Stosunki Chiny-USA jeszcze nigdy nie był tak złe. Konfrontacja może być blisko
Obecna wizyta chińskiego prezydenta Xi Jinpinga w Waszyngtonie i jego przyjęcie z najwyższymi honorami nie mogą przysłonić faktu, że relacje między USA a Chinami pogorszyły się w ostatnich latach, głównie z powodu nacjonalistycznej polityki Pekinu.
Mimo wzajemnego ekonomicznego uzależnienia obu państw konflikty między nimi nabrzmiały za rządów Xi i w USA nasilają się głosy, że administracja prezydenta Baracka Obamy powinna asertywniej reagować na posunięcia Chin, odbierane jako prowokacyjne próby badania wytrzymałości Ameryki.
Od wejścia na drogę sterowanego przez rząd kapitalizmu przez Deng Xiaopinga ponad trzy dekady temu USA prowadzą politykę konstruktywnego zaangażowania z Chinami. Polega ona na współpracy ekonomicznej i cichym tolerowaniu łamania przez Pekin praw człowieka, w nadziei, że rozwój gospodarki rynkowej doprowadzi z czasem do liberalizacji politycznej.
„Wszyscy amerykańscy prezydenci od Richarda Nixona poczynając zakładali, że polityka zaangażowania, współpraca i dialog z Chinami zmieni je w pozytywny sposób, zanim staną się tak potężne, że same zmienią świat” - powiedział na briefingu przed wizytą Xi ekspert ds. Azji w waszyngtońskim Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) Michael Green.
Nadzieje na polityczną ewolucję Chin się nie spełniają – w Państwie Środka nadal niepodzielnie rządzi partia komunistyczna. Wzajemne uzależnienie ekonomiczne (Chiny współfinansują wzrost USA kupując ich obligacje skarbowe, Ameryka to najważniejszy rynek dla chińskiego eksportu) pomaga zachować strategiczną równowagę między obu mocarstwami, ale narastają konflikty geopolityczne, powodowane chińskimi próbami „wypchnięcia” USA z rejonu zachodniego Pacyfiku.
Chiny zgłaszają roszczenia terytorialne wobec sąsiadów, m.in. do wysp na Morzu Wschodniochińskim i Południowochińskim, do których pretensje mają takie kraje jak Filipiny. Asertywna polityka i zbrojenia Pekinu niepokoją azjatyckich sojuszników USA, jak Japonia i Korea Południowa. W ostatnich latach Chiny próbują ograniczyć swobodę międzynarodowej żeglugi na wspomnianych morzach i sztucznie powiększają sporne wyspy, budując na nich bazy wojskowe.
Za rządów Xi Jinpinga Pekin urządza demonstracje siły swojej szybko rozbudowywanej armii. Na początku września chińska marynarka wpłynęła na amerykańskie wody terytorialne w pobliżu Alaski, a w Pekinie odbyła się parada wojsk w 70. rocznicę pokonania Japonii w II wojnie światowej, z pokazem transkontynentalnych rakiet balistycznych. Nasila się propaganda ukazująca USA jako nieprzyjaciela.
W USA uważa się, że agresywna polityka Pekinu zmierza do utwierdzenia statusu zachodniego Pacyfiku jako strefy wpływów Chin – mimo obecności floty amerykańskiej w tym regionie. Podejrzewa się też, że Chinom chodzi o zapewnienie, by Ameryka nie zareagowała zbrojnie w wypadku „pochłonięcia” przez nie Tajwanu, mimo wspierania go przez USA i dostarczania mu broni. Jak uważa ekspert z Brookings Institution, Richard C. Bush, chociaż sprawa Tajwanu ucichła w ostatnich latach w wyniku ugodowej polityki jego obecnego rządu, może wysunąć się na pierwszy plan po spodziewanym powrocie do władzy Demokratycznej Partii Postępowej (ang. skrót DPP) w wyniku styczniowych wyborów na wyspie.
W kwietniu br. ujawniono, że chińscy hakerzy weszli w posiadanie danych osobowych milionów pracowników amerykańskiej administracji. Innymi problemami spornymi są chiński projekt ustawy ograniczającej swobodę działania zagranicznych organizacji pozarządowych w Chinach i dalsze tłumienie wolności korzystania z internetu.
W sferze gospodarki USA mają do Pekinu pretensje o kradzież własności intelektualnej, manipulację chińską walutą w celu wzmocnienia eksportu oraz protekcjonistyczne blokowanie firmom z USA dostępu na chiński rynek. Administracja Obamy starała się rozładować te konflikty, proponując Chinom porozumienie „G-2”, czyli partnerstwo obu mocarstw w rozwiązywaniu sporów ekonomicznych i innych kwestii. Pekin dał jednak do zrozumienia, że nie jest zainteresowany taką formułą, która uznawałaby równorzędną rangę Państwa Środka, ale w zamian za ponoszenie odpowiedzialności za rozwiązywanie problemów międzynarodowych (oficjalna odpowiedź brzmiała, że Chiny są wciąż krajem na dorobku).
