Spis powszechny odsłania prawdziwy obraz bezrobocia: jest o niemal 3 procent wyższe niż mówią oficjalne statystyki
Oficjalne dane dotyczące bezrobocia są inne niż wyniki spisu powszechnego: pracuje nie 15,9 mln Polaków, tylko 14,2 mln - informuje "Dziennik Gazeta Prawna". Informacja przeleciała przez kilka portali, ale w dużych telewizjach - ani słowa.
Szkoda, bo może to być dobry punkt wyjścia do debaty nad prawdziwą kondycją gospodarki i społeczeństwa, kondycją poza wielkimi miastami bynajmniej nie zieloną. Co gorsze, ostatnie lata to czas w tej mierze zmarnowany. Państwo nie buduje sprężyn rozwoju gospodarki, jak to robią wszystkie nowoczesne kraje. A o tworzeniu miejsc pracy rozmawiamy absurdalnie. Albo wierząc, że wystarczy zmienić przepisy (Palikot) albo rzucając populistyczne hasło budowania fabryk przez państwo (też Palikot, ale już zmieniony). O prawdziwym nowotworze hamującym rozwój Polski - biurokracji, rozdętej za czasów PO niesamowicie - nikt nie mówi.
Jaki jest więc prawdziwy obraz pracy i bezrobocia w Polsce? "Dziennik Gazeta Prawna" stwierdza, że gdy spojrzymy na rynek pracy z perspektywy spisu powszechnego, okazuje się, że jest z nim znacznie gorzej, niż wynika to z oficjalnych statystyk:
Według spisu na koniec pierwszego kwartału 2011 r. pracowało 14,2 mln osób, wliczając w to szarą strefę. Bezrobotnych było w tym czasie 2,1 mln, co oznacza, że faktyczna stopa bezrobocia wynosiła 12,9 proc. Była zatem aż o 2,9 pkt proc. wyższa, niż wynika to z oficjalnych publikacji GUS – według urzędu w tym samym czasie ubiegłego roku stopa bezrobocia wyniosła dokładnie 10 proc.
Rozbieżności wynikają z tego, że przed spisem badania ekonomiczne ludności (BAEL) przeprowadzane przez GUS mówiły o 15,9 mln pracujących (o 1,7 mln więcej, niż wykazał spis) i 1,8 mln bezrobotnych (o 300 tys. mniej niż w spisie).
W rozmowie z DGP prof. Zenon Wiśniewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu ocenia, że "różnica jest szokująca". I albo liczba pracujących w badaniach BAEL została jakimś cudem drastycznie zawyżona, albo jakiś błąd wkradł się do wyników spisu.
Ale GUS uspokaja.
Nie mamy jeszcze danych o ponad milionie osób
– mówi DGP Grażyna Marciniak, wiceprezes urzędu. Z powyższych liczb wynika jednak, że dane o tym milionie nie zmienią fakty rozbieżności .Co więcej, w oficjalnej notatce zamieszczonej na stronie internetowej urzędu takich zastrzeżeń nie ma:
Co prawda całkowita liczba obywateli, którzy pracowali na koniec pierwszego kwartału ubiegłego roku, powiększy się do 15,2 mln, ale stopa bezrobocia w tym okresie wyniesie 12,2 proc., czyli będzie o 2,2 pkt proc. wyższa, niż mówią oficjalne dane GUS
- twierdzi "Dziennik Gazeta Prawna".
Co gorsza, zdaniem gazety, przy okazji może się okazać, że znacznie niższy, niż się obecnie przyjmuje, jest wskaźnik zatrudnienia. Obecne statystyki mówią, że przekracza on 50 proc., czyli że więcej niż połowa osób w wieku 15 lat i więcej ma pracę. Tymczasem z danych spisu powszechnego wynika, że rzeczywisty wskaźnik zatrudnienia to 45,7 proc.
A więc - nazwijmy to wprost - po 5 latach "dynamicznego rozwoju" mamy stan jak z kraju w stanie zapaści.
gim, źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"