100 dni więzienia dla dziennikarza. Gdzie? W Polsce!
Były redaktor naczelny gazety w Ostrowie Wlkp. został skazany na 100 dni więzienia, bo nie zapłacił kary grzywny. -Nie zapłaciłem, bo nic o wyroku nie wiedziałem. A kiedy się dowiedziałem, to sąd nie chciał rozłożyć kary na raty - powiedział dziennikarz Paweł Miłosz.
Sprawa dotyczy wydarzeń z kwietnia 2014 roku. Wtedy na drodze krajowej 25 w Ostrowie Wlkp. doszło do śmiertelnego wypadku komunikacyjnego. Paweł Miłosz śledził sprawę jako dziennikarz i redaktor naczelny Kuriera Ostrowskiego.
Kiedy proces ruszył, zwrócił się do ostrowskiego sądu z wnioskiem o wyrażenie zgody na wgląd do akt sprawy. „Dostałem zgodę sądu. Między innymi na tej podstawie powstały publikacje” - powiedział Miłosz.
Po publikacjach oskarżony o spowodowanie wypadku złożył do prokuratury doniesienie o możliwości popełnienia przez dziennikarza przestępstwa z art. 241 kk.
Brzmi on: „kto bez zezwolenia rozpowszechnia publicznie wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.
Sprawę prowadziła Prokuratura Rejonowa w Krotoszynie, która zakończyła ją aktem oskarżenia wobec dziennikarza.
W lutym 2019 r. Sąd Rejonowy w Ostrowie Wlkp. w postępowaniu nakazowym uznał Pawła Miłosza winnym, wymierzając mu karę grzywny w wysokości 2 tys. zł. Zdaniem sądu „wina oskarżonego nie budzi wątpliwości” – napisano w uzasadnieniu. Dziennikarz nie przyznaje się do winy.
Zarzucanego mi przestępstwa nie mogłem popełnić nawet teoretycznie. Kiedy pisałem artykuł, postępowanie przygotowawcze było od dawna zakończone, akt oskarżenia odczytany a sprawa toczyła się bez wyłączenia jawności. To tak, jakby mnie ktoś skazał za kradzież samochodu, tylko że ów samochód pół roku przed rzekomą kradzieżą został zezłomowany, przetopiony i są na to dokumenty - powiedział dziennikarz.
Paweł Miłosz miał 7 dni na wniesienie odwołania od wyroku nakazowego w celu skierowania sprawy na rozprawę główną.
Termin przepadł, ponieważ nie wiedziałem o wyroku; w tym czasie przez trzy tygodnie przebywałem poza domem - powiedział. Twierdzi, że o sprawie dowiedział się dopiero wtedy, kiedy dostał wezwanie do zapłacenia grzywny.
Dziennikarz wystąpił do sądu z wnioskiem o przywrócenie terminu dotyczącego wniesienia sprzeciwu od wyroku nakazowego. W uzasadnieniu podkreślił, że po powrocie do domu nie było awizo z sądu, w związku z czym „nawet nie wiedziałem o toczącym się postępowaniu sądowym”. Poinformował sąd, że niezachowanie terminu nie było przez niego zawinione. Wniósł o przesłuchanie mamy i brata, którzy mieli potwierdzić, że podczas jego nieobecności nikt nie pozostawił w skrzynce awizo.
Próbowałem na poczcie złożyć reklamację w sprawie niedostarczonej korespondencji, ale odmówiono mi jej przyjęcia. Poinformowano mnie, że uprawnionym do złożenia reklamacji jest nadawca, czyli sąd – wyjaśnił dziennikarz.
Ostrowski sąd nie uwzględnił wniosku Miłosza. „Brak jest podstaw do uznania, że niedochowanie terminu nastąpiło z przyczyn niezależnych od oskarżonego. Oskarżony nie powiadomił organów wymiaru sprawiedliwości o zmianie miejsca pobytu, został zawiadomiony o przesłaniu aktu oskarżenia do sądu. W tym stanie rzeczy niedochowanie przez oskarżonego terminu do wniesienia sprzeciwu od wyroku nakazowego należy uznać za nieusprawiedliwione. Oskarżony nie uprawdopodobnił, że nastąpiło to z przyczyn od niego niezależnych” – poinformowała w uzasadnieniu sędzia Beata Kośmieja.
Ponadto Sąd Rejonowy zamienił karę grzywny w kwocie 2 tys. zł na areszt w wymiarze 100 dni. Postanowienie jest nieprawomocne.
Miłosz złożył zażalenie. „Nie mogę pozwolić na pozostawienie wyroku w takim kształcie. Zniszczono mnie zawodowo. Nie mogę pracować jako dziennikarz i nauczyciel, a kiedyś pracowałem też jako ochroniarz i kurier. Te wszystkie cztery zawody łączy obowiązek niekaralności” - powiedział.
Adwokat dziennikarza Piotr Majewski złożył do sądu zażalenie.
„Skazany wyjaśnił, że jego obecna sytuacja finansowo–majątkowa jest trudna; nie jest w stanie spłacać na obecnym etapie grzywny w wyższej kwocie, niż po 100 zł na miesiąc; złożył wniosek, by grzywnę tę rozłożyć na raty w taki właśnie sposób, do czego sąd się nie przychylił. W ocenie skazanego, z uwagi na jego obecną sytuację finansową i niepewne perspektywy na rynku pracy, zachodzą szczególne okoliczności pozwalające rozłożyć skazanemu grzywnę na okres przekraczający jeden rok” - napisał.
PAP/RO
CZYTAJ TEŻ: Globalny sukces Adamedu. Umowa na blisko pół miliarda złotych