Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Wykluczeni

Piotr Jakucki

Piotr Jakucki

Dziennikarz i publicysta, m.in. „Nowy Świat”, „Gazeta Polska”, w latach 1995-2010 redaktor naczelny tygodnika „Nasza Polska”, „Głos Polski” (Kanada), „Goniec” (Kanada), „Kurier Chicago” (USA), korespondent radia „Sami Swoi. W porannym rytmie” (Chicago).

  • Opublikowano: 1 lutego 2014, 11:50

  • Powiększ tekst

Zupełnie przez przypadek obejrzałem 30 stycznia program publicystyczny „Twoje Info”. Audycję tę tworzą sami widzowie, tym razem tematem przewodnim stało się pozbawianie przez dostawców energii prądu ludzi borykających się z kłopotami finansowymi, chorobami, trudną sytuacją życiową. Nie stać ich na płacenie rachunków za światło czy ogrzewanie domu, a czasami za jedno i za drugie, gdyż na przykład w budynkach komunalnych państwo instaluje ogrzewanie na prąd, co jest absurdalne, bo oznacza pułapkę dla borykających się i bez tego z biedą lokatorów. Muszą więc wybierać pomiędzy jedzeniem, lekami dla chorych dzieci, a rachunkami. Jedna z bohaterek żyje w zimnie, bez światła, a za oknami siarczysty mróz, starsze małżeństwo, którym zakład energetyczny też odciął prąd, by się ogrzać... jeździ autobusami. Program można zresztą obejrzeć na stronie tvp.info, przykładów „humanitaryzmu” jest o wiele więcej.

Podczas dyskusji dziennikarz prowadzący audycję zwrócił uwagę, że mamy oto do czynienia z nowym problemem, którym jest wykluczenie energetyczne. Otóż, poprawka, nie jest to żadne wykluczenie tylko nędza, a po drugie nie jest to problem nowy. Podobnie jak eksmisje na bruk wprowadzone przez minister Barbarę Blidę, gdy rządził Sojusz Lewicy Demokratycznej, którego liderzy tak teraz perorują o konieczności poprawy sytuacji ludzi. Najciemniej jest jak zwykle pod latarnią.

O wyłączeniach prądu, gazu, bezwzględności komorników i sądów wystawiających bankowe tytuły egzekucyjne, na co dzień się nie mówi. Temat wstydliwy dla państwa cudu gospodarczego, dokonującego właśnie – by użyć sformułowania Donalda Tuka – skoku cywilizacyjnego. Ale nie tylko ekipa PO-PSL, czy  Sojusz Lewicy Demokratycznej odpowiadają za wciąż poszerzającą się sferę biedy. Winne temu są prawie wszystkie, no może częściowo poza rządem PiS, ekipy rządzące Polską po 1989 roku. Żadna z nich nie wprowadziła polityki kreującej przedsiębiorczość, pozwalającą na wykorzystanie ludzkiej energii, wzmocnienie potencjału gospodarczego kraju, co przełożyłoby się na wzrost zatrudnienia i rozkręcenie koniunktury, a przede wszystkim nie zmniejszono obciążeń podatkowych. Wręcz przeciwnie – śruba podatkowa wciąż jest dokręcona. Nie dziwi więc, że polscy przedsiębiorcy wykańczani m.in.  podnoszonymi składkami na ZUS rejestrują swoje firmy np. w Wielkiej Brytanii, gdzie miesięczna składka ubezpieczeniowa to odpowiednik około 50 złotych, a nie ponad 1042 zł jak  u nas. Nie można więc się też dziwić, że ludzie nie chcą chodzić na wybory, a udział w życiu publicznym mają w nosie. Nie wierzą, że to może cokolwiek zmienić, gdyż czy to rządzi „lewica” z SLD, czy „prawica” z PO, zwykły człowiek ponoszący konsekwencje polityki państwa opresyjnego, jak miał wyłączany prąd, tak będzie miał, jak nie miał na lekarstwa, tak dalej będzie miał z tym kłopoty, jak był upokarzany w wielomiesięcznych kolejkach do specjalisty, tak będzie nadal.

