Obronicie wolny internet? ACTA 2 w toku
O tej sprawie pisaliśmy już wielokrotnie, ale wraca ona jak zły sen - czytamy na portalu wPolityce.pl. Tym bardziej niepokojący, że możemy obserwować silny nacisk lobbystów na polskie władze. A pytanie jest fundamentalne: czy nowe rozwiązania o prawie autorskim, tak zwane ACTA 2, przywrócą potęgę największych wydawców, w tym zwłaszcza niemieckich, czy też obecna swoboda konkurowania i tworzenia treści zostanie zachowana?
Tak portal opisywał sprawę kilka miesięcy temu:
W skrócie to bitwa o to, czy obecna wolność obrotu odwołaniami (w tym linkami) do innych treści zostanie zachowana, czy też będzie poddana restrykcjom. Czy np. wyszukiwarki internetowe, agregatory, media społecznościowe będą mogły swobodnie wskazywać dowolne wyniki, czy tylko te z których twórcami będą miały umowy? Wyniki wyszukiwania nie będą już zależały od merytorycznej wartości tekstu, ale od tego, czy wydawca „dogadał się z wyszukiwarką”. Można przewidzieć, jak się to skończy. Umowy zostaną zawiązane z największymi podmiotami, a wiadomo, kto jest w Polsce i w Europie w tej grupie. A jak ktoś mniejszy i niezależny jakoś tam się wciśnie, to możemy sobie wyobrazić, że po pewnym czasie - np. pod wpływem nacisków jakiejś Czerskiej na jakąś centralę w Nowym Jorku - zostanie wyrzucony. Przerabialiśmy to już zbyt często, by być naiwnymi. I tak znowu wrócimy do czasów medialnego monopolu, gdzie kilku zagranicznych wydawców będzie decydowało o tym, co jest dostępne w obiegu medialnym. Mniejsze wydawnictwa (w tym też cały niezależny od systemu III RP segment) zostaną znacząco drastycznie osłabione. Tak się stało w Hiszpanii, gdzie prawo lokalne przyjęło podobne rozwiązania. Wielkie koncerny, dzięki efektowi skali, były w stanie wynegocjować lepsze warunki z agregatorami treści i wyszukiwarkami, więc to ich teksty były zwracane jako pierwsze w rezultatach wyszukiwań. W teorii te restrykcje nie są zbyt dotkliwe dla zwykłych użytkowników, bo twórcy dyrektywy i pracujący na jej rzecz lobbyści zapewniają o pozostawieniu wyjątków na rzecz działalności osobistej. Ale po pierwsze, jednak dostęp do informacji się zmniejszy. A po drugie, samo przyjęcie zasady, że obrót linkiem podlega koncesjonowaniu, prędzej czy później wywoła kolejne zawężenia swobody. To tylko kwestia czasu. Zresztą, polityczna awantura już się zaczyna, już niektórzy kombinują jak politycznie zarobić na tym (tak to nazywają) „ACTA 2”. I można być pewnym, że ci wielcy wydawcy tak zachęcający dziś polski rząd do poparcia dyrektywy, na pewno nie staną wtedy w jego obronie. CZYTAJ: „Stop ACTA 2”. W wielu miejscach Polski protestowano dziś przeciwko planowanej przez UE reformie prawa autorskiego. ZDJĘCIA W całej Europie widzimy potężną ofensywę koncernów medialnych, zwłaszcza niemieckich, usilnie zabiegających w rządach o poparcie proponowanej dyrektywy. W Polsce ten agresywny lobbing też przyniósł duże sukcesy. Pierwotne zdecydowanie negatywne stanowisko polskie zostało w ostatnich miesiącach rozwodnione w ministerstwie kultury (ministerstwo cyfryzacji chyba to widzi inaczej) na rzecz rzekomego kompromisu z podmiotami niemieckimi. W rzeczywistości to kapitulacja. Zgoda, że niektórzy wydawcy by na tym dużo zyskali. Zgoda, że poważna prasa słabnie. Zgoda, że trzeba lepiej chronić prawa autorskie. Zgoda, że jest jakiś problem w tym, gdzie wielkie internetowe firmy płacą podatki i czy w ogóle płacą. Ale w warunkach polskich ta akurat ścieżka rozwiązania tych spraw będzie oznaczała zarówno znaczące zmniejszenie tej przestrzeni wolności, którą dała eksplozja internetu, a także polityczną, w swoim rdzeniu antyrządową (rzekomi „pisowscy cenzorzy”) awanturę. Przestrzegamy. Trzeba to szybko i jednoznacznie przeciąć.
A jak sytuacja wygląda obecnie?
Jesteśmy przed kluczowymi rozstrzygnięciami.
W środę 12 września w Parlamencie Europejskim odbędzie się głosowanie nad kolejną wersją dyrektywy o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Nie dość, że sama tematyka jest trudna, to w tym miesiącu będą w grze 3 wersje dyrektywy:
— oryginalny projekt Komisji Europejskiej (bardzo zły, zawierający zapisy odrzucone głosami m.in. polskich europosłów w lipcu)
— projekt Rady (bardzo zły, tylko z kosmetycznymi zmianami; popierany przez MKiDN jako “kompromis”)
— wersja Parlamentu (będzie głosowana na najbliższym posiedzeniu, najpewniej jako mix wersji KE i Rady). Po najbliższym głosowaniu w PE, te 3 instytucje spotkają się następnie na negocjacjach za zamkniętymi drzwiami, aby wypracować ostateczną wersję tekstu. Żadna z innych zainteresowanych stron nie będzie mogła mieć wpływu na to, jak te negocjacje będą wyglądać.
Jednym z możliwych rozwiązań w najbliższą środę jest przegłosowanie takiej wersji projektu, która byłaby jak najbliższa wersji przyjętej w Radzie UE (projekt bardzo zły, mylnie określany jako “kompromis”).