GAZETA BANKOWA: Życie w krainie rad nadzorczych. Właściwa postawa urzędnika może być wynagrodzona dodatkową pracą i zyskami
W świecie szeroko rozumianej administracji publicznej są trzy ustawy, których ta będzie broniła jak niepodległości. Jedna, można by rzec, „korporacyjna”, tj. o służbie cywilnej. Druga, ograniczająca dostęp do swego rodzaju kraju rad… nadzorczych i zarządów (różnych osób prawnych), tj. o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne. I trzecia, „kominowa”, tj. o wynagradzaniu osób kierujących niektórymi podmiotami prawnymi. Bez cienia większego ryzyka można powiedzieć, że tymi regulacjami administracja jest bardziej zainteresowana niż Kodeksem postępowania administracyjnego, ustawą o dostępie do informacji publicznej, o ochronie danych osobowych, o ochronie informacji niejawnych, Kodeksem cywilnym, Kodeksem karnym itp. Postaramy się to więc przybliżyć, z zastrzeżeniem, że przede wszystkim interesować nas będą, tzw. państwowe osoby prawne.
Służba cywilna – przedsionek do raju
By dostać się do krainy rad nadzorczych, trzeba m.in. stać się członkiem korpusu służby cywilnej. Odbywa się to poprzez nabór prowadzony przez dyrektora generalnego urzędu, w formie ogłoszenia o naborze, tj. swego rodzaju konkursu ofert. Znawcy problemu wiedzą doskonale, że nie ma takiej możliwości, by nie móc tak skonstruować warunków wymaganych kwalifikacji i tak poprowadzić selekcję, by na dane stanowisko w służbie cywilnej nie mogła nie trafić osoba bądź to wcześniej nieformalnie polecona, bądź niepozostająca w kręgu rodzinnym i (lub) towarzyskim decydentów, mających wpływ na wynik naboru.
Media pełne są przykładów naborów „pod klucz”. Wszak członkami komisji przeprowadzającej nabór przeważnie są: dyrektor generalny urzędu (względnie, szef biura kadr, względnie upoważniony przez jednego bądź drugiego podwładny), szef departamentu (biura), do którego ma trafić „znajoma osoba”, jego zastępca lub naczelnik wydziału (bądź obaj jednocześnie), w którym ma ona pracować. Ostateczny głos rozstrzygający ma szef danego departamentu (biura), z kolei każdy członek komisji ma obowiązek zachowania w tajemnic uzyskanych w trakcie naboru, informacji o kandydatach. Dyrektor generalny (bądź szef biura kadr) formalnie sankcjonuje finalną decyzję dyrektora danego departamentu, zaś jego podwładni wiedzą, że ich pole sprzeciwu jest dosyć ograniczone.
W owym przedsionku raju systematyka wynagrodzenia obejmuje wynagrodzenie zasadnicze i szereg różnych dodatków. Na wynagrodzenie zasadnicze składają się takie elementy, jak określona w ustawie budżetowej kwota bazowa dla członków korpusu służby cywilnej (w 2014 r. wynosi ona 1873,84 zł) i system tzw. mnożników ustalonych w akcie wykonawczym do ustawy o służbie cywilnej, regulujący powyższe kwestie w odniesieniu do wszystkich urzędów – ministerstw, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, organów centralnych, służb skarbowych, celnych, inspekcji etc. Nas interesuje obszar ministerstw.
Przeciętnie najwyższe wynagrodzenia są w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (ok. 8 tys. zł brutto wraz z „trzynastką”), zaś najniższe w Ministerstwie Zdrowia (ok. 6 tys. zł wraz z „trzynastką”). W Ministerstwie Finansów kwota ta wynosi ok. 7,7 tys. zł. Doliczyć do powyższych wynagrodzeń również trzeba różnorakie dodatki (dodatek za wieloletnią pracę, dodatek zadaniowy, nagrodę jubileuszową za wieloletnią pracę, na odrębnych zasadach premie kwartalne i nagrody). Ponadto urzędnik służby cywilnej (tj. mianowany członek korpusu służby cywilnej) otrzymuje także dodatek z tytułu posiadanego stopnia służbowego, których jest dziewięć, obliczanych również mnożnikowo – stopień (mnożnik kwoty bazowej i kwota dodatku w zł): I (0,47; 881), II (0,65; 1218), III (0,85; 1593), IV (1,05; 1968), V (1,25; 2342), VI (1,45; 2717), VII (1,65; 3092), VIII (1,85; 3467) oraz IX (2,05; 3841).
„Widełkowa” struktura wynagrodzeń jest wyjątkowo mobbingogenna, skutkuje różnorakimi, eufemistycznie mówiąc, nieprawidłowościami na linii służbowej oraz (lub) koleżeńskiej. Wystarczy bowiem, by podreferendarza wystarczająco dociążyć obowiązkami służbowymi właściwymi stanowiskom specjalisty bądź radcy ministra, przy niezmienianiu zarówno formalnie zakresu kompetencji oraz poziomu mnożnika, by przy podobnej wysokości wynagrodzenia podstawowego otrzymać pracownika w pełni poddanego woli przełożonego i jego presji.