Winne jest temu państwo opresyjne, szumnie nazywane „państwem opiekuńczym”, a zwłaszcza podatki drenujące nasze kieszenie. Warto wiedzieć, że wszystkie kraje Unii Europejskiej, w tym Polska, jako „opiekuńcze”, mają regresywne systemy podatkowe, czyli takie, które proporcjonalnie opodatkowują biednych bardziej niż bogatych. Jedynym rozwiniętym krajem z progresywnym systemem podatkowym są Stany Zjednoczone, gdzie bogaci płacą bardzo wysokie podatki. Ale tam nie wprowadzono VAT-u, gdyż nie pozwoliły na to organizacje broniące robotników i farmerów.

A to właśnie VAT, jako bodajże najważniejszy z podatków pośrednich, jest jedną z najbardziej regresywnych danin na rzecz „państwa opiekuńczego”. W Wielkiej Brytanii w 2011 roku najbiedniejsza część Brytyjczyków licząca około 20 procent społeczeństwa wydawała 9,8 procenta swojego dochodu na VAT podczas gdy najbogatsza jedna piąta zaledwie 5,3 procent. Warto zauważyć, że dane te obejmowały okres przed podwyżką tego podatku z 17,5 procent do 20 procent w 2011 roku. Wychodzi więc na to, że co prawda zamożni konsumują więcej niż biedni, ale przeznaczają na to znacznie mniej swojego dochodu, czyli w rezultacie w porównaniu z osiągniętym dochodem płacą znacznie mniejszy VAT. Stąd prosty wniosek, że każda podwyżka VAT uderza najmocniej w osoby mniej zamożne lub biedne, zwiększając tym samym zakres ubóstwa.

W Polce trzy lata temu podniesiono VAT, nota bene wprowadzony przez SLD,  z 22 do 23 proc.  Tymczasem już wcześniej, bo 2008 roku, jak wynika z raportu „Taxation and the worlds of welfare” Moniki Rasad i Yingyinga Denga z amerykańskiego Northwestern University, przytoczonych przez Aleksandra Pińskiego w „Uważam Rze” ze stycznia br., Polska miała jeden z najbardziej regresywnych systemów podatkowych na świecie, wyprzedzając nawet kraje skandynawskie, gdyż udział wpływów z podatków od konsumpcji wynosił wtedy u nas 22,9 proc., co dodatkowo łączyło się z silnie regresywnym podatkiem dochodowym. Według raportu OECD „Growing Unequal? Income distribution and poverty in OECD countries” dziesięć procent najbogatszych Polaków otrzymywało 33,9 proc. dochodów, a płaciło 28,3 proc. podatków. Co to oznacza? Przede wszystkim to, że 90 procent mniej zamożnych otrzymywało 66,1 proc. dochodów, płacąc 71,7 proc. podatków. Co prawda dane te pochodzą z 2008 roku, ale od tamtego czasu w wyniku represyjnej polityki podatkowej rządu Tuska, w tym zmianie stawek PIT z trzech – 19, 30 i 40 proc. - na dwie w wysokości 18 i 32 procent, przepaść ta, równoznaczna z poszerzeniem obszaru biedy, tylko się powiększyła. A gdyby jeszcze porównać naszą sytuację ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie najbogatsi otrzymywali 33,5 proc. dochodów, płacąc 45,1 proc. podatków, to widać w którym miejscu rozwoju jesteśmy.

Także to całe gadanie choćby o „wykluczeniu energetycznym” jako o nowym problemie, który należy rozwiązać, to kolejne bicie piany, bezproduktywne dywagowanie nad skutkami przy jednoczesnym omijaniu szerokim łukiem przyczyn.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych