Czy Zachód w końcu posłucha Polski i krajów nadbałtyckich?
Wprowadzone przez Zachód i Unię Europejską embargo na rosyjską ropę i paliwa oraz narzucenie pułapu cenowego miały uderzyć w przychody Kremla z eksportu i przez to ograniczyć możliwości finansowania wojny na Ukrainie. Teraz wychodzi na to, że choć pomysł był dobry, to nie przynosi odpowiednich efektów.
Owszem Rosjanie sprzedają ropę taniej, niżby to wynikało z notowań giełdowych i w ubiegłym roku zarobili nieco mniej. Ale wszystko wskazuje na to, że - o ile Zachód nie zmieni podejścia – będą mogli uznać ten rok za dobry, gdy chodzi o eksport ropy i paliwa.
Najpierw rosyjskie firmy znalazły sobie nowych klientów na miejsce tych, których stracili w Europie. Chiny i Indie postawiły na import rosyjskiego surowca z dużym - w ubiegłym roku - dyskontem, zaś paliwo z rosyjskich rafinerii płynie z powodzeniem do Ameryki Południowej i Afryki. A obecnie okazuje się, że pułap cenowy nie jest respektowany i rosyjski surowiec sprzedawany jest drożej.
Choć Polska i państwa nadbałtyckie ostrzegały w ubiegłym roku jeszcze tuż przed wprowadzeniem limitu, że jest za wysoki i powinien wynosić nie 60 dolarów za baryłkę ale poniżej 50 dolarów, to nie znalazły wsparcia innych krajów Zachodu, ani USA. Mimo że było już jasne, iż dochody Kremla nie spadły drastycznie, jakby mogło wydawać się po 10 pakietach sankcji. W lutym i marcu tego roku, gdy zbliżał się termin przeglądu skuteczności wprowadzonego pułapu cenowego, państwa naszego regionu znów apelowały o jego zmniejszenie. I znów bez efektu. Na dodatek swoiste wsparcie dla Rosji przyszło ze strony naftowego kartelu OPEC a szczególnie jego lidera czyli Arabii Saudyjskiej. Bo to rząd w Rijadzie stał za pomysłem znaczącego obniżenia przez OPEC wydobycia ropy, by doprowadzić do dalszego wzrostu jej ceny. Dla Moskwy to była bardzo dobra wiadomość.
Wprawdzie kartel zmniejszy naftowe dostawy od maja, ale już teraz w obawie o wzrost ceny Chiny kupują rosyjską ropę na potęgę i robią zapasy. Na dodatek nadwyżki produkowanego paliwa ślą do Europy i dobrze na tym zarabiają. (Choć oczywiście nikt nie udowodni chińskim eksporterom paliwa, z jakiej ropy jest produkowane.)
Ironia sytuacji polega na tym, że to Europa a szczególnie kraje naszej części kontynentu ponoszą największy wysiłek, gdy chodzi o pomoc Ukrainie i odcięcie od rosyjskich surowców, zaś Kreml i jego przychody ciągle mają się całkiem dobrze. Inne potęgi światowe – jak Chiny czy Indie jeszcze dodatkowo zarabiają.
Agnieszka Łakoma
CZYTAJ TEŻ: Naftowe sankcje mało skuteczne