Odrzucenie oferty przez Pekin przyczyniło się do ogłoszenia przez Obamę w 2012 r. „zwrotu ku Azji”. Miało to oznaczać wzmocnienie współpracy wojskowej USA z krajami Azji Wschodniej zaniepokojonymi agresywnymi krokami Pekinu na tamtejszych morzach, jak Filipiny, Malezja i Wietnam. Deklaracja Obamy wywołała gniewną reakcję ekipy Xi Jinpinga – rządzącego od 2011 r. - która zarzuca Ameryce próbę „powstrzymywania” Chin, czyli okrążenia i tłumienia ich mocarstwowych aspiracji. Odpowiedzią Pekinu było zacieśnienie więzi z Rosją, w tym współpracy wojskowej.
Mimo wcześniejszej wizyty Xi w USA, podróży Obamy do Chin w ubiegłym roku i licznych spotkań na niższych szczeblach jedynym przykładem namacalnej ugody w stosunkach między obu krajami – i realnego ustępstwa Chin - było zeszłoroczne porozumienie w sprawie redukcji gazów cieplarnianych. W innych konfliktowych sprawach Xi Jinping był nieugięty.
W kwestii cyberataków na amerykańskie komputery rządowe Pekin zaprzecza, aby rząd chiński miał z tym cokolwiek wspólnego. W czasie środowej wizyty w Seattle Xi Jinping powiedział, że jego kraj będzie współpracował z USA w zwalczaniu przestępczości komputerowej. Obiecał też, że rząd chiński „w żaden sposób nie będzie uprawiał komercyjnej kradzieży (w domyśle: własności intelektualnej)”, i oświadczył, że „włamywanie się do rządowych sieci (komputerowych) musi być karane, zgodnie z prawem i traktatami międzynarodowymi”. Waszyngton zastanawia się, czy za słowami tymi pójdą czyny.
W sprawie ograniczania swobody żeglugi na Morzu Południowochińskim administracja Obamy oświadczyła, że USA „nie są zobligowane” do respektowania chińskich żądań, by obce okręty trzymały się na odległość co najmniej 12 mil morskich od fortyfikowanych przez Chiny wysepek. Jednak od 2012 roku – jak przyznał w Kongresie wiceminister obrony David Shear – flota USA nie wpłynęła ani razu na te zastrzeżone przez Chińczyków wody.
Ugodową postawę ekipy Obamy krytykują politycy i komentatorzy. 26 członków Kongresu wezwało prezydenta w liście, aby zezwolił flocie amerykańskiej na korzystanie z wód w pobliżu chińskich wysp. „Prezydencka strategia twardej retoryki wobec Chin i unikania otwartej z nimi konfrontacji staje się coraz bardziej nie do utrzymania” - pisze analityk Bloomberg News Josh Rogin.
Ekspert ds. Azji w American Enterprise Institute Michael Auslin napisał na portalu tego think tanku, że „czas na realizm w stosunkach USA-Chiny”. Uważa on, że zapowiadany w ramach szczytu Obama-Xi układ o "bezpieczeństwie w cyberprzestrzeni" „nie zdziała nic, by powstrzymać agresję” Chin w internecie. Wzywa też rząd, aby „zaprzestał bierności wobec chińskich prowokacji z obawy, że zaszkodzi to naszym stosunkom handlowym”.
„Najwyższy czas, by USA działały jako gwarant regionalnej stabilizacji, którym mienią się być. Oznacza to wysłanie amerykańskich okrętów i samolotów do brzegów sztucznie rozbudowanych chińskich wysp na Morzu Południowochińskim. Nie sprzeciwiając się chińskim roszczeniom terytorialnym, w zasadzie potwierdzamy je i kierujemy przesłanie politycznej słabości do naszych sojuszników w Azji” - pisze ekspert AEI.
Auslin wyraża opinię, że ostatnie trudności ekonomiczne Chin (krach na giełdzie i spadek PKB w związku z zadłużeniem wewnętrznym) osłabiają argument, iż należy znosić cierpliwie wykroczenia Chin, dopóki są one „kurą znoszącą złote jaja”. Jednak inni zwracają uwagę, że kryzys gospodarczy w Chinach grozi ich destabilizacją m.in. dlatego, że niski wzrost nie zapewni pracy milionom wieśniaków migrującym do miast.
Tymczasem rząd w Pekinie, dla którego harmonia społeczna jest priorytetem – argumentują specjaliści od Chin – może starać się rozładowywać napięcia przez dalsze rozbudzanie nacjonalizmu i wrogości wobec domniemanych nieprzyjaciół, z USA na czele. Xi jest do tego skłonny bardziej niż jego poprzednicy: Hu Jintao i Jiang Zemin. Zatem zdaniem ekspertów w najbliższej przyszłości stosunki amerykańsko-chińskie mogą się jeszcze dodatkowo pogorszyć.
PAP/ as/