Sowiecka agresja 17 września: Tragiczne skutki, obojętność świata
Patrząc tylko z militarnego punktu widzenia sowiecka agresja na Polskę w 1939 r. nie zmieniła jej sytuacji w walce z Niemcami, która i tak byłaby przegrana, ale bez niej może nie byłoby szeregu innych tragicznych dla Polski skutków, takich jak wymordowanie kadry oficerskiej, czy wywózki do gułagów – mówi brytyjsko-polski historyk Adam Zamoyski.
17 września 1939 r. wojska sowieckie, realizując ustalenia tajnego protokołu do paktu Ribbentrop – Mołotow, bez wypowiedzenia wojny weszły na wschodnie tereny II Rzeczpospolitej. W trakcie inwazji do niewoli wzięły one ok. 300 tys. polskich żołnierzy, kolejne setki tysięcy obywateli polskich zostało w trakcie okupacji zabitych lub wywiezionych w głąb Związku Sowieckiego. Większość z zajętych wówczas terenów na mocy powojennych ustaleń między mocarstwami włączono do Związku Sowieckiego.
„Gdyby nie inwazja sowiecka, to bardzo możliwe, że niektóre zgrupowania mogłyby się utrzymać na słabo zaludnionych, dość dzikich terenach wschodniej Polski dłużej i tam prowadzić obronę jeszcze parę tygodni, ale bez jakiejś pomocy z Zachodu, to by dużo nie dało. Bo jeśli się weźmie pod uwagę przewagę sił niemieckich i fakt, że Polska w tym momencie już nie posiadała funkcjonującego rządu czy dowództwa, byłaby to w zasadzie już wojna partyzancka. Siły polskie nie były w stanie w 1939 r. oprzeć się mającym druzgocącą przewagę siłom Rzeszy Niemieckiej, której potem Francja i Anglia też nie były w stanie się oprzeć” – mówi Zamoyski.
Zaznacza jednak, że gdyby nie inwazja sowiecka mogłoby nie dojść do późniejszych konsekwencji w postaci okupacji sowieckiej, wymordowania kadry oficerskiej i wywiezienia setek tysięcy Polaków do gułagów.
Historyk podkreśla, że sowiecka inwazja była zupełnym zaskoczeniem dla polskich władz i polskich sił zbrojnych i ten brak przygotowania do takiego scenariusza jest zdumiewający. „Jeśli nie należało się tego spodziewać, to szczególnie po wizycie ministra spraw zagranicznych Joachima von Ribbentropa w Moskwie przynajmniej trzeba było brać pod uwagę taki scenariusz, że się porozumieją” – mówi Zamoyski, przypominając, że już od kilku lat trwała współpraca niemiecko-sowiecka.
Jak wskazuje, zaskoczenie było tak duże, że kiedy wojska sowieckie weszły do Polski, część polskich oddziałów nie wiedziała nawet jak ich traktować, jako sojuszników w walce z Niemcami, czy też jako najeźdźców, z którymi też należy się bić, zwłaszcza, że w tym okresie linie komunikacyjne były już zerwane i większość polskich jednostek nie miała już kontaktu ze sztabem i rządem. Stąd też niewiele oddziałów podjęło walkę z wojskami sowieckimi i stąd niewielkie straty, jakie zdołano im zadać.
„Gdyby od początku, kiedy tylko wkroczyli Sowieci było wiadomo że są wrogo nastawieni, można było o wiele więcej ludzi ewakuować przez Rumunię czy Węgry, albo spróbować zapobiec, by nie wylądowali w sowieckiej niewoli” – mówi Adam Zamoyski.
Jako jedną z przyczyn tego zaskoczenia historyk wskazuje fakt, że Polacy po zwycięstwie w 1920 r. trochę lekceważyli siły sowieckie, co uśpiło czujność. Dodaje on też, że choć Stalin biorąc udział w rozbiorze Polski kierował się sowiecką racją stanu, ale jego osobiste, negatywne doświadczenia z wojny 1920 r. mogły wpłynąć na późniejsze decyzje w kwestii Polski, np. odnośnie tego, by nie wysyłać polskich oficerów do gułagu, lecz ich wymordować.
Zamoyski podkreśla, że sowiecka inwazja – i pretekst podany jako jej uzasadnienie – wprowadził w zakłopotanie również zachodnich sojuszników Polski, bo Wielka Brytania i Francja gwarantowały integralność terytorialną państwa polskiego, ale tylko dotyczyło to ewentualnej wojny z Niemcami. „Tymczasem Rosjanie oficjalnie weszli nie jako sojusznicy Niemców, tylko pod takim dwuznacznym pretekstem, że bronią słowiańskich braci przed Niemcami, bo państwo polskie nie jest już w stanie tego zapewnić, co stworzyło bardzo niejasną sytuację dla polskich sojuszników. Stalin lubił utrzymywać takie dwuznaczności” – wyjaśnia.
Adam Zamoyski jest brytyjsko-polskim historykiem, pisarzem i publicystą, autorem kilkunastu książek poświęconych historii Polski oraz historii Europy w XIX w. Regularnie publikuje teksty w głównych brytyjskich gazetach, na stałe mieszka w Londynie.
