Informacje

autor:  	PAP/EPA/GUILLAUME HORCAJUELO
autor: PAP/EPA/GUILLAUME HORCAJUELO

Macron nie przejmuje się protestami rodaków

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 19 listopada 2018, 14:00

  • Powiększ tekst

We Francji w poniedziałek trwały protesty przeciw podwyżce podatków od paliwa; akcje nazwano protestem „żółtych kamizelek”. Obserwatorzy przyznają, że to ruch spontaniczny, bez przywódców i organizacji i trudno przewidzieć jego możliwe następstwa polityczne.

Dla komentatorów jest jednak jasne, że te akcje są wyrazem pogłębiającej się przepaści między „Francją góry i Francją dołów” i kolejnym objawem marginalizacji „instancji pośredniczących” - związków zawodowych i partii politycznych.

Według najnowszych danych w poniedziałek rano tworzone przez protestujących blokady utrzymywały się we wszystkich regionach Francji z wyjątkiem okolic stolicy. Zagrodzone były wjazdy do kilku rafinerii i dostęp do niektórych supermarketów. W kilku miejscach zapory przy bramkach opłat na autostradach usunęła policja.

Ponieważ ta oddolna i spontaniczna akcja nie ma przywódców, trudno wyobrazić sobie rozpoczęcie jakichkolwiek negocjacji, co powoduje, że po dwóch dobach manifestacji i protestów nie widać nawet najmniejszej zapowiedzi politycznego rozwiązania - przekazała w poniedziałek stacja BFMtv.

Poniedziałkowy dziennik „Le Figaro” pisze, że „aby trwać, +żółte kamizelki+ próbują stworzyć jakąś strukturę”.

Cytuje też nielicznych i nieoficjalnych rzeczników ruchu, którzy zapowiadają, że jeśli „Macron nadal będzie milczał w sprawie akcyzy na paliwa, to pójdziemy na stolicę”. W internecie już krąży data: 24 listopada.

Dziennik wskazuje na dylemat: „aby się nie rozpaść, ruch musi wciąż wywierać presję. Nie może jednak nastawić przeciw sobie ludzi, którzy dziś (w poniedziałek) wracają do pracy”.

Sondaże wskazują, że trzy czwarte badanych wciąż popiera protesty. Zdaniem obserwatorów rząd liczy na odwrócenie się społeczeństwa od „żółtych kamizelek”.

W niedzielę wieczór premier Edouard Philippe przekonywał w wystąpieniu telewizyjnym, że rząd rozumie bolączki protestujących i dąży do zaspokojenia ich potrzeb, lecz aby to było możliwe, nie zmieni raz wybranego kierunku i nie cofnie podwyżki podatków.

Przywódca prawicowej partii Republikanie Laurent Wauquiez nazwał wystąpienie premiera „apogeum kłamstwa i pogardy”. A wcześniej, zwracając się do Emmanuela Macrona, powiedział: „mam nadzieję, że prezydent naprawi swe błędy i unieważni podwyżkę podatków na benzynę”.

Szef skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej Jean-Luc Melenchon ocenił, że „Edouard Philippe mówił tak, żeby niczego nie powiedzieć. „Bokser (premier uprawiał boks amatorski) jest zmęczony, a uniki już nie wystarczą po dwóch dniach obywatelskiego powstania” - powiedział polityk uznawany za populistę. Wcześniej apelował też do prezydenta, ostrzegając go przed „Marsylianką pod pałacem”.

Politolog z Państwowego Ośrodka Badań Naukowych (CNRS) Bruno Cautres wystąpienie premiera określił w radiu France Info, jako „klasyczną postawę władz w tego rodzaju sytuacjach”. Ekspert zwraca jednak uwagę na „coraz większe zniecierpliwienie w społeczeństwie” i przewiduje, że „ustępstwa też nie wzmocnią pozycji rządu”. Jego zdaniem trudno powiedzieć, czy partie opozycyjne będą w stanie wykorzystać protesty. Nie ulega dlań natomiast wątpliwości, że blokady unaoczniły „coraz większą przepaść między +Francją góry i Francją dołów+”.

Dla cytowanego przez dziennik „Le Figaro” specjalisty od spraw decentralizacji, prof. Romaina Pasquiera, protest „żółtych kamizelek” jest kolejnym dowodem słabości „instancji pośredniczących, takich jak związki zawodowe i stowarzyszenia”. Zwraca on również uwagę na to, że partie polityczne nie są w stanie znaleźć dla siebie miejsca w tym ruchu.

Geograf Christophe Guilluy jest autorem wielokrotnie w tych dniach powtarzanego terminu: „Francja peryferyjna”, określającego mieszkańców małych miast i wsi, którzy tylko ucierpieli na globalizacji; stanowią oni połowę ludności kraju. W wywiadzie dla „Le Figaro” Guilluy zwrócił uwagę, że protest dotyczy wszystkich uboższych warstw społecznych i wskazał, że ci, którzy „próbowali przedstawiać ruch jako niejednorodną zbieraninę nierozumiejących postępu ciemniaków, przegrali. Ankiety wskazują na przytłaczające poparcie Francuzów dla +żółtych kamizelek+”.

Czytaj także:Macron oferuje Merkel małżeństwo

Przede wszystkim jednak” - jak podkreślał geograf - „jesteśmy świadkami odzyskiwania świadomości przez klasy średnie”. Klasy, które jak twierdzi w wydanej ostatnio książce, na marginalizację skazuje liberalna polityka gospodarcza i globalizacja.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych