Haracz od śmieciówek
Miłosiernie panujący nam rząd ujął się z pracownikami i „ozusowia” umowy śmieciowe. Wszystko w imię naszego dobra. Efekty będą opłakane.
Cieszyć się mamy! Zatrudnieni na umowę zlecenie mają mieć wkrótce prawo do zasiłku dla bezrobotnych i wyższe świadczenia, bo zapłacą ZUS od kwoty minimalnego wynagrodzenia (obecnie 1850 zł). Rządowy projekt nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych jest elementem przygotowanego pod publiczkę tzw. paktu dla pracy. W projekcie założeń do zmian ustawowych przygotowanym przez Ministerstwo Pracy jednym tchem pisze się o dobrodziejstwach dla pracownikach, przeciwdziałaniu nadużyciom w postaci stosowania zastępczo umów śmieciowych oraz o planowanym w 2014 r. wzroście wpływów do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych o 650 mln zł.
Przy okazji dostanie się członkom rad nadzorczych, którzy już przecież w swoim zasadniczym miejscu pracy zapłacili składki, no ale dobrze tak wrednym „kapitalistom” i bogaczom!
– Osoby pracujące na umowach zlecenia powinny płacić składki zapewniające chociaż minimalną emeryturę – troszczy się obłudnie o pracowników Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu zrzeszającej kilka tysięcy pracodawców Konfederacji Lewiatan. - Poza tym osoba która, w tym samym miesiącu wykonuje trzy umowy zlecenia po 500 zł każda powinna płacić taką samą składkę, jak wykonująca jedną umowę za 1500 złotych.
Śmieć na śmieciówce
Około 3 mln (z 9 milionów) ludzi pracuje w Polsce na umowę o pracę na czas określony. 2,5-3 mln prowadzi działalność gospodarczą, ale jak można przypuszczać, wielu z tych „przedsiębiorców” to zwyczajni pracownicy najemni, zatrudnieni w tej formie tylko ze względu na preferencje podatkowe i zusowskie. Około 800-900 tysięcy to umowy zlecenia i o dzieło. Z raportów inspekcji pracy wynika, że aż 40 proc. umów-zleceń i 60 proc. umów o dzieło powinno być „normalnymi” umowami o pracę.
- „Ozusowanie” umów cywilnoprawnych, nawet wprowadzane stopniowo, musi się negatywnie odbić na rynku pracy – mówi prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club, były wiceminister finansów. - Podwyższenie kosztów pracy skończy się obniżeniem pensji netto, co spowoduje, że bardziej będzie się opłacało pracować na czarno. A jeśli nie zgodzą się na obniżenie wynagrodzenia, to przedsiębiorcy, którzy nie będą mogli udźwignąć wyższych kosztów pracy mogą się zdecydować na zwolnienia – mówi Profesor.
Zleceniobiorcom wyjdzie bokiem fałszywa troska Donalda Tuska. Z raportu Domu Badawczego Maison wynika, że gdy w Polsce dochodzi do podwyższenia podatków, to zaledwie 14 proc. obywateli zamierza je płacić. Z danych Eurostatu wynika, że w 2012 r. zatrudnienie jednego pracownika w Polsce kosztowało 6,72 euro za godzinę pracy, z czego aż 22,3 proc. stanowiły tzw. pozapłacowe koszty pracy, głównie daniny na rzecz państwa. Co prawda jest to poziom unijnej średniej, ale np. w Niemczech ten sam haracz dla budżetu stanowił 21,7 proc. kosztów zatrudnienia, w Irlandii 16,2 proc., a w Wielkiej Brytanii - tylko 14,6 procent.
Rocznie ZUS zbiera w formie składek ponad 140 mld złotych. „Ozusowanie” umów cywilnych ma dać do 1-2 mld zł dodatkowych wpływów i to jest prawdziwa intencja kolejnej reformy oświeconego rządu PO-PSL.
Zleceniobiorcy nadal nie będą chronieni przez prawo pracy, nie będą mieli prawa do płatnego urlopu, ani świadczeń związanych np. z wypadkami przy pracy. Na urlop pójdą w momencie, gdy zleceniodawca zatrudni sobie kogoś innego. W innych krajach Unii Europejskiej odsetek pracowników zatrudnionych na czas określony jest zdecydowanie niższy, niż w Polsce. Na przykład w Niemczech jest to 9,1 proc, w Szwecji - 16,7 procent. Stosowane są takie formy pracy jak: zastępstwo, zatrudnienie na okres próbny, czy subsydiowanie wynagrodzenia pracownika z pieniędzy publicznych.
- W Niemczech, Szwecji i we Włoszech, częściej niż w Polsce wykorzystuje się możliwość zatrudniania pracowników w niepełnym wymiarze. Pozwala to pracodawcom na bardziej racjonalne i efektywniejsze wykorzystanie pracownika, a pracownikom na godzenie pracy zawodowej z obowiązkami pozazawodowymi, takimi jak wychowywanie dzieci, czy kształcenie - tłumaczy prof. dr hab. Marcin Zieleniecki z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Mamy się więc na kim wzorować.
--------------------------------------------------------------------------
--------------------------------------------------------------------------
--------------------------------------------------------------------------
Do nabycia wSklepiku.pl!
"Gospodarka w warunkach kryzysu"