Przetarg na szybki Internet w komórkach przegrywają klienci i Skarb Państwa
Przeciąga się w nieskończoność aukcja na częstotliwości 800 i 2600 MHz, dzięki którym operatorzy telekomunikacyjni będą mogli świadczyć usługi szybkiego Internetu LTE na terenie całego kraju. To najważniejsza tego typu aukcja od lat na polskim rynku telekomunikacyjnym. Prowadzi ją Urząd Komunikacji Elektronicznej. Wpływy do budżetu z tego tytułu szacowane są nawet na kilkanaście miliardów złotych. Sęk w tym, że komuś bardzo zależy na utrzymaniu status quo na rynku, czyli żeby te pieniądze nie ujrzały światła dziennego.
Pierwsze podejście do tej gigantycznej transakcji, czyli ogłoszenie aukcji na częstotliwości 800/2600 MHz odbyło się 30 grudnia 2013 r. Pierwotny termin składania ofert wstępnych określono na 13 lutego 2014. Jednak w dniu 11 lutego 2014 r. prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE) podjął decyzję o jej odwołaniu. - Sam proces aukcyjny, jak i towarzysząca mu dokumentacja przygotowane zostały prawidłowo i zgodnie z przepisami prawa – uzasadniała w specjalnym komunikacie Magdalena Gaj, Prezes UKE - jako organ regulacyjny, mam obowiązek zapewnienia wszystkim podmiotom obecnym na rynku możliwości prowadzenia działalności w stabilnym i pewnym otoczeniu. Najmniej pożądanym bowiem byłby fakt, gdyby ze względu na problemy techniczne w dostępie do załączników zawierających wyjaśnienia treści dokumentacji aukcyjnej przez 2,5 godziny w porze nocnej, podmioty uczestniczące w procesie aukcyjnym były narażone na podważanie decyzji rezerwacyjnych zapadłych po przeprowadzeniu aukcji.
Pechowe 2,5 godziny
O co chodziło? Otóż – jak tłumaczył oficjalny komunikat - ogłoszenie o aukcji zostało opublikowane w dniu 30 grudnia 2013 r. Pierwotny termin składania ofert wstępnych określono w nim na 13 lutego 2014 r. Zgodnie z przepisami, podmioty, które wniosły opłatę za dokumentację aukcyjną mogły, nie później niż na 21 dni przed upływem terminu do składania ofert wstępnych, zwrócić się do prezesa UKE o wyjaśnienie treści dokumentacji aukcyjnej. Wyjaśnienia dokumentacji aukcyjnej Prezes UKE opublikował w wymaganym przepisami terminie, który upływał w dniu 6 lutego 2014 r. Stosowna dokumentacja została umieszczona na stronie Biuletynu Informacji Publicznej UKE. Ze względu na problemy techniczne, potencjalni uczestnicy aukcji nie mieli jednak przez krótki czas (ok. 2,5 godziny) możliwości odczytu opublikowanych w dniu 6 lutego 2014 r. odpowiedzi na wnioski o wyjaśnienie treści dokumentacji aukcyjnej. W efekcie więc, opublikowanie wyjaśnień treści dokumentacji aukcyjnej, w sposób umożliwiający zapoznanie się z treścią załączników, nastąpiło w dniu 7 lutego 2014 r. „W związku z tym, kierując się dobrem potencjalnych uczestników postępowania, Prezes UKE podjął decyzję o zmianie ogłoszenia o aukcji i wydłużeniu terminu składania ofert wstępnych do dnia 14 lutego 2014 r., do godz. 15.00.” - czytamy w serwisie UKE.
Gdyby ktoś był złośliwy, mógłby ten aukcyjny zamęt wytłumaczyć dużo prościej. Chodziło o to, żeby całą transakcję wysadzić w powietrze i zadanie zostało zrealizowane w 100 proc. Ale idźmy dalej... Pani prezes UKE ogłosiła bowiem nowy harmonogram tej „imprezy”: 10 października 2014 - ogłoszenie aukcji na 19 rezerwacji częstotliwości 800 i 2600 MHz, zaś 10 lutego 2015 - rozpoczęcie aukcji, obecnie trwającej.
