Pszczelarze pozywają rolników ws. oprysków trujących pszczoły
Pszczelarze twierdzą, że do wielu rolników i sadowników, którzy o niewłaściwych porach opryskują pola i sady trując przy tym pszczoły, nie trafiają apele. Dlatego zgłaszają takie przypadki na policję i składają przeciwko gospodarzom pozwy do sądów.
Jan Osman z Toszka (woj. śląskie) był jednym z czterech pszczelarzy, którzy z powodu oprysków wykonywanych przez dużego gospodarza z sąsiedztwa stracili w sumie 56 pszczelich rodzin w maju 2010 r. Właściciele poszkodowanych pasiek najpierw próbowali dojść z rolnikiem do porozumienia, potem chcieli wywalczyć odszkodowanie od jego ubezpieczyciela - bezskutecznie. Trójka z nich oddała więc sprawę do sądu.
Po trzech latach procesu w maju br. w Gliwicach zapadł korzystny dla pszczelarzy wyrok – gospodarz ma zapłacić po 800 zł odszkodowania od każdej wytrutej rodziny, pokryć koszt pracy biegłych oraz koszty procesu.
"W sumie kara ma wynieść kilkadziesiąt tysięcy złotych. O ile nie będzie odwołania, bo wyrok jest jeszcze nieprawomocny"
- powiedział PAP Osman.
Pszczelarz z Toszka dodał, że kiedy zapadnie prawomocny, korzystny dla niego wyrok, zwróci się też do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, by ta rozważyła czy nie cofnąć rolnikowi unijnych dopłat i dotacji w związku z tym, że działał na szkodę środowiska naturalnego.
Stanisława Bulas z Grudyni (Opolskie) w sierpniu 2009 roku po opryskach w pobliskim sadzie straciła ponad połowę populacji w 53 pszczelich rodzinach. Wiele wysiłku włożyła, by je uratować i odbudować. Specjalnie powołana w tamtym czasie komisja określiła wartość jednej rodziny na 300 zł i uznała, że straty Bulas wyniosły połowę wartości wszystkich podtrutych rodzin.
Proces trwał cztery lata. Wyrok, według którego oskarżony ma zapłacić ok. 8 tys. zł odszkodowania, zapadł dwa miesiące temu. Jeszcze się nie uprawomocnił. Niestety - zdaniem pszczelarki – mimo wyroku sadownik nadal opryskuje swoje drzewa w ciągu dnia i truje pszczoły.
Mimo to Stanisława Bulas twierdzi, że warto było wytaczać proces i dodaje, że tak właśnie powinni postępować inni pszczelarze w podobnych wypadkach.
"Bo pszczoły same się nie obronią" - skwitowała. I dodała: "W całej sprawie nie chodzi o zaprzestanie oprysków, tylko o zastosowanie się do instrukcji i dokonywanie ich rano albo późnym wieczorem, gdy pszczoły już nie latają".
Zdaniem prezesa Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Opolu Zdzisława Gmyrka zgłoszeń na policję i pozwów ze strony pszczelarzy w podobnych sprawach będzie coraz więcej, bo apele i tłumaczenia o prowadzenie oprysków w odpowiednich porach są nieskuteczne.
"Co roku są przypadki większych lub mniejszych wytruć pszczelich rodzin z tego powodu. Rolnicy najwyraźniej nie rozumieją, że pszczoły zapylające uprawy czy sady to ich najwięksi sprzymierzeńcy"
- powiedział PAP Gmyrek.
Dodał, że wciąż od pójścia do sądu właścicieli pasiek odstraszają długotrwałe procesy. Zaznaczył jednak, że wśród pszczelarzy pojawił się też pomysł by zgłaszać przypadki oprysków prowadzonych w ciągu dnia, gdy odbywają się loty pszczół, instytucjom przyznającym dopłaty i dotacje z UE. "Może utrata unijnych pieniędzy czegoś nauczy" - podsumował.
Ryszard Bogdoł z koła pszczelarzy w Jemielnicy (Opolskie) twierdzi z kolei, że trucie pszczół przez niezgodnie z przepisami prowadzone opryski powinno być ścigane z urzędu.
Prezes Izby Rolniczej w Opolu Herbert Czaja wyraził przekonanie, że przypadki trucia pszczół przez rolników opryskujących w niewłaściwym czasie uprawy są sporadyczne. Jego zdaniem rolnicy mają świadomość szkodliwości takich działań, tym bardziej, że muszą mieć uprawnienia by prowadzić opryski i przechodzą w związku z tym specjalne szkolenia, na których m.in. na ten problem są wyczulani.
Zwrócił też uwagę, że do ginięcia pszczół mogą się przyczyniać nie tylko środki stosowane do oprysków, ale też np. do zaprawy nasion zbóż. Czaja zapewnił, że chce podjąć temat na szerszym spotkaniu, na którym mieliby się spotkać rolnicy i pszczelarze. "Może udałoby się je zorganizować np. jesienią w tym roku" - uznał.
(PAP), on