Nie ma bowiem jasnych mechanizmów weryfikujących, czy podreferendarz (legitymujący się wykształceniem średnim bądź tytułem zawodowym licencjata) posiada wystarczające kwalifikacje merytoryczne i kompetencje formalne odpowiednie dla stanowisk specjalistycznego lub samodzielnego. Podobnie może być w przypadku naczelnika wykonującego niektóre obowiązki właściwe członkowi kierownictwa departamentu (biura).
Jest bowiem jasne, że uznaniowość w zakresie przyznawanego wynagrodzenia wzmocnione rozpiętością w obrębie tej samej kategorii stanowisk (wielokrotność od 3,3 do 6,5) rzutuje na spolegliwość i elastyczność wobec przełożonego i jego oczekiwań, w tym się również mieści skłonność do niedostrzegania różnych patologii, czasami nawet ich afirmacja. Naczelnik wydziału bowiem, dociążony obowiązkami zastępcy dyrektora, zaś zarabiający od niego 3- lub 4-krotnie mniej, będzie wykazywał tendencję do nadmiernego obarczania swoich podwładnych częścią swoich obowiązków po to, by „wkupić” się w jego łaski. Dlaczego? Ano przede wszystkim dlatego, ze może to się kiedyś przydać w przyszłości. Tak samo będzie postępował zastępca dyrektora, jak i sam dyrektor departamentu (biura). Takie, na poły feudalne stosunki, mogą zaowocować np. promowaniem do objęcia posady w radzie nadzorczej czy też uzyskaniem zgody na podejmowanie dodatkowej działalności zarobkowej.
„Klondike” rad, zarządów i… nie tylko
Co, będąc pracownikiem bądź urzędnikiem służby cywilnej, zrobić, by zostać członkiem zarządu, rady nadzorczej lub komisji rewizyjnej spółek prawa handlowego, członkiem zarządu, rady nadzorczej lub komisji rewizyjnej spółdzielni (z wyjątkiem spółdzielni mieszkaniowych), członkiem fundacji prowadzącej działalność gospodarczą lub prowadzić inną działalność zarobkową?
W przypadku spółek prawa handlowego, szczególnie jednoosobowych spółek Skarbu Państwa lub innych, w których posiada on więcej niż 50 proc. akcji bądź udziałów, jeśli nie posiada się stopnia naukowego doktora nauk prawnych lub nauk ekonomicznych lub nie jest się wpisanym na listę radców prawnych, adwokatów, biegłych rewidentów lub doradców inwestycyjnych, to trzeba zdać komisyjny egzamin składający się z dwóch części, tj. pisemnej (test wielokrotnego wyboru składający się ze 150 pytań; czas przeznaczony na rozwiązanie 150 minut) oraz ustnej (sprawdzającej wiedzę i predyspozycje kandydata do pracy w radzie nadzorczej; warunkiem dopuszczenia kandydata dla części ustnej egzaminu jest udzielenie prawidłowej odpowiedzi na nie mniej niż 100 pytań testu). Niezdanie egzaminu nie wyklucza kolejnych podejść, jednak za każdym razem trzeba oba etapy powtarzać. Można powiedzieć, że zakres problemowo-tematyczny egzaminu jest wystarczający dla osoby, która z co najmniej wynikiem dobrym ukończyła studia pierwszego stopnia.
Zdanie egzaminu to zaledwie pierwszy krok. Drugi to uzyskanie zgody od dyrektora generalnego urzędu. W tym właśnie miejscu przydają się wyżej wspomniane (jakkolwiek rozumiane) dobre relacje z przełożonymi wynikające z gry w obrębie nakładów pracy, obowiązków, dyspozycyjności, elastyczności i zdolności do bycia dociążanym. Wszak bowiem dyrektor generalny może przed wyrażeniem pisemnej zgody swoją decyzję „skonsultować” z kierownictwem właściwego departamentu bądź nadzorującym go podsekretarzem stanu.
