"Nasz rząd nacjonalizując OFE, robi krok wstecz, w imię dobrych wskaźników budżetowych, które minister finansów będzie mógł zaprezentować przed wyborami". NASZ WYWIAD
Dlaczego rząd Tuska nacjonalizuje OFE i na co naraziło nas obniżenie progów ostrożnościowych, czy spekulanci rzucą na kolana NBP tak jak kiedyś Bank Anglii, jak nasz kraj widziany jest w wielkich centrach finansowych oraz jaki pomysł na łatanie dziury Rostowskiego ma rząd - mówi w wywiadzie dla wGospodarce. pl dr. Maciej Jędrzejak, dyrektor zarządzający Saxo Bank Polska.
Co znaczy dla polskiej gospodarki i polskiej waluty wybór na szefa Rezerwy Federalnej Janet Yellen? Czy to dobry, czy zły sygnał?
Dobry o tyle, że nie będzie - przynajmniej w najbliższych miesiącach - żadnej zmiany w polityce amerykańskiego banku centralnego. Zły, bo Fed oraz banki centralne w innych krajach dalej będą drukować pusty pieniądz. Tak zwane luzowanie ilościowe nie daje żadnego rozwiązania dla gospodarki w skali makro, tylko przedłuża problemy, przedłuża kryzys. Drukowanie pieniądza nie mobilizuje polityków do wprowadzania rozwiązań. W tę globalną indolencję wpisują się doskonale nasi politycy, którzy nie szukają konstruktywnych rozwiązań.
Jakie rozwiązania ma pan na myśli?
Politycy w Polsce obecnie zajmują się przede wszystkim kupowaniem czasu przed wyborami, a nie szukaniem rozwiązań, których polska gospodarka potrzebuje. Przykładem na to jest przesunięcie progów ostrożnościowych. Ich zmiana była unikiem przed zbliżającym się paraliżem budżetowym, takim samym, jaki w ostatnich tygodniach panował w USA. Obniżenie progu bezpieczeństwa jest pomysłem typowo populistycznym, który niczego nie rozwiązuje, natomiast daje wrażenie, że w Polsce nadal jest dobrze. Drugim niepokojącym ruchem rządu jest niby reforma OFE. Tak naprawdę tego problemu nie powinno być, bo Polska ma w miarę dobrze działający system ubezpieczeń społecznych. OFE należało poprawić, by nie działały one jedynie wokół benchmarku rynkowego, ale by poprawiały swój wynik. Tymczasem politycy zdecydowali się sięgnąć po prywatne pieniądze. W tej chwili odwracają kota ogonem, a cała operacja przejęcia pieniędzy przedstawiana nam jest w ten sposób, że nic się nie dzieje z Państwa pieniędzmi, które będą - według rządu - na indywidualnych kontach w ZUS. Tymczasem tak nie jest i nie będzie.
Czyli rząd nas nacjonalizuje, a my jako społeczeństwo nie reagujemy. W Europie miały miejsce podobne zdarzenia.
W Europie bardzo łatwo znaleźć analogię do tego, co się dzieje w Polsce. Przykładowo przejęcie oszczędności w cypryjskich bankach przez tamtejszy rząd było niczym innym jak nacjonalizacją oszczędności. Obecnie polski rząd próbuje znacjonalizować środki znajdujące się na prywatnych kontach pod płaszczem reformy OFE, po to, aby te środki umorzyć. Pod znakiem zapytania pozostaje więc motywacja polskich polityków.
W jakim stopniu nacjonalizacja OFE i zmiana progu ostrożnościowego przełoży się na polski rynek walutowy oraz stabilność polskiej waluty?
Politycy chcieliby, żeby nie miało to znaczenia i najchętniej wprowadziliby zmiany bez mówienia o nich nikomu. Natomiast rynek odczytuje działania rządu jednoznacznie, co wyraża się w spadku zaufania do polskiej waluty i gospodarki. I znów, wracając do przykładu cypryjskiego, to, co tak naprawdę tam się wydarzyło, jest całkowitym upadkiem wiarygodności Cypru wobec inwestorów. Dokładnie takie samo ryzyko bierze na siebie Polska. Pytaniem jest, na ile pozostałe elementy związane z polską gospodarka, jak na przykład nasze więzi ekonomiczne z gospodarką niemiecką, obecnie najsilniejszą w Europie, wyratują polską gospodarkę. Odpowiedzi na to pytanie należy szukać wśród inwestorów w Londynie.