We Francji o tym nie uczą
We Francji nie uczymy o 17 września 1939 r. i ataku ZSRR na Polskę. Mówienie o Katyniu, czy pakcie Ribbentrop-Mołotow było do 1991 r. uważane za ideologiczne, dziś koncentrujemy się na Holokauście i rządach Vichy. Komunizm w Polsce był narzucony przez ZSRR i antykościelny, we Francji szczycił się udziałem w ruchu oporu przeciwko Niemcom - mówi francuski socjolog i historyk dr Yves Santamaria.
A co z reakcją Ameryki?
Amerykanie nie przejmowali się zbytnio losem Polski. Wynikało to do pewnego stopnia z niewiedzy o Polsce, a także urojonego przekonanie Franklina Delano Roosevelta, że Stalinowi można ufać – twierdzi amerykański profesor Mieczysław Biskupski. Dodaje, że polityczna lewica w USA, w tym co istotne przemysł filmowy, była w tym okresie bardzo prorosyjska.
Historyk z stanowego uniwersytetu w Connecticut CCSU zwraca uwagę na izolacjonistyczne skłonności amerykańskiej opinii publicznej, a nawet rządu, co już wcześniej przejawiało się m.in. odmową przystąpienia do Ligi Narodów w 1919 roku.
„Sowiecka inwazja (+na Polskę+) wymaga kontekstualizacji. Amerykanie mieli długą historię życzliwego zainteresowania Rosją. W słynnych 14 punktach z 1918 roku Wilson był oczywiście bardziej zainteresowany ochroną interesów rosyjskich niż polskich. Dziwna sprawa, biorąc pod uwagę, że Rosja miała już komunistyczny rząd” – akcentuje historyk, który jest dziekanem studiów polskich i polsko-amerykańskich CCSU.
Jak przypomina, „New York Times” początkowo powtarzał twierdzenia Moskwy, że przygotowania wojskowe były obronne. Gazeta przytaczała nawet ataki „Prawdy” na Polaków w związku traktowaniem mniejszości ukraińskiej.
„Prasa amerykańska poświęciła co prawda pierwsze strony rosyjskiej inwazji 17 września i wyraziła współczucie dla trudnej sytuacji Polski. Uwagi na temat działań sowieckich były jak najbardziej krytyczne. Jednak zainteresowanie Amerykanów zgodnie z tradycją wkrótce osłabło” – dodał Biskupski.
Zauważył, że w 1933 roku Roosevelt uznał ZSRR, przy ogromnym poparciu społecznym. Ocenił to jako podejście praktyczne. Rosja mogłaby być przydatna w przeciwstawieniu ekspansji Japonii, a biorąc pod uwagę kryzys, perspektywa handlu sowiecko-amerykańskiego była atrakcyjna.
Odnosząc się do późniejszych stosunków Waszyngtonu z Moskwą naukowiec uwypuklił fakt, że ambasador Roosevelta, Joseph Davies, był żarliwie prosowiecki i pro-stalinowski, a jego raporty, często zawierały naiwne brednie.
Historyk z CCSU zarzuca też głównemu korespondentowi amerykańskiemu w Związku Sowieckim, Walterowi Duranty’emu, nieustanne kłamstwa. Wyciąga wniosek, że prezentując amerykańskiej opinii publicznej pozytywny wizerunek Moskwy sprawił, że przed 1939 rokiem amerykańska opinia publiczna była przychylna Rosjanom.
Biskupski przyznaję, że USA nie były przygotowane przed 1941 rokiem do poważnych działań zbrojnych. Dopiero wstrząs wywołany atakiem na Pearl Harbor w grudniu 1941 r. przekonał opinię publiczną do poparcia dla działań wojennych.
„Ostateczne zaangażowanie USA w roku 1941 w wojnę w Europie po części odzwierciedla wieloletnią przyjaźń anglosaską, ale udział Ameryki w batalię w Europie sprowadzał się w istocie do bezpardonowej geopolityki. Upraszczając ogromną i złożoną kwestię, Amerykanie nie chcieli, aby Niemcy zdominowały Europę i tym samym opowiadali się za bliskimi stosunkami z Rosją, na której spoczął ciężar pobicia Niemców” – ocenia historyk.
W jego opinii Amerykanie jak najdłużej opóźniali zaangażowanie militarne i starali się je ograniczyć. Doprowadziło to do zawarcia umowy między Rooseveltem i Stalinem, na mocy której Sowieci ponosiliby w większości ciężar walki, podczas gdy Amerykanie uniknęli by wielkich strat.
„Aby odwdzięczyć się Rosji za jej żywotną rolę, Amerykanie zapłacili Rosjanom, oddając pod ich dominację Europę Wschodnią. Oznaczało to oczywiście współdziałanie w rosyjskim wchłonięciu Polski. Była to bezlitosna geopolityka, dzięki której Amerykanie wykorzystywali swoją pozycję kosztem innych” – argumentuje Biskupski.
Jego zdaniem Amerykanie, poza Polonią, nie przejmowali się zbytnio losem Polski. Uzasadnia to do pewnego stopnia tradycyjnym brakiem wiedzy o Polsce, ale też „urojonym przekonaniem Roosevelta, że Stalinowi można ufać i możliwe są w przyszłości dobre stosunki z Sowietami.
„Poparcie dla Roosevelta wśród ludności amerykańskiej było silne, a krytyka pod jego adresem niewielka. Polityczna lewica w USA, w tym co istotne przemysł filmowy, była bardzo prorosyjska i bombardowała opinię publiczną wirtualną sowiecką propagandą” – wyjaśnia Biskupski.
PAP/ as/