Informacje

Zdjęcie ilustracyjne / autor: pixabay.com
Zdjęcie ilustracyjne / autor: pixabay.com

Rosja zakręci naftowy kurek. Ale ropy nie zabraknie

Agnieszka Łakoma

Agnieszka Łakoma

dziennikarka portalu wGospodarce.pl, publicystka miesięcznika "Gazeta Bankowa", komentatorka telewizji wPolsce.pl; specjalizuje się w rynku paliw i energetyce

  • Opublikowano: 28 grudnia 2022, 11:20

  • 3
  • Powiększ tekst

Kreml zapowiedział wstrzymanie dostaw do państw, które wspierają limit cenowy na ropę, co może spowodować zamknięcie od 1 lutego także rurociągu „Przyjaźń”. Eksperci oceniają, że mimo to nie należy spodziewać się problemów z zaopatrzeniem w ropę i paliwa w Polsce.

Prezydent Rosji podpisał wczoraj dekret zakazujący eksportu ropy na okres pięciu miesięcy od 1 lutego począwszy do firm z krajów, które zgodziły się na wprowadzenie pułapu cenowego na rosyjski surowiec czyli USA, Grupy G-7 czyli najbardziej uprzemysłowionych państw świata oraz Australii i członków Unii Europejskiej. Decyzja ta nie jest zaskoczeniem, bo jeszcze przed wprowadzeniem 5 grudnia limitu przedstawiciele Kremla zapowiadali środki odwetowe. Wśród nich wymieniali ograniczenie naftowego wydobycia w Rosji oraz właśnie zakaz dostaw dla wspierających limit. –

Dekret Putina może oznaczać, że od 1 lutego Rosjanie przestaną słać ropę rurociągiem „Przyjaźń”, którego północna nitka biegnie przez Białoruś do Polski i Niemiec - mówi dyrektor ds. analiz rynku Krzysztof Romaniuk z Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego. Tym bardziej, że Polska jest na celowniku Rosji od dawna, a czołowi politycy wyrażają wyjątkowo nieprzychylne opinie o naszym kraju.

Podobną opinię ma prezes Instytutu Studiów Energetycznych Andrzej Sikora, który mówił nam tuż po wprowadzeniu pułapu cenowego o możliwości zamknięciu ropociągu jako jednym ze scenariuszy rozpatrywanych na Kremlu.

Północna nitka „Przyjaźni” zaopatruje największą polską rafinerię – w Płocku a także dwa zakłady wschodnioniemieckie – Leuna i Schwedt.

Dyrektor Romaniuk przypomina, że Polska – jak każdy kraj unijny - ma zapasy ropy ale przede wszystkim Naftoport w Gdańsku, którym sprowadza ropę statkami. Poza tym już wcześniej testowaliśmy „zamknięcie” ropociągu, więc - według eksperta - nie powinno być problemów ani z dostawami surowca do Płocka ani z zaopatrzeniem w paliwo na stacjach.

Zdaniem Andrzeja Sikory w przypadku zamknięcia „Przyjaźni” Polska i Orlen „na pewno sobie poradzi”, a w trudniejszej sytuacji będą rafinerie na Słowacji, w Czechach i na Węgrzech.

Wczorajszy dekret nie wywołał paniki na rynku naftowym, choć przedstawiciele rosyjskiego rządu w tym wicepremier Aleksander Nowak zapowiadali, iż odpowiedź na limit cenowy spowoduje rozchwianie rynku i doprowadzi do wzrostu cen.

Rynek spodziewał się odpowiedzi Rosjan, dlatego reakcja na giełdach jest spokojna – mówi dyrektor Krzysztof Romaniuk. Tym bardziej, że Rosjanie sprzedają swoją ropę i tak w cenie poniżej wyznaczonego przez Zachód limitu, ostatnio po około 52 dolary za baryłkę. Poza tym głównymi jej odbiorcami są Chiny i Indie, a te kraje limitu nie wsparły.

Dziś na londyńskiej giełdzie baryłka ropy Brent w dostawach na luty kosztuje poniżej 84 dolarów. Dla porównania na koniec listopada była wyceniana na prawie 88 dolarów.

Zdaniem eksperta POPiHN na notowania rynkowe bardziej – niż dekret rosyjskiego prezydenta – oddziałują obecnie i w najbliższych tygodniach będą oddziaływać informacje z USA i Chin. I to one mogą przyczynić się do podwyżek cen ropy. W Stanach Zjednoczonych z powodu gwałtownego ochłodzenia i śnieżyc wstrzymały częściowo pracę niektóre rafinerie, a z Chin płyną sygnały o częściowym poluzowaniu obostrzeń związanych COVID i możliwym wzroście popytu na paliwo.

Zachód wprowadził pułap cenowy na rosyjską ropę, by ograniczyć przychody Moskwy z eksportu surowców, które służą finansowani agresji na Ukrainę. Negocjacje w sprawie wysokości limitu trwały wiele tygodni, początkowo rozważano poziom 70 dolarów. Jednak Polska i kraje bałtyckie skrytykowały ten pomysł, argumentując, iż nie przyniesie spodziewanych efektów. Na dodatek koszty wydobycia surowca w Rosji szacuje się na około 20 dolarów za baryłkę.

Ostatecznie na dwa dni przed planowanym wprowadzeniem limitu udało się wypracować kompromis i limit wynosi 60 dolarów. W praktyce oznacza, że firmy żeglugowe, ubezpieczeniowe i reasekuracyjne nie mogą obsługiwać ładunków rosyjskiej ropy na całym świecie, chyba że jest ona sprzedawana po cenie niższej niż pułap cenowy . Poza tym równolegle Unia Europejska wprowadziła – także od 5 grudnia – zakaz kupowania rosyjskiej ropy dostarczanej drogą morską.

Agnieszka Łakoma

Powiązane tematy

Komentarze