Białoruś: władze podały nieprawdziwe dane o frekwencji
W 5 z 9 okręgów, w których działali niezależni obserwatorzy, nie osiągnięto progu 50 proc. frekwencji, który jest warunkiem ważności wyborów - podali w poniedziałek aktywiści kampanii Prawo Wyboru. Według oficjalnych danych wybory są ważne w całym kraju.
W czasie wyborów zorganizowana przez opozycję kampania Prawo Wyboru zarejestrowała 731 przypadków nadużyć i złamania prawa wyborczego.
„Złożyliśmy 622 skargi” - poinformowali aktywiści w czasie poniedziałkowego podsumowania obserwacji.
„Wybory były niedemokratyczne, zadziałał system falsyfikacji, to nie były wybory” - ocenił w rozmowie z PAP koordynator kampanii Prawo Wyboru Alaksandr Siłkou.
Powołując się na dane swoich obserwatorów, Prawo Wyboru zestawiło dane o głosujących z liczbami podawanymi przez komisje wyborcze. „W niektórych przypadkach różnice wynosiły nawet 35 proc. Tak było w okręgu nr 84 w Mohylewie” - mówili przedstawiciele kampanii.
Wśród innych wskazanych nieprawidłowości są: brak jawności liczenia głosów, masowe usuwanie obserwatorów z lokali wyborczych, zakaz kopiowania protokołów komisji.
Nieprawidłowości odnotowywano również na etapie pięciodniowego głosowania przedterminowego, w czasie którego dochodziło do zmuszania obywateli do głosowania i zawyżania frekwencji.
Przedstawiciele kampanii domagają się zmiany w białoruskim prawie wyborczym; jak przekonują, w obecnej postaci umożliwia ono nadużycia i falsyfikacje, nie zapewniając demokratycznych procedur wyborczych.
Co najmniej dziewięciu kandydatów opozycji, którzy należą do kampanii Prawo Wyboru, zamierza zaskarżyć wyniki wyborów - poinformowano.
„Mamy parlament (złożony) z ludzi nominowanych, a nie wybranych” - przekonywali w poniedziałek liderzy partii opozycyjnych, które wchodzą w skład Prawa Wyboru.
„Doszło do falsyfikacji na bezprecedensową skalę. Władzy nie udało się pokazać ani masowego poparcia wyborców, ani stworzyć wrażenia demokratyczności wyborów na zewnątrz” - powiedział lider Ruchu o Wolność Juryj Hubarewicz.
Opozycjoniści zapowiedzieli, że przypadki nadużyć mają zamiar zgłaszać do sądów i prokuratury.
Według p.o. lidera opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Mikałaja Kazłoua wybory parlamentarne były „próbą” przed mającymi się odbyć w przyszłym roku wyborami prezydenckim.
Do parlamentu nie dopuszczeni zostali żadni posłowie opozycji. W dotychczasowej kadencji były dwie posłanki niezależne. „Władze obawiają się, że nawet ta jedna czy dwie osoby nie pozwoliłyby utrzymać kontroli nad procesem politycznym” - ocenił Hubarewicz.
O 110 miejsc w Izbie Reprezentantów, izby niższej białoruskiego parlamentu, ubiegało się 513 kandydatów, w tym niemal 200 przedstawicieli opozycji. Izba Reprezentantów jest wybierana na cztery lata w wyborach jednomandatowych. Uprawnionych do głosowania było 6,9 mln osób.
Zasadniczy dzień głosowania - niedzielę - poprzedziło pięciodniowe głosowanie przedterminowe, w którym frekwencja wyniosła ponad 35 proc.
Według oficjalnych danych ogólna frekwencja wyniosła 77,22 proc. Ostateczne wyniki mają zostać ogłoszone 22 listopada.
Wybory do wyższej izby parlamentu - Rady Republiki, odbyły się 7 listopada.
Organizacja i przebieg niedzielnych wyborów zostały pozytywnie ocenione przez obserwatorów z poradzieckiej Wspólnoty Niepodległych Państw i Szanghajskiej Organizacji Współpracy.
PAP: Białoruś: wybory przy frekwencji ponad 70 proc.
PAP, KG