USA chcą rozmawiać z Chinami o handlu
Grupa przedstawicieli amerykańskiej administracji, której przewodzi minister finansów Steven Mnuchin, wysłała zaproszenie do swych chińskich odpowiedników, z prośbą o ponowne podjęcie negocjacji ws. wymiany handlowej - podaje w środę „Wall Street Journal”.
Według nowojorskiego dziennika, który powołuje się na źródła w administracji prezydenta Donalda Trumpa, strona amerykańska chce nakłonić Pekin do podjęcia kolejnej rundy rozmów na temat sporów handlowych, zanim wejdą w życie postanowienia Waszyngtonu dotyczące nowych ceł na chińskie towary eksportowe.
Poprzednia, całkiem bezowocna runda negocjacji z Pekinem zakończyła się w Waszyngtonie 23 sierpnia - napisał wcześniej w środę „Financial Times”.
Zdaniem brytyjskiego dziennika chińskie władze uznały już, że wojna handlowa z Ameryką, wywołana nałożeniem nowych taryf celnych przez Waszyngton, jest nieunikniona.
Chińska partia komunistyczna i przedstawiciele rządu są przekonani, że poradzą sobie z wojną z USA na pełną skalę – relacjonuje dziennik.
„FT” przypomina, że w sobotę Trump zagroził nałożeniem ceł na cały import z Chin, który w ubiegłym roku wart był 500 mld dol., a w niedzielę prezydent na Twitterze upomniał firmę Apple, by przeniosła swe operacje z Chin do Ameryki. Apple ostrzegł zaś, że taki ruch spowoduje wzrost cen jego produktów.
Były doradca Trumpa Steve Bannon powiedział ostatnio, że „Chińczycy powinni się martwić Trumpem”, ponieważ „nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z czymś podobnym” - cytuje „FT”. Zdaniem Bannona oraz coraz większej liczby polityków i ekspertów, dla prezydenta nałożenie taryf na chińskie dobra jest zaledwie początkiem kampanii, która ma na celu ograniczenie wpływów Chin.
Ryzyko, że USA i Chiny stoczą się w nową zimną wojnę, jest coraz większe. (…) Będzie to koszmar dla Chin, dla Ameryki i dla całego świata - powiedział w rozmowie z „FT” profesor ekonomii z Uniwersytetu w Pekinie Tu Xinquan.
Pod koniec lipca Szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde ostrzegła, że wojna handlowa między USA, Chinami i Unią Europejską może spowodować spadek globalnego wzrostu PKB o 0,5 punktu procentowego.
W rządowych chińskich gazetach pojawiła się seria artykułów, w których tamtejsi politycy ostrzegają przed erą „strategicznego ograniczania” Chin, które chce zainicjować administracja Trumpa.
„FT” powołuje się na opinie swych amerykańskich rozmówców, którzy są coraz bardziej przekonani, że ostatecznym celem prezydenta jest właśnie rzucenie wyzwania potędze Chin, a część ekspertów uważa wręcz, że Trump nie chce zawrzeć porozumienia handlowego z Pekinem, lecz utrzymać sankcje celne na długo, by zmienić globalne łańcuchy zaopatrzenia.
W innym artykule na łamach „FT” znany komentator tego dziennika Gideon Rachman konstatuje, że „świat jest na krawędzi wielkiej wojny handlowej między USA i Chinami i nie wygląda na to, że skończy się ona szybko”.
Rachman również podkreśla, że rywalizacja handlowa między Pekinem a Waszyngtonem ma też wymiar strategiczny i administracja Trumpa, a nawet część niezwiązanego z nią amerykańskiego establishmentu politycznego nabiera apetytu na poważniejszą i nie ograniczoną do gospodarki konfrontację z Pekinem, gdyż tylko Chiny są i będą w tym stuleciu liczącym się rywalem Ameryki.
Każda ze stron jest też przekonana, że wygra tę wojnę - pisze dalej Rachman. - Ameryka, bo sądzi, że Chiny bardziej ucierpią, skoro mają nadwyżkę w handlu z USA, a Chiny - bo nie umyka ich uwadze słabnąca pozycja Trumpa.
Toteż słynny tweet prezydenta, w którym napisał: „Wojny handlowe są dobre i łatwe do wygrania” może przejść do historii - jak ocenia Rachman - „jako gospodarczy ekwiwalent brytyjskiej oceny sytuacji w sierpniu 1914 roku, że pierwsza wojna światowa +skończy się przed Świętami+”.
Na podst. PAP