Tacy dziadkowie to skarb: Pół miliona złotych w prezencie
Jolanta G., urzędniczka gdańskiej skarbówki, która zajmowała się darowiznami, jakie miały otrzymać dwie córki prezydenta od dziadków Magdaleny Adamowicz, zeznawała w procesie prezydenta Gdańska.
Urzędniczka przyznała, iż skarbówka nie przyjęła tłumaczeń żony prezydenta Adamowicza. – Nie daliśmy wiary wyjaśnieniom żony prezydenta Gdańska i nie uznaliśmy tych darowizn – mówiła przed sądem pracownica gdańskiego Urzędu Skarbowego, której wypowiedź przytacza serwis internetowy Radia Gdańsk.
Według cytowanej przez Radio Gdańsk Jolanty G., urzędniczki gdańskiego US, łącznie od obojga pradziadków dzieci Adamowicza miały otrzymać powyżej pół miliona złotych z okazji narodzin lub świąt. – Nie daliśmy wiary tym wyjaśnieniom i jako urząd nie uznaliśmy tych darowizn – mówiła urzędniczka w sądzie.
Żona prezydenta Adamowicza, która tłumaczyła źródło pochodzenia pieniędzy, miała utrzymywać, że fortuna dziadków wzięła się z „oszczędności”. – Poza tym babcia prowadziła usługi krawieckie dla elity, a dziadek przywiózł walizkę z pieniędzmi wracając po wojnie z Niemiec – miała tłumaczyć małżonka prezydenta Gdańska.
Więcej na Stefczyk.info.