UOKiK ostrzega przed szybkimi kredytami nie tylko przed Bożym Narodzeniem
Wnieś 20,0 tys. zł opłaty za cały okres pożyczki+ 3,6 tys. zł zadatku (koszty kredytu) aby rozpatrzono twój wniosek o 45,0 tys. zł kredytu. Podpisz tu i tu, a otrzymasz prezent.
Jeśli oprocentowanie kredytu rośnie (wg stóp), to bank automatycznie podwyższy ci raty kredytu, jeśli jest odwrotnie tzn. stopy procentowe spadają, musisz wnieść na piśmie o obniżenie oprocentowania.
Odstąpiłeś od umowy? Nie dostaniesz zwrotu opłaty przygotowawczej, chociaż zgodnie z prawem ci się należy.
Formularz informacyjny dostaniesz tylko na 1 dzień, często niekompletny. Nie masz szans zorientować się jakie są oferty innych banków.
Firmę ubezpieczeniową zabezpieczającą twój kredytu podyktuje ci bank. Od razu w pakiecie automatycznie przystąpisz do grupowego ubezpieczenia. Mało tego, spłacisz kredyt i dalej będziesz płacił składkę ubezpieczeniową. Tu już automat nie działa.
Takim i innym praktykom firm finansowych przyglądał się od marca do listopada UOKiK.
Przytoczone wyżej przykłady dotyczą naszej rzeczywistości konsumenckiej. Na konferencji prasowej oprócz oficjalnego Raportu na temat kredytów konsumenckich przytaczano kuriozalne i wcale nierzadkie przykłady bardzo swobodnego podejścia do traktowania prawa. Kruczki prawne, to prawie powszechny sposób działania prawników bankowych. A przecież banki do tej pory są właściwie instytucjami zaufania publicznego. Do dzisiaj klienci, zwłaszcza starsi tak je traktują. Prośba o podpis tu i tu i jeszcze tu, aby otrzymać prezent, to dla wielu klientów jest oczywiste, że podpisują pokwitowanie prezentu, a nie umowę bankową o kredyt.
Doradcy finansowi klienta prześcigają się w manipulacjach, żeby konsument podpisał stosowny dokument. Era pośpiechu (rakiety mentalne), brak świadomości konsumenckiej znakomicie sprzyja takiemu procederowi. Tylko co 5. klient czyta umowę, a tylko co 10. zasięga porady prawnika (dot. umów o wysokie kwoty kredytu). Reszta klientów umowy podpisuje „w ciemno”.
I właściwie nic się nie zmieni, dopóki kredytodawcy nie będą ponosili chociażby ułamka odpowiedzialności za udzielony kredyt, a raczej jego spłatę.
To przecież wykształceni ekonomicznie prawnicy, doradcy, czyli sztaby finansistów mają o wiele większe rozeznanie w gospodarce i jest im o wiele łatwiej przewidzieć np. kryzys i jego skutki niż przeciętnemu Kowalskiemu, który zadłuża się, bo ma taką możliwość. Biorąc jeszcze pod uwagę kompletny brak świadomości konsumenckiej i zerową znajomość prawa bankowego Kowalskiego jest on właściwie bezbronnym i łatwym łupem bankowców.
Dzielenie odpowiedzialności za udzielony kredyt zdecydowanie zmieniłoby obraz rynku kredytów konsumenckich.
To, co w tej chwili można zrobić to edukować, informować, ostrzegać.
Krystyna Szurowska