Polskich klubów nie stać na polskich piłkarzy
Nigdy wcześniej tak wielu obcokrajowców nie zasiliło naszej Ekstraklasy. I nigdy wcześniej nasze kluby nie dokonały takiego blamażu w rozgrywkach na arenie międzynarodowej. Zachłystywanie się wysokim rankingiem FIFA dla Polski i patrzenie na niego tylko przez pryzmat aktualnych wyników Roberta Lewandowskiego i spółki to przecież przejaw wyjątkowej krótkowzroczności w ocenie perspekyw polskiego futbolu – zwraca uwagę Cezary Kowalski na łamach październikowego numeru „Gazety Bankowej”
Dokąd zmierza nasz futbol ligowy? – zadają sobie pytanie kibice po kompromitującej postawie naszych drużyn w europejskich pucharach. W sierpniu w rozgrywkach międzynarodowych nie było już żadnego naszego przedstawiciela, co nie zdarzyło się nigdy dotąd. W kompromitującym stylu, w fazach wstępnych eliminacji żegnały się z Ligą Europy i Ligą Mistrzów nasze najlepsze drużyny, które są przecież kwintesencją Ekstraklasy.
Teza, że w obecnym futbolu najwięcej zależy od pieniędzy, wysokości budżetów i ceny sprowadzanych zawodników jest jak najbardziej uprawniona. Z tym, że nasza liga, choć jedna z najsłabszych sportowo w Europie, wcale nie jest najbiedniejsza (biją nas mniej zamożni). Mało tego, dla coraz większej liczby graczy z krajów sąsiednich i nie tylko, Ekstraklasa jest prawdziwym eldorado. Ciągną zatem nad Wisłę futbolowi przeciętniacy kuszeni możliwością godnych zarobków, wygodnego życia i łatwego podwyższenia swojego statusu. Grają tu przy wielotysięcznych publicznościach, na pięknych stadionach i dzięki zainteresowaniu mediów mogą udawać prawdziwe gwiazdy.
Drużyna zaciężna
W tym sezonie zatrudniono w polskich szesnastu klubach Ekstraklasy rekordową liczbę obcokrajowców – 163 zawodników z 43 krajów. Ktoś zgryźliwie zauważył, że nie było na polskich boiskach jedynie przedstawicieli Vanuatu i Kiribati (zawodnicy z Gwadelupy, Martyniki i Gwinei Równikowej już byli). Dla porównania w poprzednim sezonie było ich 130. Dwa lata temu 109. Jeśli tendencja się utrzyma za kilka lat przebiją liczbę 200. Najwięcej mają ich w szerokim składzie Lech Poznań (15), Cracovia (14) i Wisła Kraków (13); Lechia Gdańsk, Jagiellonia Białystok i Termalica Bruk-Bet Nieciecza po 12, a Legia Warszawa – 11. Najmniej zaś – finansowane przez spółkę skarbu państwa Zagłębie Lubin, bo tylko czterech. W sumie aż 10 klubów ma w składzie przynajmniej 10 obcokrajowców.
Od lat do Ekstraklasy przyjeżdża najwięcej Słowaków; przez polskie kluby przewinęła się ponad setka zawodników zza naszej południowej granicy. W tym sezonie jest ich 26, dzięki czemu Słowacy są najliczniej reprezentowaną w Polsce futbolową nacją po Polakach (następne to Hiszpanie – 14 graczy i Chorwaci – 12 futbolistów). Łatwo wyliczyć, że Słowacy stanowią jakieś 6 proc. wszystkich zawodników w Ekstraklasie. Gdyby zostali zebrani w jednym klubie wypełniliby w stu procentach jego kadrę.
Słowacy mają jedną niepodważalną zaletę: są tańsi od rodzimych graczy. Menedżerowie, którzy ich sprowadzają przewidują, że za kilka lat głównie dzięki temu będą oni stanowili nawet 20 proc. wszystkich zawodników biegających po boiskach Ekstraklasy. Bo stosunek ich jakości piłkarskiej do ceny jest wyjątkowo atrakcyjny dla właścicieli naszych klubów.
Ekstraklasa, ekstra kasa
Ile Słowacy zarabiają w Polsce? Weźmy Niecieczę, jeden z klubów mających najmniejszy budżet w Ekstraklasie, bo około 18 mln zł i w dużej mierze opierający się na Słowakach. Ich pensje wahają się w granicach 10-12 tys. euro miesięcznie. W Bratysławie, Trnawie czy Trenczynie zarabiali między dwa a trzy tysiące euro. Generalnie Słowacy wyrywają się do innego świata. Skok finansowy zatem robią ogromy. Słowacy są zachwyceni. Daleko do domu nie mają, różnic kulturowych praktycznie żadnych, język opanowują błyskawicznie.
Polscy trenerzy nie powiedzą tego w większości przypadków oficjalnie, ale wolą ich niż naszych młodych graczy, którzy szybko stają się rozkapryszeni, a wcale nie gwarantują odpowiedniego poziomu (cały czas mówimy o poziomie naszej ligi). To trochę takie transfery na alibi. Tak, aby nie przegrywać zbyt często, aby jak najdłużej utrzymać się na stanowisku.
Jak się pojawi jakiś zdolny Polak, który parę razy prosto kopnie piłkę to natychmiast ma Bóg wie jakie roszczenia, a jego menedżer podbija stawkę. A jak się nim zainteresuje Legia czy Lech, to już jest prawdziwe szaleństwo. Milion złotych za takiego grajka to minimum. Lepiej pracuje się z grzecznym, niezmanipulowanym Słowakiem niż z przekonanym o swojej Bóg wie jakiej wartości rodzimym młodym zawodnikiem, który i tak szuka możliwości zagranicznego wyjazdu – powiedział nam trener jednego z czołowych polskich klubów. To samo tyczy się modnych w ostatnim czasie Hiszpanów. Ci, nie dość, że nie są drodzy, to jeszcze przerastają większość naszych ligowców wyszkoleniem technicznym i dobrymi piłkarskimi nawykami, które nabrali w wieku juniorskim, często nawet w tych największych klubach, jak Real Madryt czy Barcelona. Król strzelców pierwszej ligi poprzedniego sezonu i obecny lider klasyfikacji strzelców w Ekstraklasie – Igor Angulo ma 33 lata i w Hiszpanii jest kompletnie nierozpoznawalnym zawodnikiem. Jego pensja w Górniku Zabrze nie przekracza 40 tys. zł miesięcznie. Dla porównania boczny obrońca Legii Artur Jędrzejczyk inkasuje 280 tys. zł miesięcznie.
Ceny za Polaków są tak wysokie, ponieważ jest na nich duży popyt, a takich graczy, którzy reprezentują odpowiedni poziom i są do wzięcia, jest bardzo niewielu. Dopóki to się nie zmieni kluby będą sięgać po Słowaków, Hiszpanów czy Chorwatów – tłumaczy nam jeden z najlepszych agentów piłkarskich pracujących na naszym rynku i zaznacza, że tendencja jest jednak niepokojąca, bo to w żaden sposób nie podwyższa poziomu i nie wpływa na rozwój polskiej piłki jako takiej.
Obserwując rozbieżności między finansami a wynikami sportowymi, warto zacytować Kazimierza Górskiego, który w podobnych chwilach zwykł pytać: „Panie kolego, skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?”
Cezary Kowalski
Pełną wersję tekstu płacach dla piłkarzy Ekstraklasy oraz więcej informacji o polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” do kupienia w kioskach i salonach prasowych
„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html