PODRÓŻ NA WEEKEND: Na koniec świata
Każdy ma swój koniec świata. Skrawek ziemi, na którym kończy się ląd. Później już tylko błękit po horyzont. Portugalczycy mają swój Cabo de São Vicente w prowincji Algarve, najbardziej na południowy zachód wysuniętą część Europy, w średniowieczu uważaną za koniec świata znanego Europejczykom.
Przylądek Algarve już w neolicie stanowił on święte miejsce. Dowodzą tego menhiry, kamienne słupy i inne odnalezione tam przedmioty kultu.
Dawne Imperium Rzymskie postrzegało Algarve jako Święty Przylądek (łac. Promontorium Sacrum), ostatnie ziemskie miejsce, z którego widać było zachodzące słońce. Żeglarze mawiali o nim „Przylądek Ciepłych Gaci”, ponieważ tu, płynąc z Europy, przechodziło się ze strefy chłodniejszej do cieplejszej.
Starożytni Grecy wierzyli, iż nocą teren ten zamieszkują bogowie, więc ludziom nie wolno było przebywać tu po zmroku. Nazywali go Ophiussa, (Land of Serpents), co związane było z kultem węża.
Nie ma wątpliwości, iż Algarve jest to miejsce magiczne. Strome klify sięgające 75 metrów, ostro kończą lądu bieg. W dole już tylko skały i fale smagające potargany brzeg. A wiatr z całą siłą woli goni po nabrzeżu niczym duchy zmarłych przodków. I nie sposób oderwać oczu od tak osobliwego dzieła matki natury. Dalej tylko ocean po nieboskłon, daleki, tajemniczy i pożądany przez żeglarzy.
Przylądek nazwę swą zawdzięcza Świętemu Wincentemu z Saragossy, którego Rzymianie zamordowali w Walencji w 304 roku. Legenda głosi, iż jego szczątki w tajemniczy sposób dotarły w łodzi sterowanej przez kruki do jednej z pobliskich plaż. Co więcej, kapliczkę, którą wzniesiono na jego grobie, również zawsze strzegły te ptaki. I kiedy przenoszono szczątki świętego do Lizbony, główną asystę stanowiły kruki.
Stoczono tu wiele bitew, między innymi „bitwę przy świetle księżyca” (ang. Moonlight Battle), 16 stycznia 1780 roku. Starły się wówczas o 4 nad ranem zwycięska flota brytyjska z hiszpańską w bitwie o Gibraltar.
Dziś klif wieńczy latarnia morska z czerwoną kopułą. Jest jedną z najpotężniejszych w Europie.
Zasięg jej światła sięga do 95 km, dając orientację statkom na jednym z najbardziej ruchliwych na świecie szlaków żeglugowych. Tuż obok na przylądku Ponta de Sagres znajduje się twierdza, w której, jak podają źródła, prawdopodobnie mieściła się szkoła kartografów króla Henryka Żeglarza. Zniszczenia spowodowane działaniem człowieka i matki natury odpowiedzialnej za trzęsienie ziemi sprawiły, że z pierwotnej wersji twierdzy zachował się tylko malutki kościółek Matki Bożej Łaskawej.
Zbocza zamieszkują sokoły, drozdy skalne, gołębie, bociany i czaple, ale zatoki pomiędzy klifami wypełniają… surferzy, którzy znajdują tu wyjątkowe fale.
By rozgrzać zziębnięte po sportach wodnych ciało pije się tu znakomite porto Niepoort: słodkie, głębokie, wzmacniane.
Tak kończy się i zaczyna Portugalia. Piękna, gorąca, zdobiona przez pasmo szerokich plaż. Stąd tylko koniecznie należy wyruszyć w głąb kraju. I Europy…
Andżelika Przybek
»» Inne propozycje PODRÓŻY NA WEEKEND czytaj tutaj:
PODRÓŻ NA WEEKEND: Niebieskie dachy Santorini
PODRÓŻ NA WEEKEND: Paryż to miasto świateł
PODRÓŻ NA WEEKEND: Kreta jak z bajki
PODRÓŻ NA WEEKEND: Smaki i smaczki Pragi
PODRÓŻ NA WEEKEND: Albania – wycieczka w czasie
PODRÓŻ NA WEEKEND: Wenecja – znikający cud
PODRÓŻ NA WEEKEND: Chillout na Cabo Verde