Informacje

fot. wykorzystano z licencji Wikipedia Commons; original photo from: http://www.flickr.com/photos/primeministergr/4150070184/
fot. wykorzystano z licencji Wikipedia Commons; original photo from: http://www.flickr.com/photos/primeministergr/4150070184/

Donaldowi Tuskowi grożą dwa lata więzienia

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 7 maja 2013, 13:55

    Aktualizacja: 7 maja 2013, 16:45

  • 25
  • Powiększ tekst

Dwa lata więzienia i trzy miliony złotych grzywny grożą Donaldowi Tuskowi za ujawnienie decyzji o odwołaniu prezes PGNiG, Grażyny Piotrowskiej-Oliwy, zanim zrobiła to gazowa spółka w komunikacie do inwestorów. To mogło negatywnie wpłynąć na notowania akcji na warszawskim parkiecie. KNF prowadzi już postępowanie w tej sprawie. Podobnych, nieodpowiedzialnych wypowiedzi polskich polityków z rządu było w ostatnich miesiącach jeszcze kilka.

Donald Tusk podczas konferencji prasowej ogłosił, że Grażyna Piotrowska-Oliwa nie jest już prezesem koncernu gazowego PGNiG. Poszło o zamieszanie związane z memorandum w sprawie budowy drugiej nitki gazociągu jamalskiego. Tusk o tej sprawie dowiedział się dopiero z mediów, więc wyrzucił z rządu ministra Mikołaja Budzanowskiego. Stanowisko straciła też Piotrowska-Oliwa. Problem w tym, że w przypadku prezes PGNiG, spółka wcześniej nie wydała oficjalnego komunikatu.

- Tuż po odwołaniu prezesa, spółka powinna niezwłocznie opublikować raport bieżący za pomocą systemu ESPI - twierdzi Kamil Adamiec, specjalista w Zespole Doradztwa dla Emitentów Instrumentów Finansowych banku DnB Nord. - Dopiero później tę informację mógłby wykorzystać premier.

Zdaniem przepytanych przez Money.pl prawników, informacja o odwołaniu Piotrowskiej-Oliwy mogła być informacją poufną, czyli taką, która wcześniej nie została przekazana do informacji publicznej, a po ujawnieniu mogłaby istotnie wpłynąć na notowania cen akcji.

- To była informacja poufna - stwierdził mecenas Wojciech Chabasiewicz z kancelarii Chabasiewicz, Kowalska i partnerzy. Według niego dowodem na to, że odwołanie prezes wpłynęło na cenę spółki, jest reakcja rynku.

Akcje PGNiG po informacji o dymisji potaniały o blisko 2 procent.

Przedstawiciele opozycji są oburzeni zachowaniem premiera. - Opinia publiczna po raz kolejny dowiedziała się o ważnej informacji nie od odpowiednich organów spółki, tylko od właściciela. Z kolei Donald Tusk po raz kolejny udowodnił, że kiedy w spółce dzieje się coś złego, to on nie bierze za to odpowiedzialności, tylko udaje, że twardą ręką zarządza spółką - twierdzi w Money.pl Przemysław Wipler, poseł Prawa i Sprawiedliwości.

Sprawą zajęła się teraz Komisja Nadzoru Finansowego. - Na obecną chwilę w sprawie PGNiG mogę powiedzieć jedynie, że podejmujemy wszystkie możliwe czynności w celu jej wyjaśnienia - zapewnił Maciej Krzysztoszek z Departamentu Komunikacji Społecznej KNF.

Co może grozić premierowi za nieuprawnione przekazanie wiadomości o odwołaniu Piotrowskiej-Oliwy? W najgorszym dla premiera scenariuszu - zgodnie z ustawą o obrocie instrumentami finansowymi - kto wbrew zakazowi ujawnia informację poufną, podlega grzywnie do 2 milionów złotych albo karze pozbawienia wolności do lat 3, albo obu tym karom łącznie.