Czyli rząd Donalda Tuska ryzykuje bardzo dużo?
Tak naprawdę nie wiemy, czy mamy aż tak złą sytuacje, że należy ryzykować ciężką, ponad dwudziestoletnią pracę Polaków w budowaniu wiarygodności i zaufania na światowych rynkach. W wielu liczących się centrach finansowych na świecie inwestorzy traktują nas jako kraj nie należący do emerging markets, ale jako kraj wysokorozwinięty. A tymczasem nasz rząd nacjonalizując OFE, robi krok wstecz, w imię dobrych wskaźników budżetowych, które minister finansów będzie mógł zaprezentować przed wyborami.
Czy w przyszłym roku istnieje ryzyko wystąpienia ponownie dziury Rostowskiego? I co wtedy?
To jest pytanie nie do mnie, a do ministra Rostowskiego. W roku 2013 rząd skupił się na działaniach PR i kreatywnej księgowości, zamiast na redukcji poziomu deficytu. Można się obawiać, że w przypadku drugiej dziury o takiej samej lub nawet większej wartości, rząd postąpi podobnie. Dlaczego? Bo od lat nie ma tak naprawdę pomysłu na prawdziwe reformy, które w Polsce moglibyśmy wprowadzić, pomysłu, który budowałby gospodarkę opartą na wiedzy. Mamy bardzo prężne społeczeństwo. Z kolei potencjał naszego sektora MŚP, który jest głównie powiązany z rynkiem północnoeuropejskim, nie jest właściwie wykorzystywany. Należy się na nim oprzeć, bo to te firmy generują polskie PKB. Umiejętne połączenie naszego potencjału z siłą niemieckiej gospodarki zapewniłoby nam mocną pozycję w Europie. Ale to trzeba rozumieć i przede wszystkim należy mieć pomysł, jak to zrobić. Trzeba zacząć od wprowadzenia wielu prawdziwych, a nie pozorowanych ułatwień w prowadzeniu działalności gospodarczej. W Polsce jest tak, że politycy o tym dużo mówią, a niewiele robią.
Na przyszły rok wielu ekspertów oraz ośrodków analitycznych przewiduje dla Polski wzrost tak średnio na poziomie 2,4 proc. PKB. Czy taka dość dobra sytuacja Polski, która w kontekście zawirowań kryzysowych w UE i szerzej w świecie, spowoduje, że polska złotówka będzie smacznym kąskiem dla spekulantów, którzy zechcą zarobić na naszej walucie? Czy może być tak, że ktoś zechce rzucić NBP na kolana, jak to swego czasu stało się w przypadku Banku Anglii? Czy mamy się czego obawiać?
Nie należy rozpatrywać tej sprawy w kontekście ataku spekulacyjnego, bo to jest język wojenny. Pytaniem jest, czy polski złoty będzie rzeczywiście atrakcyjny? Mamy dobre fundamenty w gospodarce i zamiast się na nich koncentrować, wolimy się skupiać na tych negatywnych, które bacznie obserwuje się za granicą. Rośnie ryzyko wyprzedaży polskiej waluty i ucieczki kapitału z Polski. Biorąc pod uwagę względy makroekonomiczne, gdy Fed zmniejszy drukowanie pustego pieniądza, będzie to mieć znaczenie dla gospodarek wysokiego ryzyka, do których niewątpliwie zalicza się również polska gospodarka. Inwestorzy zaczną wówczas wycofywać środki z rynków wschodzących, czy takich rynków jak Polska. Mieliśmy tego przedsmak w czerwcu bieżącego roku, kiedy szef Fedu, Ben Bernake tylko delikatnie zapowiedział, że coś takiego zamierza, natychmiast nastąpił Armagedon na tureckiej lirze, indyjskiej rupii, a następnie mieliśmy do czynienia z falą osłabienia walut krajów naszego regionu. Jeśli Fed zrezygnuje z luzowania ilościowego, to podniesie się znacznie ryzyko dla takich rynków jak Polska. A gdy do tego dołoży się „radosne” pomysły nacjonalizacji OFE lub może jeszcze inne dziwne pomysły, które jeszcze nie zostały nam zaproponowane, to może się okazać, że ktoś w Londynie naciśnie guzik „sell” dla polskich papierów skarbowych.