TYLKO U NAS
Sankcje sankcjami, a Rosja i tak zarabia na ropie
By skutecznie ograniczyć dochody Kremla z eksportu ropy, Zachód powinien ustalić limit cenowy na poziomie 30 dolarów za baryłkę. Obecnie obowiązujący czyli 60 dolarów nie jest dość dotkliwy, a na dodatek Rosja go nie przestrzega.
To główne wnioski z opublikowanego właśnie przez Centre for Research on Energy and Clean Air raportu na temat skuteczności naftowych sankcji, jakie Zachód (G7 i Unia Europejska) nałożyły na Rosję po jej agresji na Ukrainę. Dziś mija rok od wprowadzenia pułapu cenowego na eksportowaną ropę. Praktyka pokazała, że okazał się skuteczny ale tylko częściowo. Zaś głos państw nadbałtyckich i Polski, by limit obniżyć i lepiej pilnować jego przestrzegania, był wołaniem „na puszczy”.
Tylko 34 mld dolarów mniej
Z raportu CREA wynika, że Kreml zarobił na sprzedaży ropy tylko o 34 mld euro mniej niż rok wcześniej czyli spadek przychodów wyniósł zaledwie 14 proc. Mogło być lepiej, gdyby ten limit cenowy był faktycznie egzekwowany, ale nie był szczególnie - w tym półroczu. I zamiast po 60 dolarów Rosja sprzedawała każdą baryłkę nawet po 75 dolarów. Eksperci CREA w swojej analizie piszą wręcz, że „efekt sankcji jest znacznie niższy od tego, co można było osiągnąć”. I dodają, że okazały się one najbardziej skuteczne w pierwszym kwartale 2023 r., gdy straty Moskwy sięgały nawet 180 mln euro dziennie. W raporcie Centrum czytamy, że „brak egzekwowania, wzmacniania i konsekwentnego monitorowania pułapu cenowego pozwolił Rosji na złagodzenie jego skutków w drugim półroczu 2023”, kiedy to przychody spadały o 50 mln euro dziennie.
Na dodatek okazuje się, że paliwo z rosyjskiej ropy, na którą nałożono limity cenowe, trafia z powodzeniem do Europy. To możliwe z kilku powodów – jeden to fakt, że na liście dostawców benzyny i diesla do Europy są na przykład Chiny, które stały się największym importerem surowca z Rosji po jej napaści na Ukrainę. Ale eksperci CREA wskazują na inny – bardziej rażący przykład czyli sprzedaż paliwa przez rafinerię Neftochim Burgas w Bułgarii, należącą do koncernu Łukoil. (Zakład wykorzystuje do produkcji rosyjski surowiec.)
Jednocześnie Rosja pomimo braku wystarczającej liczby statków do transportu ropy poza Europę, zdołała pozyskać wiele nowych jednostek, m.in. od greckich armatorów. Media informują od dawna o swoistej „flocie cieni”, która umożliwia dostawy rosyjskiej ropy w różne rejony świata bez względu na limit cenowy.
Analitycy Centrum szacują, że blisko połowę rosyjskiego surowca w październiku 2023 r. przewoziły tankowce będące własnością (lub ubezpieczone) w krajach G7 i UE.
Ropa z Rosji po 30 dolarów – to jest wyjście
Analitycy CREA uważają, że „bardziej rygorystyczne egzekwowanie przepisów i niższe poziomy górnych limitów cenowych mogą zwielokrotnić wpływ sankcji”. I proponują, by limit wynosił 30 dolarów za baryłkę, co i tak zapewni Rosji zyski, bo koszty wydobycia szacuje się tam na 15 dolarów za baryłkę. Ten postulat ekspertów wpisuje się z opinie przedstawicieli Polski a także państw bałtyckich, którzy od dawna ostrzegali, że sankcje nie przynoszą oczekiwanych efektów, a Rosja wciąż zarabia grube miliardy, eksportując znaczną część ropy powyżej pułapu cenowego. Niestety nie znalazły wsparcia ani w Komisji Europejskiej ani w USA i to pomimo że G& i UE zapowiadały rok temu, że co trzy miesiące będzie dokonywana analiza skuteczności sankcji.
W raporcie CREA pojawia się także pomysł, by wprowadzić dodatkowe kary za naruszenie sankcji jak 90-dniowy zakaz ubezpieczania usług morskich dla tych statków, które przewożą droższą ropę. Powstaje wrażenie, że dopiero teraz Waszyngton budzi się z „sankcyjnego letargu” i oprócz zapewnień, że sankcje będą obowiązywać tak długo, jak Rosja będzie prowadzić wojnę na Ukrainie, także nakłada kary na firmy, których tankowce przewożą ropę droższą niż po 60 dolarów za baryłkę. O utrzymaniu sankcji zapewniał FT Geoffrey Pyatt, zastępca sekretarza stanu Stanów Zjednoczonych ds. zasobów energetycznych.
Agnieszka Łakoma