Pandemia ma płeć
W przeciwieństwie do cyklicznych wahnięć koniunktury ten kryzys dotknie najbardziej kobiety; już dotyka - pisze w piątkowym wydaniu Dziennik Gazeta Prawna w artykule „Pandemia ma płeć”.
Gazeta przytacza szacunki amerykańskiego ośrodka badawczego Institute for Women’s Policy Research: spośród prawie 700 tys. miejsc pracy, które wyparowały w marcu w USA, 60 proc. było zajmowanych przez kobiety.
Od czasu, gdy epidemia koronawirusa zaczęła się nasilać w Stanach Zjednoczonych, z list płac w sektorze turystyki i rekreacji zniknęło tam 261 tys. pracownic i 181 tys. pracowników - cytuje badania z pierwszych miesięcy epidemii DGP.
Prof. Joanna Tyrowicz z Uniwersytetu Warszawskiego pytana przez gazetę jak wiele gabinetów kosmetycznych, barów i klubów fitness zniknęło przejściowo, a ile na stałe wyjaśnia, że to kwestia otwarta, będąca również pochodną polityki prowadzonej przez dany rząd.
„Przemysł jest w stanie szybko przywrócić do pracy zwolnionych pracowników, jeśli tylko będzie popyt na ich produkty. Tymczasem w usługach odbudowa potencjału może potrwać dłużej. Jeśli salon fryzjerski upadnie, to zanim ktoś nowy wynajmie lokal, wyposaży go, zacznie faktycznie zatrudniać personel itd., może minąć sporo czasu” - przekonuje profesor.
„Odtwarzanie miejsc pracy w usługach po prostu wiąże się ze zbudowaniem przedsiębiorstwa od nowa, więc jest bardziej długotrwałe niż w przemyśle. Niektóre firmy z tego sektora, które przeżyją silny szok, będą musiały zamknąć się na trwałe” - ocenia Tyrowicz.
„Jeśli oboje z małżonków stracą zatrudnienie, to szybciej nową pracę znajdą mężczyźni, bo przemysł, w którym to oni dominują, szybciej się odbije. Taka też będzie potrzeba gospodarstw domowych, bo zarobki mężczyzn są przeciętnie wyższe” - zaznacza profesor.
PAP/ as/