TYLKO U NAS
Ekstraklasa i kasa, czyli stały fragment gry
O co najmocniej walczą polskie kluby piłkarskie? Niestety, nie o kibiców, czy o godne prezentowanie się na arenie międzynarodowej. Trwa permanentny spór o podział pieniędzy z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych i marketingowych. Właśnie jesteśmy świadkami kolejnego aktu tej wojenki - wskazuje na łamach „Gazety Bankowej” Cezary Kowalski.
PZPN u schyłku ostatniej kadencji Zbigniewa Bońka przeforsował zmianę regulaminu rozgrywek Ekstraklasy. Zamiast 16 zespołów, rozgrywających tradycyjne dwie rundy plus dodatkową po podziale na grupy (ESA 37), w lidze ma zagrać 18 zespołów, a dodatkowa runda zostanie zlikwidowana. Ta próba sformatowania produktu na nowo pod nowy przetarg na sprzedaż praw telewizyjnych, spotkała się z ostrym sprzeciwem. Z prostej przyczyny: pieniędzy nie przybędzie, ale lista beneficjentów się wydłuży, czyli obecni uczestnicy stracą.
Boniek przyznał, że poprzedni system ESA 37, którego sam był orędownikiem przyniósł więcej strat niż pożytku. I trudno się z tym nie zgodzić. Osunęliśmy się na 32. miejsce w rankingu lig europejskich, a trenerzy tłumaczyli kolejne kompromitacje naszych klubów na arenie międzynarodowej faktem rozgrywania zbyt wielu spotkań w sezonie. Brakowało czasu na przygotowania, kadry są zbyt wąskie, aby łączyć grę na dwóch frontach itd.; na pewno sensownie brzmi też argument, że nie może być tak, że o tym kto zostaje mistrzem w największym stopniu decyduje siedem dodatkowych kolejek w maju…
Na pytanie, czy powrót do tzw. normalności, czyli gry w trakcyjnym systemie dwurundowym, bez dodatkowych siedmiu meczów po podziale na grupy, to dobry kierunek, wypada odpowiedzieć: tak. Lepiej w końcu ukrócić coś co kompletnie nie działa, zamiast brnąć jeszcze głębiej. Jednak nazywanie tej zmiany przełomem i oczekiwanie, że od momentu jej wejścia w życie wzrośnie poziom, a polskie kluby nie będą już kompromitować się na arenie międzynarodowej, byłoby naiwnością. Bo to nie regulamin rozgrywek jest największym problemem polskiej piłki. Nie jest nią też kulejąca w niektórych ośrodkach infrastruktura czy też jakaś wyjątkowa bieda, ani tym bardziej opakowanie, transmisje telewizyjne, niesforna publiczność etc.
Zagraniczny plankton
Problemem najistotniejszym jest stworzenie właściwego balansu w wykorzystywaniu środków, które w polskiej piłce są. Aby dalej się nie pogrążać, większa ich pula powinna iść na szkolenie i wynagradzanie trenerów grup młodzieżowych. Żeby piłką na samym dole piramidy zajmowali się prawdziwi przygotowani do tego piłkarscy szkoleniowcy, a nie animatorzy sportu. Wtedy być może, będziemy mieć co jakiś czas przygotowanych po dziesięciu młodych zawodników, których można dobrze sprzedać. I nie będzie katastrofy, jeśli klub nawet w trakcie sezonu wytransferuje jednego czy drugiego, bo stawką jest zarobienie kilku milionów euro. A tak wygląda to teraz. Wyjeżdżają najlepsi, a w ich miejsca nie ma nikogo gotowego do gry na wysokim poziomie. Uzupełnia się te luki doraźnie, szuka przede wszystkim na rynku zagranicznym. Głównie przeciętniaków, piłkarzy, którzy odbili się od krajów mających lepsze systemy szkoleniowe, tych którzy nie przeszli przez ich sito. Na palcach jednej ręki można policzyć zawodników wybitnych ściągniętych do Polski w ostatniej dekadzie.
W Ekstraklasie, w porównaniu z innymi krajami mamy największy udział czasu gry obcokrajowców w przedziale wiekowym 25-35, a najmniejszy zawodników do 21. roku życia. Tłumacząc to na prosty język: jesteśmy rajem dla obcokrajowców w średnim i zaawansowanym wieku, czyli takich, na których już zarobić najtrudniej. I najgorsze, że w żaden sposób nie pomagają klubom wybić się wyższy poziom. Argument, że młodzi Polacy, jeszcze nieprzygotowani, też nie pomogą, jest chybiony. Może i nie pomogą, ale lepiej przegrywać ze swoimi i mieć świadomość, że właśnie ich chce się pociągnąć za uszy i może zostanie z tego coś na przyszłość, niż wydawać na zagraniczny piłkarski plankton, który jak mawia nestor wśród polskich trenerów Bogusław Kaczmarek, chce tutaj zrobić sobie tutaj tylko lifting i pojechać dalej.
Tłumaczenie, że Polacy są zbyt drodzy i nie ma żadnych możliwości, aby ich zatrzymać, jeśli zagraniczne kluby płacą kilka razy więcej, jest tyleż wygodne, co oklepane. Odpowiedź jest jednak prosta: to szkolcie ich więcej! Tak, aby odejścia nie rujnowały całych projektów sportowych, jak dzieje się obecnie. I nie sprzedawajcie, jak tylko pojawia się ofert. Spróbujcie utrzymać, a może nawet wzmocnić ekipę z myślą o europejskich pucharach. Przecież dzięki nim, taki sprzedawany obecnie w połowie sezonu zawodnik może znacznie zyskać na wartości. Może zamiast czterech milionów uda się za niego wziąć osiem i jeszcze dodatkowe pieniądze za awans do fazy grupowej Ligi Europy czy nawet Ligi Mistrzów? Tymczasem dziś każdy obiecujący zawodnik idący do czołowego polskiego klubu, wie, że nie idzie tam po to, aby coś wygrać, ale żeby przygotować się do jak najszybszego wyjazdu i wzrostu zarobków.
Ale jak mieliby uwierzyć, że mogą osiągnąć sukces sportowy w polskim klubie, jeśli w większości przypadków tymi klubami rządzą ludzie nie mający pojęcia o piłce. Skoro w ciągu dwóch lat zmienia się trzech prezesów i sześciu trenerów, skoro delegowany przez magistrat zarządzający jest w stanie położyć jeden klub, aby po chwili trafić do następnego w roli doświadczonego prezesa, który już pracował w Ekstraklasie. Jasne, że w poważniejszych ligach właścicielami też są biznesmeni, którzy nie zawsze znają się na piłce. Ale oni zlecają jednak kształtowanie polityki klubu prawdziwym, sowicie wynagradzanym za wyniki fachowcom, dając im wszystkie możliwe narzędzia. W Polsce tak to nie działa. (…)
Nie ma żadnej pewności, że 18-zespołowa tradycyjna liga sprawi, że coś się zmieni w naszej klubowej piłce. Ale już samą rezygnację z cudacznego systemu rozgrywek pięknie opakowanego produktu, który coraz mocniej zaczyna trącić czymś bardzo nieprzyjemnym, można uznać za uchylenie drzwi, przez które wpadnie trochę świeżego powietrza.
Cezary Kowalski
Autor jest komentatorem Polsatu Sport, publicystą tygodnika „Sieci”
Pełny tekst o pieniądzach w Ekstraklasie u oraz więcej informacji i komentarzy o światowej i polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” - do kupienia w kioskach i salonach prasowych
„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html