Coraz mniej dzieci rodzi się nad Sekwaną
Liczba urodzeń we Francji spada od trzech lat. Dziennik „Le Monde” zastanawia się, czy to „koniec francuskiego wyjątku”, czyli epoki, w której wysoki przyrost naturalny wyróżniał Francję na tle Europy.
To zła passa czy koniec epoki? Wyjątkowa dynamika przyrostu naturalnego, która była wyróżnikiem Francji, wydaje się już przeszłością. Obraz, który wyłania się z danych francuskiego instytutu statystycznego INSEE, ma ciemne barwy - komentuje „Le Monde”.
Jeszcze w 2015 roku dane wskazywały, że pod względem przyrostu naturalnego Francja jest liderem wśród krajów europejskich. Nowszych danych porównawczych dla całej Europy nie ma, ale we wtorek INSEE podał dane dla Francji. Wskazują, że w 2017 r. urodziło się tam 767 tys. dzieci, czyli o 17 tys. mniej niż w 2016 r. To spadek o 2,7 proc., porównywalny ze spadkiem widocznym w 2016 roku.
Zmniejszył się też współczynnik dzietności kobiet. W 2017 roku na jedną kobietę przypadło 1,88 dziecka, podczas gdy w 2016 roku było to 1,92. Jeszcze w 2014 roku na jedną kobietę przypadało dwoje dzieci.
Dzietność oddala się od poziomu zapewniającego zastępowalność pokoleń” - zauważa „Le Monde”.
Największe spadki widać w grupie kobiet w wieku od 25 do 34 lat. „Trudno to wyjaśnić. To rezultat osobistych decyzji, związanych ze zmianami mentalności” - tłumaczy w rozmowie z dziennikiem ekspert paryskiej Sorbony Laurent Chalard.
Rośnie też liczba zgonów we Francji, ponieważ osoby urodzone w trakcie powojennego baby boomu są już wieku bardzo zaawansowanym. W 2017 r. zmarło 603 tys. osób - o 9 tys. więcej niż w 2016 roku.
Mimo mniejszego przyrostu naturalnego i rosnącej liczby zgonów populacja Francji rośnie. Kraj liczy ponad 67 mln mieszkańców. Saldo migracji było w zeszłym roku dodatnie i wyniosło 69 tys. osób.
PAP, MS