Rykoszetem może się to odbić również na spółce. - Firmę do odpowiedzialności może pociągnąć giełda, na przykład zawiesić obrót akcjami. Oprócz tego KNF może złożyć wniosek o zawieszenie akcjami spółki i wszcząć postępowanie wobec osoby, która poinformowała wcześniej, albo wobec spółki, jeśli nie dokonała staranności i nie dotrzymała terminów - powiedział Kamil Adamiec.

Sam premier nie poczuwa się do winy. Podkreślił też, że informację o dymisjach podały wcześniej media. - Nie sądzę, żeby ktoś z tego tytułu poniósł najmniejszą stratę - powiedział. Money.pl poprosił o komentarz przedstawicieli resortu skarbu, jednak do momentu publikacji tekstu nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.

- To nic, że raport poszedł po godzinie. Sytuacja jest o tyle dobra, że rynek spekulował już o odwołaniu prezes. Wydaje się, że nie jest to informacja cenotwórcza - uważa Piotr Paliło, prezes Biura Informacji Kapitałowej.

- Można domniemywać, że premier umyślnie nie łamie prawa i nie chce szkodzić akcjonariuszom spółek giełdowych - tłumaczy Paweł Cymcyk z ING TFI. - Politycy nie do końca zdają sobie jednak sprawę, że w ten sposób mogą zaszkodzić części inwestorów.

Czy Donald Tusk poniesie konsekwencje? - Wszystko jak zwykle rozejdzie się po kościach - twierdzi Cymcyk. - Trudno wyobrazić sobie sytuację, że premier zostanie odwołany dlatego, że zapowiedział odwołanie prezesa spółki.

To nie pierwszy raz, kiedy spółka musiała gasić pożar wywołany nierozważną wypowiedzią ważnego polityka. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w listopadzie ubiegłego roku, kiedy to gazowy gigant wynegocjował obniżkę cen gazu dostarczanego przez Gazprom. Oficjalny komunikat w tej sprawie pojawił się 6. listopada, na godzinę przed otwarciem giełdy. Dzień wcześniej, jeszcze w trakcie handlu na GPW, Radosław Sikorski napisał na Twiterze: - Intuicja podpowiada mi, że minister Budzanowski wkrótce będzie miał ważne wiadomości w sprawie cen gazu dla Polski.

- Moim zdaniem było to ewidentne złamanie prawa - twierdzi Przemysław Wipler. - Papiery spółki w tym dniu drożały nawet o 15 procent - przypomina.

Od ogłoszenia porozumienia z Gazpromem PGNiG zyskał ponad 35 procent.

Innego zdania był urząd. Według Komisji Nadzoru Finansowego, minister spraw zagranicznych nie złamał prawa. - To nie była informacja poufna - informowała wtedy Katarzyna Mazurkiewicz z Departamentu Komunikacji Społecznej KNF.

O tym, że rządowi brakuje wyczucia w ogłaszaniu ważnych z punktu widzenia inwestorów i spółek giełdowych informacji, pokazał także przykład podatku od kopalin z końca 2011 roku. 18. listopada premier ogłosił zamiar wprowadzenia nowej daniny, po czym kurs miedziowego giganta spadł o 14 procent.

- Po dosyć oszczędnych informacjach ze strony rządu na temat wprowadzanego podatku od kopalin, inwestorzy zaczęli uwzględniać tę kwestię w swoich wycenach. Nie znali jeszcze szczegółów. Stąd paniczna wyprzedaż akcji KGHM, jaką obserwowaliśmy w końcówce 2011 roku - komentuje Paweł Cymcyk.

Wtedy problemem nie było tylko samo ujawnienie informacji, ale także możliwość wykorzystania jej przez współpracowników premiera. Janusz Palikot posądzał wtedy o wykorzystywanie wiedzy niejawnej Jana Krzysztofa Bieleckiego, szefa Rady Gospodarczej przy Premierze. KNF nie doszukała się jednak żadnych nielegalnych praktyk.




Damian Słomski i Maciej Rynkiewicz, Money.pl

Powiązane tematy

Komentarze