Autor kontrowersyjnej książki Thilo Sarrazin dla Gazety Bankowej: Jestem przekonany, że członkowie gabinetów nie mają pojęcia, jak wyjść z obecnej sytuacji
Rozmowa z Thilo Sarrazinem*, autorem książki „Europa nie potrzebuje euro”, która w Niemczech nazywa jest antyniemiecką.
Czym jest Europa?
Czymś znacznie więcej niż strefą euro.
Nawet w sensie obszarowym?
Nawet.
W pana książce można wyczytać, że Europa była zamkniętym obszarem kulturowym, zróżnicowanym wewnętrznie, dla którego rozwój zrozumiały był sam przez się. Jednocześnie jednak kwestionuje pan, że Europa była jednością. Rzadko, jedynie w momentach zagrożenia.
Według mnie tak właśnie było. Poza tym nie istnieje żadna idea europejska, która mogłaby przysłonić ogólne wymogi ekonomii. Co więcej, nie jest ona potrzebna.
Jeżeli kwestionuje pan jedność Europy, to Europa nie potrzebuje euro. Zgodnie z tytułem pana ostatniej książki.
Uważam, że między sukcesem euro a dalszą integracją europejską nie ma oczywistego związku. Z drugiej strony rozpad strefy euro przyniósłby negatywne skutki dla integracji, więc trzeba uczynić wiele, aby zapewnić jego przetrwanie – ale nie za wszelką cenę.
Kiedy ta cena byłaby za wysoka?
Gdyby, przykładowo, kraje Południa trwale utraciłyby szansę na dalszy rozwój, albo gdyby reguły płynące z projektu wspólnej waluty zaczęły ograniczać konkurencję między krajami strefy euro.
Unia walutowa jest według pana pomysłem czysto politycznym, ale jego uzasadnienie ekonomiczne zawsze było wątpliwe.
Tak, bo trudno sobie wyobrazić, by scentralizowana w Brukseli kontrolowała polityki budżetowe wielu państw, od Hiszpanii aż po Polskę. To niemożliwe. Tak się nie zdarzało i nie zdarza. Interesem poszczególnych państw w Unii Europejskiej jest realizacja ich porządków finansowych w swoim własnym interesie i na własną rękę, ale cały czas wzrasta niebezpieczeństwo bankructwa, któregoś z organizmów państwowych, ponieważ w Unii Europejskiej nie ma ministra finansów, który mógłby drukować pieniądze. To trochę żart, ale nie do końca. Takie jest ryzyko zadłużania się w instytucjach zewnętrznych. Rynek decyduje, czy dana polityka jest zdrowa, czy prowadzi do bankructwa, co oznacza opuszczenie strefy euro. Opuszczenie euro z kolei oznacza porażkę projektu.
W moim mniemaniu podstawowe zagadnienie dotyczy tego, kto finansuje dług publiczny. Jeżeli państwo ma swój bank centralny, nie może w istocie zbankrutować. Można się zastanawiać, czy to dobra sytuacja, kiedy bank centralny w żadnej mierze nie może finansować długu swojego rządu, tylko innych państw. A taka sytuacja jest w Polsce.
Tak, ale w normalnej sytuacji dług jest honorowany przez inne instytucje finansowe, które wiedzą, że za bankiem narodowym stoi siła polityczna. Były dwie tradycje dotyczące banku centralnego. W Niemczech zadaniem Banku Federalnego nie było uczestnictwo w finansowaniu długów państwowych. Inne banki centralne robiły to nagminnie, zwłaszcza amerykański, japoński czy brytyjski. Bank jako pożyczkodawca ostatniej instancji mógł wpływać uspokajająco na rynki. Kiedy go zabrakło, w miejsce ryzyka związanego z inflacją i kursami wymiany pojawiło się ryzyko niewypłacalności, bo bank nie mógł drukować pieniędzy. Ale ostatnie uwagi dotyczą strefy euro.
Mówi pan o wątpliwych uzasadnieniach ekonomicznych dla strefy euro. Dla handlu zagranicznego wprowadzenie wspólnej waluty miało być przełomowe. I statystycznie rzecz biorąc – było.
Jest pan w absolutnym błędzie. Eksport niemiecki do reszty świata wzrósł w ostatnich latach o ponad 150 proc. Udział eksportu do strefy euro zaś ciągle spada. W ostatnich dziesięciu latach z 45 proc. do 39 proc. Mimo wspólnej waluty powiązania Niemiec ze strefą euro słabną.
Mam wrażenie, że o kryzysie w Europie mówi się dwoma językami. Jeden to język oficjalny i PR-owski, znacznie bardziej optymistyczny niż język prywatny, o mniejszym zasięgu, ale bliższy prawdy. Czy podziela Pan taką opinię?
Zdecydowanie. Taka jest prawda. Jestem przekonany, że członkowie gabinetów nie mają pojęcia, jak wyjść z obecnej sytuacji. Europejska unia walutowa rozwija się zgodnie ze swoimi prawami, których szefowie rządów nie potrafią myślowo ogarnąć. Niekiedy przyznają się do tego.
* Thilo Sarrazin – niemiecki ekonomista i polityk, był członkiem zarządu Deutsche Bundesbanku. Odpowiadał za niemiecką część koncepcji i realizacji niemieckiej unii walutowej. Słynie z głoszenia niewygodnych faktów z obszaru gospodarki i polityki.