dostaw żywności i ma dobre relacje z Chinami. Co więcej przedstawiciele rosyjskiej elity są przekonani o tym, iż dysponują przewagą wojskową na kontynencie, a rywale, przede wszystkim Stany Zjednoczone, są słabi, podzieleni i niezdecydowani. Również wysłanie przez USA do Moskwy wcześniej szefa CIA Williama J. Burnsa, który jest chłodnym pragmatykiem szukającym kompromisu było wyraźnym sygnałem administracji Joe Bidena, że jest duże pole do porozumienia z Moskwą. Dlaczego? Moskwa współdziałając z Pekinem, koordynując swoją politykę regionalną, może wymusić na Ameryce przebudowę światowego porządku. Amerykanie boją się mieć przeciwko sobie nie Rosję, a Rosję połączoną sojuszem z Chinami.
Jej zdaniem tek krok został odczytany przez Putina i jego otoczenie jako potwierdzenie, że Ameryka jest słaba, zdezorientowana i nie zdecyduje przeciwstawić się rosyjskiemu dyktatowi.
Jak wskazuje, powinniśmy się pozbyć stereotypów jeśli chodzi o Zimną Wojnę, która przez obecne elity Zachodu jest postrzegana w kategoriach negatywnych, więc dążenie do jej uniknięcia, waloryzuje się pozytywnie. Tylko, że w opinii profesor z Sorbony, jest dokładnie przeciwnie. Zimna Wojna uratowała, powstrzymując apetyty ZSRR, wolność społeczeństw Zachodu, a zatem teraz, jak można byłoby rozwinąć jej myśl, nowa Żelazna Kurtyna o której w Fulton mówił Churchill, winna zostać zaciągnięta odcinając Rosję od Europy. Wówczas, w 1947 roku, kiedy rządy Francji, Włoch i Belgii zachęcone przez Brytyjczyków wyrzuciły komunistów ze swoich składów pokazując w ten sposób europejską wolę oporu przed infiltracją, dopiero po tym kroku, Ameryka zdecydowała się przyłączyć do rodziny wolnych narodów Europy i bronić kontynentu przed komunistami. Dla państw naszego regionu było wówczas za późno, ale teraz jeszcze tak nie jest. Françoise Thom wydaje się nie być optymistą. Swój artykuł kończy zdaniem, które można byłoby uznać za epitafium dla Europy.
Po Monachium w 1938 r. Zachód wstydził się pozostawienia Czechosłowacji w szponach Hitlera. Dziś tchórzliwie zwodzimy Ukrainę, ale nawet nie zdajemy sobie sprawy z naszej hańby ani niebezpieczeństwa poddania się agresorowi. Jesteśmy jak Bizantyjczycy, którzy dyskutowali o płci aniołów, podczas gdy siły Osmanów niszczyły mury miasta - pisze Thom.
M. Budzisz, wPolityce.pl, mw