Co do zasady dyrektorzy generalni, departamentów, biur, ich zastępcy oraz pozostali pracownicy służby cywilnej nie mogą zajmować określonych stanowisk w spółkach prawa handlowego, jednak zakaz ten ich nie dotyczy, o ile zostali oni zgłoszeni do objęcia takich stanowisk przez m.in. Skarb Państwa, inne osoby prawne, spółki, w których udział Skarbu Państwa przekracza 50 proc. kapitału zakładowego lub 50 proc. liczby akcji. W tym zatem miejscu ujawnia się to, jak trzeba być wyjątkowo elastycznym i spolegliwym wobec własnych przełożonych, bowiem tylko oni posiadają wystarczającą moc sprawczą, by kogoś móc zgłosić do objęcia danego stanowiska w spółce prawa handlowego. Owa nominacja jest z jednej strony wyjątkową nagrodą za służbistość, z drugiej natomiast pewnym czynnikiem dyscyplinującym, gdyż zgodnie z prawem można zajmować stanowisko wyłącznie w jednej spółce prawa handlowego. Owa nagroda to miesięczne wynagrodzenie brutto w maksymalnej wysokości, będącą:
• sześciokrotnością (przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw bez wypłat nagród z zysku, w czwartym kwartale poprzedniego roku, ogłoszonego przez Prezesa GUS – 4004,35 zł wg stanu prawnego na dzień 20 stycznia 2014 r.), w przypadku przedsiębiorstw państwowych oraz państwowych jednostek organizacyjnych, które nie są jednocześnie (agencjami państwowymi oraz instytutami badawczymi itp.) oraz nie są szkołami wyższymi – tj. ok. 24 tys. zł,
• czterokrotnością (tak jak w punkcie powyżej), w przypadku samorządowych jednostek organizacyjnych – tj. ok. 16 tys. zł,
• - sześciokrotnością (tak jak w punkcie powyżej), w przypadku jednoosobowych spółek prawa handlowego utworzonych przez Skarb Państwa lub jednostki samorządu terytorialnego bądź spółek prawa handlowego, w których udział Skarbu Państwa przekracza 50 proc. kapitału zakładowego lub 50 proc. liczby akcji bądź spółek prawa handlowego, w których udział jednostek samorządu terytorialnego przekracza 50 proc. kapitału zakładowego lub 50 proc. liczby akcji – tj. ok. 24 tys. zł,
• czterokrotnością (tak jak w punkcie powyżej), w przypadku spółek prawa handlowego, w których udział spółek, o którym mowa wyżej, przekracza 50 proc. kapitału zakładowego lub 50 proc. liczby akcji – tj. ok. 16 tys. zł.
Na tym poprzestaniemy, choć pozycji jest znacznie więcej. Jest to wynagrodzenie miesięcznie, jakkolwiek kodeksowe minimum nakazuje, by posiedzenia np. rad nadzorczych odbywały się nie rzadziej niż trzy razy do roku. To by wskazało, że organa właścicielskie tych osób prawnych są zmuszone do formalnie dziewięciu razy wypłat wynagrodzeń za okres proceduralnej bezczynności członków swoich rad nadzorczych. Inaczej jest w przypadku zarządów, gdyż te działają permanentnie.
Trochę szacunków na koniec
Spróbujmy oszacować, jakie mogą być miesięczne łącznie wpływy (brutto) dyrektorów, ich zastępców, naczelników wydziałów bądź radców lub specjalistów. Osoby na niższych stanowiskach raczej nie mają co marzyć, by móc znaleźć się w powyższych radach nadzorczych.
„Statystyczny” dyrektor generalny, departamentu (biura) lub ich zastępcy, zarabiający „u siebie” w ministerstwie ok. 13 tys. zł (plus 3-4 tys. zł w formie różnych dodatków) otrzymuje również miesięcznie od 4 tys. zł do 24 tys. zł za zasiadanie w radzie nadzorczej. To daje jemu (jej), od ok. 20 tys. zł do 40,5 tys. zł miesięcznie.
Z kolei w przypadku radców szacunek ten wynosi: 5,5 tys. zł (plus 3-4 tys. zł w formie różnych dodatków) oraz podobnie jak wyżej – od 4 tys. zł do 24 tys. zł, co w sumie daje od 13 tys. zł do 33 tys. zł.
Naczelnik wydziału zainkasuje przeciętnie 7 tys. zł (plus 3-4 tys. zł w formie różnych dodatków) i podobnie jak wyżej od 4 tys. do 24 tys. zł, co w sumie da mu (jej) od 14,5 tys. zł do 34,5 tys. zł.
Odpowiednio specjalista uzyskuje wynagrodzenie 4,2 tys. zł (plus 3-4 tys. zł w formie różnych dodatków) oraz podobnie jak wyżej od 4 tys. zł do 24 tys. zł, inkasując co miesiąc od 11,7 tys. zł do 31,7 tys. zł.
Widać z powyższego, że choć w stanowiska urzędnicze w ministerstwach stanowią swego rodzaju przedsionek do raju, to już prawdziwy Klondike jest np. w radach nadzorczych spółek prawa handlowego. Jest zatem pewne, że wszędzie tam, gdzie w radach nadzorczych różnych jednoosobowych spółek Skarbu Państwa, jego spółkach, w których ma on swoje akcje bądź udziały; funduszach, fundacjach i agencjach spotkamy osoby (członków korpusu służby cywilnej) reprezentujące szefów resortów bądź przez nich nominowane i wybierane do składów tychże rad, to w takich przypadkach poza „zwykłym” ministerialnym wynagrodzeniem otrzymują oni również miesięcznie tysiące bądź dziesiątki tysięcy złotych dodatkowych gaży z tytułu członkostwa w radach nadzorczych. Widać stąd, że „zaprzyjaźnienie się” z przełożonym jest warte skórki za wyprawkę.
Marcin Daniecki
Źródło: Gazeta Bankowa