Informacje

autor: fot. Pixabay
autor: fot. Pixabay

Wybory w cieniu korupcji i odbierania ziemi białym

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 7 maja 2019, 07:46

  • 0
  • Powiększ tekst

Środowe wybory parlamentarne w RPA - szóste od czasu upadku apartheidu - przyniosą szóstą kolejną wygraną Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC). Zarazem, jak wskazują sondaże, będzie to najmniej przekonująca wygrana, co dowodzi, że zmiana ustroju nie rozwiązała wielu problemów.

W historycznych wyborach z kwietnia 1994 r. ANC zdobyła 62,6 proc. głosów, w kolejnych uzyskiwała 66,3, 69,7, 65,9 oraz przed pięcioma laty - 62,1 proc. głosów. Teraz, jak wynika z sondaży z końca kwietnia, ANC dostanie jeszcze mniejszy odsetek głosów, a być może nawet poparcie dla niego spadnie poniżej 50 proc. Drugie miejsce powinien zająć będący od kilkunastu lat główną siłą opozycyjną Sojusz Demokratyczny (DA), a trzecie - radykalnie lewicowe ugrupowanie Bojownicy o Wolność Gospodarczą (EFF).

Spadek poparcia dla ugrupowania, które doprowadziło do zniesienia systemu segregacji rasowej, nie powinien dziwić, bo kolejne rządy nie potrafiły rozwiązać wielu problemów społecznych i gospodarczych będących spuścizną apartheidu, a notowania ANC dodatkowo obciążają korupcja i nepotyzm, będące plagą zwłaszcza za czasów poprzedniego, odsuniętego od władzy w zeszłym roku prezydenta Jacoba Zumy.

Najważniejszą kwestią w kampanii wyborczej była sprawa reformy rolnej. Większość ziemi uprawnej znajduje się wciąż w rękach białej mniejszości, która stanowi niespełna 9 proc. populacji, a ANC nie zrealizował własnego celu, jakim było przekazanie do 2014 r. 30 proc. farm w ręce czarnych. ANC znajduje się w trudnym położeniu - z jednej strony wśród czarnej większości są coraz silniejsze oczekiwania, by przyspieszyć reformę, z drugiej - wywłaszczanie farm bez odszkodowania odstraszy inwestorów, co jeszcze pogorszy sytuację gospodarczą kraju, a katastrofa gospodarcza w sąsiednim Zimbabwe, która nastąpiła po przymusowym wywłaszczaniu białych farmerów, powinna być dobitną przestrogą. Na dodatek niezadowolenie żyjących w ubóstwie czarnych wykorzystuje zyskujące na poparciu ugrupowanie EFF (którego lider Julius Malema oskarżany jest o podżeganie do przemocy wobec białych).

ANC najwyraźniej bardziej przejmuje się elektoratem niż inwestorami, bo nowy prezydent Cyril Ramaphosa zainicjował w zeszłym roku zmiany w konstytucji mające ułatwić przymusowe wywłaszczanie bez odszkodowania.

Ale nierozwiązana sprawa reformy rolnej to tylko jeden z kilku problemów ANC. Ramaphosa próbuje poprawić wizerunek partii po skandalach z udziałem swojego poprzednika, ale korupcja i nepotyzm nie są tylko grzechem Zumy, lecz niszczą ANC od wielu lat i na wszystkich szczeblach władzy.

Nieustającym, nierozwiązanym od upadku apartheidu problemem RPA jest wysokie bezrobocie. Na koniec 2018 r. bez pracy pozostawało 27 proc. mieszkańców kraju, co jest jednym z najgorszych wyników wśród państw z rynków wschodzących. Na dodatek w każdej z czterech grup rasowych (czarni, biali, koloredzi, Azjaci) bezrobocie jest dziś wyższe niż było w 1994 r. Najgorsza sytuacja jest oczywiście wśród czarnych, szczególnie wśród młodych - w tej grupie bez pracy jest co druga osoba. A to do nich głównie odwołuje się Malema.

Politycy ANC oczywiście przekonują, że wysokie bezrobocie jest pozostałością po apartheidzie, ale po 25 latach to stwierdzenie jest coraz mniej prawdziwe, bo partia rządząca również ponosi część winy za obecny stan. Aby tworzyć nowe miejsca pracy w tempie szybszym niż wynosi przyrost populacji - w zeszłym roku Ramaphosa mówił o tworzeniu 275 tys. miejsc pracy rocznie - potrzebny jest wysoki wzrost gospodarczy. Tymczasem o ile do wybuchu światowego kryzysu gospodarczego wynosił on przyzwoite 4 proc. PKB rocznie, w ciągu ostatniej dekady średnia spadła poniżej 2 proc., co jest jednym z najsłabszych wyników wśród państw z rynków wschodzących. A to już nie jest dziedzictwem apartheidu, lecz odpływem inwestorów w efekcie politycznej niestabilności i braku dyscypliny budżetowej za czasów Zumy.

Przy wszystkich zaniedbaniach ANC i jego spadających notowaniach nie wydaje się, by na razie ktokolwiek mógł realnie zagrozić jego władzy. Centrowy, liberalny Sojusz Demokratyczny, mimo że po raz pierwszy idzie do wyborów pod kierownictwem czarnego polityka - Mmusiego Maimane - raczej nie przejmie głosów tych czarnych, którzy są niezadowoleni z rządów ANC, i pozostanie głównie partią białych, koloredów i Azjatów. Zatem może liczyć na co najwyżej 20-25 proc. głosów plus utrzymanie władzy w  Prowincji Przylądkowej Zachodniej - jedynej z dziewięciu, w której nie rządzi ANC.

Z kolei EFF, która oprócz wywłaszczania białych farmerów obiecuje też znacjonalizowanie praktycznie całej gospodarki, na pewno zyska w stosunku do wyborów z 2014 r., gdy zdobyła nieco ponad 6 proc. głosów, ale dla większości wyborców jest jednak ugrupowaniem zbyt radykalnym i nie wygląda na to, by mogła zdobyć więcej niż kilkanaście procent głosów.

Żadna z prawie 50 innych partii uczestniczących w wyborach nie ma szans na więcej niż kilka mandatów w 400-osobowym Zgromadzeniu Narodowym.

Jednym z pierwszych zadań nowego parlamentu będzie wybór nowego prezydenta, ale wszystko wskazuje, że pozostanie nim Ramaphosa.

Wybory potrwają od 7.00 do 21.00, a pierwsze wyniki spodziewane są w czwartek.

PAP/ as/

Powiązane tematy

Komentarze