Portugalia walczy o przetrwanie - można uczyć się na jej błędach
Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu Portugalia mogła wydawać się Polakowi prawdziwym rajem – przyjazny klimat, południowy luz, stosunkowo hojne dla swoich obywateli państwo i niczym niezmącona radość życia. Ale ten sielski obrazek rozsypał się niedawno jak domek z kart – o pracę tu teraz trudno, zarobki są dość niskie i ciągle spadają, a niespłacone długi straszą coraz większą rzeszę Portugalczyków. Co stało się w kraju, który w tak szybkim tempie stanął na progu ekonomicznej katastrofy?
Lotnisko Aeroporto Porto Francisco Sa Carneiro w mieście Porto robi bardzo dobre wrażenie i nie zapowiada późniejszych niespodzianek, jakie czekają na odwiedzającego Portugalię po raz pierwszy. Lotnisko nie jest co prawda zbyt duże, ale czyste i bardzo nowoczesne (w hali odlotów są nawet stanowiska komputerowe z bezpłatnym dostępem do internetu, co na innych lotniskach jest rzadko spotykane). Sytuacja zmienia się, gdy miejski autobus jadący do centrum miasta wjeżdża w małe uliczki przedmieść tego portowego miasta. Teraz Polak może poczuć się tu prawie jak w domu. Ba, Polak może się nawet tu nieco dowartościować, bo lokalna droga jest w wielu miejscach dziurawa, a niektóre domy bardzo zaniedbane (są też i takie, które wręcz rozsypują się w oczach). Kontrast po wcześniejszej wizycie w Madrycie (skąd wiele osób przybywa do Portugalii) jest duży i pogłębia się jeszcze bardziej, gdy autobus dojeżdżający do centrum Porto mija zrujnowane kamienice, jakich w centrum Madrytu, a nawet w wielu polskich miastach już dziś nie zobaczymy (kamienice te są na ogół prywatne, a wielu ich właścicieli nie ma po prostu środków na remont).
Mimo tego Portugalia sama w sobie ma wiele uroku, dlatego rokrocznie przyciąga miliony turystów, którzy wizytę w tym kraju wspominają na ogół z dużym sentymentem. Niestety, w tym przyjaznym i słonecznym kraju od kilku lat dzieje się źle. A nawet bardzo źle, jeśli przyjrzymy się jego gospodarce. Pytanie brzmi: dlaczego w Portugalii pojawiło się nagle aż tyle problemów i z czego one wynikają?
Pilnujcie swoich długów
Michał Szymański, partner zarządzający w firmie Money Makers, tłumaczy, że istotą problemu niektórych krajów strefy euro są zbyt wysokie poziomy zadłużenia i jednocześnie nieefektywna gospodarka lub przedsięwzięcia, które finansowano długiem. Rządy i przedsiębiorstwa krajów takich jak Grecja, Hiszpania, Irlandia czy Portugalia po wejściu do strefy euro zachłysnęły się łatwością pożyczania pieniędzy na niski procent, a rządy i samorządy lokalne z łatwością uchwalały wydatki, które nie przekładały się na możliwości rozwoju kraju.
– One same tolerowały bądź przyjmowały prawa ograniczające efektywność gospodarki, kompensując to sobie dalszym zadłużaniem się. Brak odpowiedniego rozwoju kraju lub zysków z przedsięwzięć gospodarczych powoduje, że nie ma środków na spłatę zaciągniętego zadłużenia, a nawet samych odsetek. Przez pewien czas kraje Południa nie chciały nic zmieniać i dalej zadłużały się. Aż przekroczyły punkt krytyczny i stało się to już niemożliwe – mówi Szymański.
Jakie płyną z tego wnioski dla nowych krajów Unii, w tym Polski? Podstawowy jest jeden – pilnujmy swoich długów, bo bardzo łatwo jest stracić nad nimi kontrolę (o czym dobrze wiedzą już np. nasi bratankowie z Węgier).
Ale wróćmy do Portugalii, wszak jej problem, choć mniejszy w skali (niż np. włoski czy grecki), jest podobny.
– Tamtejsze firmy jako całość są jednymi z najbardziej zadłużonych wśród krajów rozwiniętych. Jednocześnie od czasu wejścia do strefy euro Portugalia rozwijała się bardzo powoli – średnio o 1,2 proc., przy średniej unijnej 1,5 proc. Tymczasem przedsiębiorstwa muszą mieć większe zyski, aby dług obsługiwać i go później spłacać. Bez tego rośnie ryzyko masowych bankructw lub w najlepszym przypadku – dużych redukcji zatrudnienia. Jednocześnie rząd Portugalii ma małe możliwości zwiększania długu, biorąc pod uwagę to, że obecne zadłużenie rządowe wynosi już ponad 100 proc. PKB, co jest wartością uważaną za bardzo wysoką (w przypadku Polski jest to ok. 55 proc.) – dodaje Szymański.
Cały reportaż z Portugalii w lutowym wydaniu „Gazety Bankowej”.
Leszek Sadkowski