Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Pracuj „śmieciarzu”!

Rafał Zaza

Dziennikarz i publicysta ekonomiczny

  • Opublikowano: 19 kwietnia 2013, 10:54

  • 17
  • Powiększ tekst

Szykuje się wojna „Solidarności” z rządem, zegar postawionego D. Tuskowi ultimatum już bije.   Ale i bez szefa „S” Dudy wiemy, że umowy śmieciowe nie tylko nie gwarantują w przyszłości emerytury, ale często nie zapewniają nawet podstawowego ubezpieczenia zdrowotnego. Gdyby było to tylko możliwe, pracodawcy powszechnie zatrudnialiby na czarno.

„Śmieciówki” dotykają już grupy ok.1,5 mln Polaków.  Był czas, gdy umowy cywilnoprawne zawierano głównie z twórcami i młodymi np. świeżo upieczonymi absolwentami i słuchaczami ostatnich lat studiów. Teraz do „bezetatowców” masowo dołączają ludzie w średnim wieku i z dużym stażem pracy. Dla dwudziestolatka nie jest to jeszcze rozwiązanie złe, bo daje sposobność pracowania w dogodnych godzinach, godzenia pracy z nauką. Potem jest już tylko gorzej. „Śmieciówka” to oszczędność dla pracodawcy. Dla absolwenta nadal niskie zarobki i brak szans na awans. Z prognoz Polskiego Stowarzyszenia Zarządzania Kadrami wynika, że problem ze znalezieniem jakiegokolwiek miejsca pracy w 2013 r. dotknie ponad 30 proc. osób z nowo uzyskanym dyplomem wyższych uczelni.

„W porównaniu z 2010 r. coraz mniej firm tworzy nowe miejsca pracy (…) Zdecydowaną większość zatrudnianych stanowią obecnie osoby, które mają zastąpić odchodzących lub zwalnianych pracowników. Niepewność przyszłości powoduje, że wśród rekrutowanych przez firmy stosunkowo niewiele trafia na nowo utworzone miejsca pracy. Poszukiwanie pracowników przez pracodawców trwa długo, pogłębia to zniechęcenie do tworzenia nowych miejsc pracy” - dowiadujemy się z „Badania Ankietowego Rynku Pracy 2012” przeprowadzonego przez NBP.

Dla doświadczonego pracownika z rodziną umowa śmieciowa to upokorzenie oraz brak elementarnej stabilizacji. Wszyscy jednak siedzą cicho jak mysz pod miotłą. Nie podoba Ci się? Wara, na twoje miejsce jest stu innych! Niestety zawarcie z pracodawcą umowy cywilno-prawnej to często jedyna możliwość podjęcia jakiejkolwiek pracy, by nie jeść szczawiu. Obniżona składka ZUS to murowana niższa emerytura. Dochodzi do tego niestabilność finansowa: sytuacje, kiedy pracownik niemalże z dnia na dzień  zostaje bez możliwości zarobkowania są nader częste. „Bezetatowcy” bywają więc i sfrustrowani i zmęczeni. Człowiek przepracowany i sfrustrowany nie jest wydajnym pracownikiem. To irytuje pracodawcę i kółko się zamyka.

Apologeci śmieciowych rozwiązań, z kręgu nie radzącego sobie z bezrobociem rządu lubią mawiać, że umowa zlecenie zapewnia pewien komfort – elastyczne godziny pracy i możliwość wykonywania jej poza miejscem zatrudnienia. Tylko teoretycznie. Zeszłoroczne inspekcje PIP wykazały, że co szósta osoba zatrudniona na podstawie umowy cywilnoprawnej powinna mieć etat. Firmy, by oszczędzić dają „śmieciówkę”, równocześnie wymagając od zatrudnionego pracy w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, pod jego „troskliwym” kierownictwem i nadzorem. Chociaż jest to niezgodne z prawem, na ogół nie tylko nikt nie doniesie do odpowiedniego urzędu, ale nawet głośno nie zaprotestuje, gdyż w oczywisty sposób „strzeliłby sobie w kolano”.

W jeszcze gorszej sytuacji są osoby zatrudnione na umowę o dzieło. Tak, ci właśnie, na których co jakiś czas robi się zamachy, by odebrać im 50 proc. kosztów uzyskania przychodu. Nie podlegają ani obowiązkowemu ubezpieczeniu społecznemu ani zdrowotnemu -  i to właśnie w sytuacji, kiedy jest to ich jedyne źródło dochodu. Zarabiają, więc nie zarejestrują się w urzędzie pracy, nie otrzymają ubezpieczenia zdrowotnego i nie wypracują emerytury. Zapytane przez nas o tę patologię Ministerstwo Zdrowia informuje, że w przygotowywanych obecnie projektach nowelizacji ustawy dotyczącej opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, nie przewiduje żadnych zmian dotyczących objęcia ubezpieczeniem zdrowotnym osób wykonujących pracę na podstawie umowy o dzieło. Resortowi urzędnicy beztrosko stwierdzają, że „osoby nieobjęte obowiązkowym ubezpieczeniem zdrowotnym mogą ubezpieczyć się dobrowolnie, na podstawie pisemnego wniosku złożonego w Funduszu, jeżeli ma miejsce zamieszkania na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”. To dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne nie jest darmowe. Trzeba wysupłać obecnie 348,98 zł .Niby niewiele. Jednak nie dla kogoś, kogo zarobek waha się w okolicach 1000-1500 zł, ma małoletnie dzieci na utrzymaniu i nie daj Boże jakieś raty kredytu do spłacenia. Na dodatek, jeśli zabrakło mu refleksu lub pieniędzy i nie opłacił dobrowolnej składki przed upływem trzech miesięcy od wygaśnięcia poprzedniej składki, zmuszony jest  jednorazowo dopłacić NFZ-owi  775,5 zł i aż 7755 zł, jeśli nie płacąc składki odciążał państwowe lecznictwo przez ponad 10 lat.

Pracodawcy oszczędzają. Straszą, że po zmianach w przepisach bezrobocie wzrośnie. Jeśli jednak trend na rynku pracy się nie zmieni z dołującego na wzrostowy i nikt nie pochyli się nad coraz bardziej sfrustrowanymi, ciągle na nowo poszukującymi pracy Polakami, być może paradoksalnie bezrobocie jednak zmaleje. Tyle że z powodu odpływu pracowników do innych krajów.

 

POLECAMY wSklepiku.pl: "Praca i kapitał w gospodarce"

Powiązane tematy

Komentarze