Chińsko-brytyjski konflikt ws. Hongkongu przybiera na sile
Przebywająca w Pekinie szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam oświadczyła w środę, że chiński rząd nie wycofa się z planów wprowadzenia w Hongkongu prawa o bezpieczeństwie narodowym. Narasta krytyka takiego posunięcia ze strony Wielkiej Brytanii.
Lam przybyła do chińskiej stolicy, by rozmawiać na temat nowych przepisów, które mają zostać opracowane w Pekinie i nadane Hongkongowi z pominięciem jego lokalnego parlamentu. Wielu komentatorów ocenia to jako ograniczenie autonomii tego regionu i wolności jego mieszkańców.
Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson ocenił, że narzucenie tego prawa byłoby sprzeczne ze zobowiązaniami wynikających ze wspólnej chińsko-brytyjskiej deklaracji z 1984 roku w sprawie zarządzania Hongkongiem po jego przekazaniu ChRL. Podkreślił, że umowa ta jest prawnie wiążąca i zarejestrowana w ONZ.
Wielka Brytania nie odwróci się od mieszkańców Hongkongu, którzy boją się utraty swojego stylu życia, i zapewni dla nich alternatywę - napisał Johnson w artykule opublikowanym w środę na łamach brytyjskiego dziennika „The Times” i hongkońskiego dziennika „South China Morning Post”.
Brytyjski premier dodał, że jeśli Pekin wprowadzi te przepisy, to Londyn otworzy drogę do uzyskania brytyjskiego obywatelstwa dla posiadaczy brytyjskich paszportów zamorskich w Hongkongu. Przypomniał, że jest ich tam 350 tys., a kolejne 2,5 mln osób w regionie mogłoby się o taki dokument ubiegać.
Zapowiedzi Johnsona wywołały gniewną reakcję w Pekinie. „Wielka Brytania lekkomyślnie wypowiadała się na temat Hongkongu i czyniła bezpodstawne zarzuty, by ingerować w sprawy Hongkongu” - powiedział w środę rzecznik chińskiego MSZ Zhao Lijian. Oświadczył, że Chiny przekazały Wielkiej Brytanii stanowczy protest w tej sprawie.
„Wzywamy stronę brytyjską, aby wycofała się, zanim będzie za późno, aby porzuciła swoją zimnowojenną i kolonialistyczną mentalność” - powiedział Zhao.
Chińskie władze utrzymują, że sprawy Hongkongu są wyłącznie wewnętrznymi sprawami Chin. W odniesieniu do masowych prodemokratycznych protestów w tym regionie zarzucały również „obcym siłom”, w tym Wielkiej Brytanii i USA, że podburzają mieszkańców Hongkongu do łamania prawa i separatyzmu.
Chińscy urzędnicy oceniali również, że chińsko-brytyjska deklaracja z 1984 roku jest dokumentem historycznym i nie jest wiążąca w sprawie zarządzania Hongkongiem.
Czytaj też: Przywódca Chin wzywa armię do podniesienia gotowości bojowej
PAP/kp