Michał Bełbot: "Każdą zmianę należy przeprowadzić mądrze"
Władze Gdyni chcą uporządkować przestrzeń miejską w historycznych dzielnicach miasta, wprowadzając między innymi tzw. strefy ciszy reklamowej. O ile idea uprzątnięcia estetyki miejskiej jest słuszna, to formuła proponowana przez urzędników budzi szereg wątpliwości - tak lokalnych przedsiębiorców jak i radnych opozycji. O ciszy reklamowej, podatku od marketingu i problemie reklamy w przestrzeni publicznej rozmawiamy z gdyńskim radnym PiS Michałem Bełbotem.
CZYTAJ o gdyńskich strefach ciszy reklamowej: Gdynia wprowadzi cenzurę reklamową?.
Arkady Saulski: Jak ocenia pan pomysł na "ciszę reklamową" w Gdyni - słuszna idea uporządkowania miasta czy może dość łopatologiczna próba walki z reklamowym chaosem?
Michał Bełbot: Idea uporządkowania chaosu reklamowego w mieście jest oczywiście słuszna, zwłaszcza gdy mówimy o historycznym Śródmieściu Gdyni, które stanowi część naszego narodowego dziedzictwa i wizytówkę miasta. Czy będzie „łopatologiczna” okaże się gdy poznamy szczegóły projektu. Na razie prezentowane założenia budzą pewne zastrzeżenia.
Czy w związku z pojawieniem się idei strefy wolnych od reklam dotarły do pana już opinie przedsiębiorców? Jeżeli tak - to jak oceniają oni regulacje? Czy nie ma obaw, że nowa idea zaszkodzi ich firmom?
Każdą zmianę należy przeprowadzić mądrze – tak aby nie ucierpiały interesy mieszkańców miasta, czy przedsiębiorców. Obawy przedsiębiorców docierają do nas w dużej ilości i niestety nie są one pozbawione podstaw - wydaje się, że pod płaszczykiem dbałości o estetykę otoczenia władze miasta tylnymi drzwiami wprowadzają kolejne obciążenia fiskalne tzw. „podatek reklamowy”.
Jak może wyglądać taki podatek?
Dotknie on przedsiębiorców eksponujących na zewnątrz lokali szyld, którego wielkość „nieodpłatna” zostanie ograniczona do nieznanej jeszcze powierzchni. Gdy przedsiębiorca wyrazi potrzebę powiększenia szyldu zostanie obciążony opłatą. Drugi filar podatku dotknie właścicieli nośników pozwalających na umieszczanie np. billboardów czy banerów. W jego efekcie władze chcą doprowadzić do zniknięcia reklam z elewacji budynków. Niestety uderzyć to może w najuboższe wspólnoty, których np. fundusz remontowy bazuje na dochodach uzyskanych z wynajmu takich nośników.
Zawsze w przypadku tego typu idei pojawia się wątpliwość natury wolnościowej - czy zakaz reklam w danym miejscu nie jest zamachem na wolność gospodarczą, prawo do prowadzenia własnego przedsiębiorstwa i tym samym, reklamowania go?
Naturalnie jest to pewne ograniczenie wolności gospodarczej, która parafrazując klasyczną sentencję w tym wypadku kończy się tam, gdzie naruszony zostaje zmysł estetyczny innych obywateli. Ów zmysł jest jednak płynny więc trzeba przyjąć pewne sztywne, ustandaryzowane kryteria, które powinny pogodzić obie strony sporu. W moim przekonaniu należy to uczynić tak aby przede wszystkim nie ucierpieli mieszkańcy, których często spora część dochodu zależy od wynajmu nośnika czy ekspozycji szyldu.
Jak rozwiązuje się ten problem w innych, historycznych miastach w Europie, choćby u naszych sąsiadów?
W miastach na zachodzie Europy często przyjmuje się rozwiązania nie polegające na karaniu za przedsiębiorczość (podatek) tylko zachęcaniu przedsiębiorców aktywnej partycypacji w przeprowadzanych zmianach i wpisania się w panującą estetykę otoczenia np. poprzez konieczność dostosowania kolorystyki szyldów, ujednolicenie designu frontów sklepowych itp., co oczywiście stanowi dla nich jakieś obciążenie finansowe ale ma ono charakter jednorazowy. Na koniec zwrócę jeszcze uwagę na niefortunną, ustawową definicję szyldu, którym posługuje się przedsiębiorca – obejmuje ona jedynie instalację znajdującą się na zewnątrz budynku. Jestem w stanie wyobrazić taką sytuację, że po wprowadzeniu zmian przedsiębiorcy dążyć będą do zachowania jak największej powierzchni okien aby szyld w formie reklamy powiększać od środka. Niestety ustawodawca nie przewidział tej sytuacji.
Rozmawiał Arkady Saulski.