COVID-19 pustoszy kolejny kraj: posterunki, szlabany, kartki na zakupy
W Wietnamie trwa dramatyczna fala zachorowań na Covid-19. W największych miastach obowiązuje godzina policyjna, a wiele osób uciekło z nich na wieś. Walka z wariantem Delta koronawirusa to strach i niepewność jutra – mówią PAP mieszkańcy Wietnamu.
Lucas Nguyen, pracownik firmy handlowej z Hanoi, aż do maja niemal nie odczuwał skutków pandemii. „Przez półtora roku zdarzały się okresy z zamkniętymi lokalami, odwołano niektóre wydarzenia kulturalne, czasami w telewizji słyszało się o otoczeniu kordonem sanitarnym jakiejś wsi. Ale poza tym życie toczyło się zwyczajnie” – mówi w rozmowie z PAP.
Do później wiosny Wietnam, dzięki restrykcyjnym przepisom, powszechnej kampanii testów i śledzenia kontaktów zakażonych, mógł się pochwalić liczbą zachorowań na Covid-19 na dwucyfrowym poziomie dziennie – jednym z najlepszych rezultatów na świecie.
Pierwsze oznaki kolejnej fali zakażeń zaczęto obserwować w maju, lecz do końca miesiąca w całym kraju potwierdzono zaledwie 7,2 tys. zakażeń koronawirusem. W kolejnych tygodniach wzrost ich liczby znacznie przyspieszył, a w końcu lipca oficjalne dane mówią już o ponad 141 tys. chorych na Covid-19 i śmierci 1161 pacjentów.
Przedstawiciele Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) winą za dramatyczny wzrost liczby chorych obarczają wariant Delta. Zwracają uwagę na ogniska zachorowań o niejasnym pochodzeniu w wietnamskich parkach przemysłowych, szpitalach, osiedlach mieszkaniowych, a nawet w ośrodkach kwarantanny. Do pogarszającej się sytuacji epidemicznej mogły się przyczynić także nieszczelne granice z Kambodżą i Laosem, przez które do kraju wracali zainfekowani tam Wietnamczycy, i majowe jednopartyjne wybory parlamentarne, w których głosowało prawie 70 mln osób. W dodatku od wielu tygodni mieszkańcy wielkich miast starają się z nich wydostać – początkowo masowo rezerwowali loty, a gdy ograniczono ich liczbę, drogą lądową wyjeżdżali do okolicznych wsi i uważanych za bezpieczne górskich prowincji.
Dla Lucasa Nguyena życie w czasie czwartej, najbardziej dotąd niszczycielskiej fali epidemii, oznacza ciągłą niepewność i próby przystosowania się do nakładanych i zdejmowanych zakazów. „Już w maju mieliśmy w Hanoi przejściowy lockdown. Zamknięto salony masażu, kluby karaoke i odwołano większe imprezy, a w kawiarniach i restauracjach można było zamawiać tylko na wynos. Później, na początku czerwca, kawiarnie i restauracje otwarto, ale po tygodniu albo dwóch z dnia na dzień znowu je zamknęli” – mówi.
W ubiegłą sobotę w 5-milionowej wietnamskiej stolicy wprowadzono mające potrwać 15 dni obostrzenia, w tym zakaz zgromadzeń większych niż dwuosobowe i trwającą od 18 do 6 rano godzinę policyjną. Nakazano zamknięcie większości firm i zabroniono wychodzenia z domów bez ważnego powodu. „Do miasta nie można wjeżdżać ani z niego wyjechać, a przy każdym wyjściu na bazar po zakupy trzeba mieć ze sobą osobne pozwolenie z pieczątką. Ci, którzy pracują w jeszcze otwartych sektorach, muszą dostać od pracodawcy list potwierdzający, gdzie są zatrudnieni” – relacjonuje Nguyen. „Wszędzie rozstawione są barierki i policyjne blokady. Policjanci sprawdzają wszystkim dokumenty i pytają o powód wyjścia z domu. Jeśli nie poda się wystarczająco ważnego, można być odesłanym albo dostać mandat” – dodaje. Przy wjazdach do okolicznych wsi ustawiono szlabany. Wpuszczani i wypuszczani są tylko ich mieszkańcy, ale i oni mogą wyjechać na zakupy najwyżej raz dziennie.
W Ho Chi Minh (dawniej Sajgon) niemal całkowita blokada życia gospodarczego i społecznego trwa już od 31 maja. Mimo jej obowiązywania liczba zakażeń w tym największym wietnamskim mieście nie spada. Ho Chi Minh pozostaje epicentrum obecnej fali zachorowań. Policjanci z posterunków ustawionych przy trasach wjazdowych wpuszczają tylko osoby z negatywnym wynikiem testu na koronawirusa, ale Wietnamczycy starają się raczej opuścić miasto niż je odwiedzać.
Quan, student miejscowej politechniki, mówi PAP, że śródmiejskie ulice są prawie puste. „W poniedziałek wprowadzono godzinę policyjną i od tamtej pory siedzę w domu, bo przez cały dzień mamy zdalne zajęcia. Wcześniej też nie chodziłem do miasta częściej niż raz w tygodniu, a u fryzjera nie byłem od ponad dwóch miesięcy” – relacjonuje student.
„Wszyscy mamy tu wrażenie, że sytuacja tylko się pogarsza. Na moim osiedlu ciągle są wykrywane nowe zachorowania. Mówi się, że wariant Delta to właściwie nowy typ wirusa, a objawy u zarażonych są często bardzo silne już po dwóch dniach. Żeby się zaszczepić, trzeba mieć znajomości, więc ludzie naprawdę boją się o swoje zdrowie i życie swoich krewnych” – dodaje Quan.
W czwartek władze zapowiedziały, że przyspieszą szczepienia przeciwko koronawirusowi w Ho Chi Minh. Dotąd jednak wietnamska kampania szczepień przebiegała najwolniej w całej Azji Południowo-wschodniej. Do końca lipca służby medyczne zaszczepiły zaledwie 0,6 proc. niemal 100-milionowej populacji kraju.
Lucas Nguyen wyjechał z Hanoi w ostatniej chwili przed zamknięciem stolicy. “Moja rodzina mieszkała na wsi już od ponad dwóch miesięcy. Ja walizkę spakowałem w tamtą sobotę, kiedy tylko przyszedł nakaz zamknięcia biur. Jesteśmy szczęściarzami, mamy tu małe osiedle domków, obiekty sportowe, dużo zieleni i jezioro. Udało się nam wszystkim zaszczepić i możemy stąd pracować zdalnie, dopóki to wszystko się nie skończy” – mówi.
Czytaj też: Niebezpieczny zespół pocovidowy u dzieci! Objawy szokują
PAP/kp