Aukcja trwa, a budżet państwa wciąż nie może się doczekać pieniędzy, chociaż ustawa budżetowa przewidywała wpływy z aukcji już trzykrotnie (w latach 2013, 2014, 2015). Zgodnie z ustawą budżetową na ten rok (Dz. U. z dnia 29 stycznia 2015 r.) łączne przychody budżetu państwa z sektora łączność zostały zaplanowane na kwotę 2,5 mld zł. W tym wpływy do budżetu z aukcji częstotliwości radiowych w paśmie 800/2600 zostały przewidziano na poziomie 1,8 mld zł.
Wykolejenie
Tymczasem wysokość kwot wylicytowanych w aukcji na teraz są o niebo większe, czyli za 800 MHz – 6, 3 mld zł, a za 2600 MHz – 5,1mld zł. Teoretycznie kwoty powinny jeszcze w tym roku powinny wpłynąć do budżetu. Ale druga aukcja ciągle trwa. Miała już 104 dni aukcyjne i 400 rund. Stawki wzrosły wielokrotnie i dalej idą w górę. Końca tego procesu nie widać. Czy zatem aukcja ma pecha, czy komuś po prostu nie zależy na zakończaniu tego procesu? Słychać głosy, że być może któryś oferentów (czytaj sieć komórkowa) sztucznie podbija stawkę, po to by ceny doprowadzić do absurdalnego poziomu i w efekcie, po raz kolejny „wykoleić” cały proces. Aukcja jest bowiem tak skonstruowana, że de facto nikomu nic za taką obstrukcję nie grozi.
W dniu 1 września 2015 roku Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji (MAiC) przedstawiło projekt rozporządzenia, którego celem jest skrócenie aukcji i doprowadzenie do jej realnego zakończenia i tym samym uzyskaniu miliardów złotych do budżetu. To ważne nie tylko dla tego rządu, ale przede wszystkim dla przyszłego. Patrząc na wielką nerwowość oferentów po przedstawieniu przez MAiC nowego projektu rozporządzenia, można się tylko domyślać o co tak naprawdę chodzi w tej grze. Z jednej strony operatorzy deklarują, że zależy im na częstotliwościach, ale z drugiej część z nich panicznie zareagowała na rysującą się bliską wizję zakończenia aukcji. Może w istocie nie wszystkim zależy na sukcesie aukcji i „grają na porażkę” całego procesu? Tak na marginesie, warto przypomnieć, że takie zamieszanie wokół polskich częstotliwości, to w sumie nic nowego w historii polskiej gospodarki po 1989 roku. Wcześniej podobne kontrowersje budził przydział częstotliwości dla Sferii, Aero2, Mobyland, wówczas też dochodziło do unieważnienia przetargu (na 1800 MHz).
Wybrańcy UKE
Na rynku telekomunikacyjnym i w kuluarach sejmowych słychać głosy, że najlepiej unieważnić aukcję i zacząć od nowa? Po raz kolejny? Komu może nie zależeć na częstotliwościach i przeciąganiu procesu? Może operatorowi, który ma ich dziś już wystarczająco dużo, nie chce wydawać pieniędzy i tracić rynku? Czy odpowiedzialne państwo może odpuścić lekką ręką 7-8 mld. Taka gra na czas to przecież gra na szkodę Skarbu Państwa. Bezczynność władz, to gra na szkodę interesu publicznego. Przecież niemal we wszystkich krajach UE częstotliwości zostały już rozdysponowane, a operatorzy rozpoczęli świadczenie usług. Klienci mają dobry Internet, a państwowe budżety zainkasowały miliardy euro do budżetu. Tylko Polska ciągle drepcze w miejscu. Nie mamy nowych usług i pieniędzy w budżecie. Mamy za to niekończący się przetarg, który powoduje, że płacimy krocie za LTE w komórkach, wypychając pieniędzmi kieszenie - za cichym przyzwoleniem UKE - tylko wybranym operatorom. Oczywiście nie w drodze przetargu tylko bezkarnej obstrukcji przetargowej.