Włochy: Gigantyczne zniszczenia po powodzi
Zwały wyschniętego, twardego błota, góry zdewastowanych sprzętów i wyposażenia domowego piętrzące się na chodnikach i przy drogach, wielka akcja sprzątania - tak wyglądają ulice w kilku dzielnicach Forli i okolicznych miejscowościach we włoskim regionie Emilia-Romania, gdzie trwa usuwanie szkód po katastrofalnej powodzi. Wszędzie pracują ochotnicy, mieszkańcy innych stron przybyli z pomocą.
W mieście Forli nadal woda stoi w kilku zamkniętych rejonach, gdzie służby wypompowują ją z domów i piwnic. Wszędzie krążą wozy strażackie, ekipy ze specjalistycznymi pompami, przedstawiciele służb ratunkowych z różnych stron Włoch. Na ulicach widać dziesiątki osób w ubłoconych kaloszach i ubraniach, z łopatami i wiadrami; przechodzą od domu do domu, pomagając wynosić zalane sprzęty, układać je na chodnikach do wysuszenia, wynieść na wysypiska to, co nie nadaje się już do użytku.
Przystanek autobusowy zamienił się w wielkie wysypisko śmieci. Leżą tam fragmenty zniszczonych mebli, drzwi szafy, krzesła, ubłocony sprzęt AGD, lodówki.
Przed jednym z budynków na stole leżą suszące się na słońcu książki. Wynosi je młoda kobieta, która pomaga mieszkańcom sprzątnąć dom, gdzie woda już opadła. „Oni ratują wyposażenie, ja zajęłam się ich cennym księgozbiorem” - mówi PAP.
„Forli wygląda jak chwilę po wojnie, po bombardowaniu. To, co robi największe wrażenie na nas, mieszkających w nietkniętej przez wodę dzielnicy to góry rzeczy wyniesionych z budynków; wszystko w błocie, w pyle, jakby wyniesione ze zbombardowanego domu” - powiedział PAP Marco, pracujący w jednym z urzędów administracji.
Dodał następnie: „Trwa wielka, niesłychana wręcz mobilizacja wśród mieszkańców. Każdy, kto może kupuje łopatę i kalosze i idzie pomagać. Ja tak spędzam kolejne dni” - dodał.
Rozmówca PAP podkreślił: „Romagnoli, mieszkańcy tej części regionu mówią: jeśli straciło się sto rzeczy pod wodą, to cieszy ta jedna, którą udało się z niej wydobyć. Takie jest podejście ludzi w tych dniach; dają nadzieję najdrobniejsze rzeczy, które uda się ocalić; choćby pamiątkowa fotografia”.
Starsza kobieta, stojąca przed swoim domem, jest bardzo zasmucona: woda zalała jej lodówkę pełną cappelletti, czyli pierożków - specjalności tego regionu, które ulepiła. „Wszystko jest do wyrzucenia, ale zrobię następne” - mówi.
Silvia, mieszkająca na przedmieściach Forli miała w domu ponad pół metra w domu. „To stało się nagle, wieczorem, nie było czasu na ewakuację, można było tylko wejść na wyższe piętro domu. Zanim tam uciekliśmy razem z mężem i starszym synem podnieśliśmy ciężką lodówkę i postawiliśmy wyżej, dzięki temu ocalała” - opowiedziała.
Teraz w jej domu, wolnym od wody i błota, trwa wielkie sprzątanie.
„Od razu przyszły do nas dziesiątki osób, gotowych pomagać - przyjaciele od zawsze, znajomi niewidziani od lat, ochotnicy i błyskawicznie pomogli nam usunąć błoto i wodę. Teraz chcę tylko powrotu do normalnego życia. Szkoły już zostały otwarte, ale mamy kłopoty z odwożeniem dzieci, bo nasze samochody już nie nadają się do niczego” - podkreśliła kobieta.
Zaznaczyła też: „Wielka mobilizacja i solidarność ludzi - to chcę zapamiętać z tych tragicznych dni”.
Szacowane na miliony euro straty poniosło seminarium w Forli. Rektor ksiądz Andrea Carubia w roboczym stroju i w kaloszach, czekając na ekipę specjalistów z pompą, potrzebną do usuwania wody z zalanych piwnic, powiedział PAP: „Zalaną mamy kuchnię, wszędzie stoi błoto, ale najbardziej ucierpiała nasza biblioteka, licząca 200 tysięcy książek, także cennych ksiąg, liczących kilkaset lat. Nie wszystko udało nam się uratować i wynieść na czas”.
Ksiądz zaznaczył: „Kiedy zaapelowaliśmy o pomoc, odpowiedziało nam trzysta osób, w tym 50 bibliotekarzy”.
Obok seminarium znajduje się magazyn żywności dla ubogiej ludności. Także tam wdarła się woda. Instytucja, która niesie pomoc, sama zmaga się z trudnościami. Woda i błoto dostały się do jednej z chłodni i zalały półki z żywnością dla 580 rodzin, którym na co dzień niesiona jest pomoc. Dyrektor diecezjalnej Caritas Filipo Monari wyjaśnił wysłanniczce PAP: „Otrzymaliśmy pomoc od wolontariuszy, udało się uprzątnąć błoto. Chcemy jak najszybciej wznowimy przekazywanie żywności zarówno naszym stałym podopiecznym, jak i powodzianom.
Gigantyczne, trudne do oszacowania straty widać na wsiach i w gospodarstwach rolnych między Forli a Faenzą. Błoto stoi na polach uprawnych, zniszczone są hektary winorośli, zdewastowane drzewa owocowe. Ten region nazywany jest „Fruit Valley”, Owocowa Dolina, bo dostarczane z niego są owoce do wielu krajów Europy. Miliony drzew owocowych, których korzenie „udusiły” się w wysychającym błocie trzeba usunąć. Na pierwsze uprawy nowych winorośli trzeba będzie czekać kilka lat.
To na wsiach i we wciąż odciętych od świata miejscowościach w górach i na wzgórzach, gdzie zeszły lawiny błotne, rozgrywa się największy dramat.
Czytaj też: Rosjanie zmuszeni do przegrupowania? Ekspert odpowiada
Czytaj też: Rosyjski okręt zaatakowany na Morzu Czarnym
PAP/kp