Informacje

fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay
fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay

Dramat Indii dowodem na bezwzględność wirusa

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 1 maja 2021, 13:30

  • Powiększ tekst

Dramatyczna sytuacja w Indiach jest jaskrawym przykładem, do czego prowadzi lekceważenie pandemii – powiedział dr hab. Piotr Rzymski. Dodał, że nieprawdą jest, że indyjski wariant SARS-CoV-2 wszedł do gry niedawno, bo charakterystykę jego mutacji zgłoszono pół roku temu.

Według ostatnich danych od początku pandemii COVID-19 w Indiach zanotowano ponad 18,76 mln zakażeń i ponad 208 tys. zgonów. Liczba zakażeń rośnie tam niemal codziennie od początku kwietnia. W ostatnich dniach dobowa liczba nowych zakażeń koronawirusem wynosiła ponad 300 tys.

Media światowe podają, że sytuacja w indyjskich szpitalach jest dramatyczna, a w prowizorycznych krematoriach na otwartym powietrzu w wielu miastach palenie ciał zmarłych trwa bez przerwy. W wielu szpitalach dla pacjentów brakuje tlenu. Za sytuację w Indiach ma odpowiadać indyjski wariant koronawirusa.

Ekspert w dziedzinie biologii medycznej i badań naukowych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu dr hab. Piotr Rzymski tłumaczył PAP, że „dramatyczna sytuacja w Indiach jest jaskrawym przykładem tego, do czego prowadzi zlekceważenie pandemii”.

Z początkiem marca tamtejszy minister zdrowia ogłaszał koniec epidemii, prowadzono kampanie wyborcze bez żadnych obostrzeń, odbywały się mecze krykietowe, które oglądało ponad 130 tys. osób, w większości bez maseczek i w tłoku, organizowano tłumne wydarzenia religijne. Dziś te błędy kosztują ludzkie zdrowie i życie. Jak wygodnie wytłumaczyć je tzw. wariantem indyjskim, prawda?” – mówił.

Ekspert zaznaczył, że charakterystykę mutacji tzw. wariantu indyjskiego, czyli B.1.617, hinduscy badacze zgłosili do jednej z baz już 5 października 2020 r., po wykryciu go w pojedynczej próbce wymazu poddanej sekwencjonowaniu genomu. Od tego czasu sieć śledzenia zmienności wirusa znacząco się rozwinęła w różnych krajach.

Nieprawdą jest więc to, że wariant indyjski wszedł do gry niedawno, bo wyewoluował przynajmniej pół roku temu. I niejasne jest nawet to, czy de facto stało się to w Indiach” – zaznaczył.

Rzymski tłumaczył, że wariant indyjski skumulował 13 mutacji sensownych, czyli takich, które prowadzą do zmiany pojedynczych aminokwasów w strukturze wirusowych białek.

Pięć z tych mutacji prowadzi do zmian w białku kolca koronawirusa, które jest najważniejsze z punktu widzenia odporności swoistej ozdrowieńców i osób zaszczepionych. Dwie z nich dotyczą domeny wiążącej receptor, niewielkiego fragmentu białka kolca, ale niezwykle istotnego dla mechanizmu zakażania komórek. To właśnie z ich powodu wariant indyjski okrzyknięto w mediach mianem +podwójnego mutanta+. Brzmi przerażająco, prawda? I sensacyjnie. I o to tu głównie chodzi” – wskazał.

Wariant południowoafrykański, czyli B.1.351 charakteryzują trzy mutacje związane ze wspomnianą domeną, ale wtedy nikt nie wpadł na pomysł, by dla podbicia oglądalności, nazywać go mianem +potrójnego mutanta+. Takie nazwy nie mają biologicznego sensu, ale są chwytliwe” – zaznaczył ekspert.

Obecność indyjskiego wariantu koronawirusa wykryto już w kilkunastu krajach Europy.

PAP/ as/

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych