KGHM odrabia straty na Sierra Gorda
KGHM stracił na inwestycjach w Kanadzie i Chile prawie 20 mld zł. Obecny zarząd stara się odwrócić tendencję i te aktywa przekształcić w dochodowy biznes. Ma już na tym polu pierwsze efekty.
Proces topienia pieniędzy w amerykańskie inwestycje zaczął się w 2012 roku, gdy KGHM Polska Miedź kupił 100 proc. akcji spółki Quadra FNX Mining z Kanady za 9,2 mld zł. Quadra powiadała z kolei większość udziałów (55 proc.) w kopalni Sierra Gorda w Chile. Ówczesny prezes KGHM Herbert Wirth przekonywał, że to bardzo dobra inwestycja, dochodowa, która zapewni koncernowi duże zasoby nie tylko miedzi, ale także złota i molibdenu. I ogromne zyski, które miały być potem wytransferowane do Polski.
Jednak wielu ekspertów już wtedy ostrzegało, że inwestycja jest obarczona bardzo wysokim ryzykiem i przyniesie potężne straty. Te obawy potwierdziła teraz Najwyższa Izba Kontroli, która oceniła, że do połowy 2018 roku KGHM stracił na amerykańskich inwestycjach 19,6 mld złotych. To efekt tego, że trzeba było do tych aktywów ciągle dokładać. Dobitnym przykładem tego, jak Sierra Gorda zasysała pieniądze były inwestycje w przygotowanie kopalni do uruchomienia. Prezes Wirth kupił ziemię na pustyni, gdzie trzeba było doprowadzić wodę i prąd ze źródeł odległych o 140 km. Inwestycje infrastrukturalne, które miały przygotować uruchomienie kopalni kosztowały 4,5 mld dolarów, choć plany mówiły, że na ten cel zostanie wydana kwota o 2 mld dolarów niższa. Co więcej, zakup spółki Quadra spowodował ograniczenie inwestycji w polskie zakłady miedziowe, choć KGHM miał w 2002 roku nadwyżki finansowe. W dodatku w Polsce długo nie zdawano sobie sprawy z tego, jakie problemy natury technologicznej trzeba rozwiązać, bowiem znaczną część złóż w Chile i Kanadzie stanową rudy tlenkowe, a takich KGHM wcześniej nie przetwarzał i musiał wydać spore sumy na wdrożenie odpowiedniej technologii. Ta sprawa została w 2012 roku albo ukryta, albo zbagatelizowana. Co więcej, nie zrealizowano planów dotyczących skali produkcji miedzi w Chile i dlatego kopalnia generowała straty.
Nic więc dziwnego, że w tej sytuacji prezes KGHM Polska Miedź Marcin Chludziński i zarząd koncernu stanęli przed dylematem: wycofać się z Sierra Gorda i stracić prawie 20 mld zł, czy też podjąć zadanie uzdrowienia sytuacji w Chile. Do porzucenia tego zakładu od lat namawiają KGHM eksperci, którzy wskazują, że kopalnia Sierra Gorda stanowi tylko 10 proc. potencjału naszego miedziowego giganta, więc pozbycie się jej nie odbije się na kondycji spółki, a nawet ją poprawi, bo nie będzie trzeba dokładać do zamorskich aktywów.
Wybrana została jednak druga opcja, gdyż uznano, że możliwe jest podniesienie produkcji z chilijskiej kopalni i tym samym uczynienie z niej rentownego zakładu. Zarząd nie chciał oddać pola bez walki, tym bardziej, że oznaczałoby bezpowrotną utratę wielu miliardów złotych.
Dlatego do Chile wysłano fachowców z Polski, którzy zaczęli kopalnię Sierra Gorda stawiać na nogi. Pierwsze efekty ich pracy już można dostrzec, czego przykładem jest wzrost dziennego wydobycia rudy do poziomu 110 tys. ton. W tym roku wydajność kopalni wzrośnie do 130 tys. ton, a za rok będzie wyższa o kolejne 10 tys. ton. Poprawiają się także wyniki finansowe kopalni - w pierwszym półroczu 2018 r. wskaźnik EBITDA przypadający na KGHM osiągnął wartość 333 mln zł, a rok wcześniej był niższy o prawie 140 mln zł. Natomiast strata netto Sierra Gorda zmalała z 320 mln zł w 2017 roku do 236 mln zł. Ten rok ma być jeszcze lepszy.