KNF łamie podstawowe prawa obywatelskie i wpuszcza na konferencję tylko wybranych dziennikarzy
Poniedziałkowa konferencja prasowa w Urzędzie Komisji Nadzoru Finansowego okazała się niezwykle tajemnicza. Dostęp do informacji na temat sytuacji SKOK-ów otrzymali tylko wybrani przez KNF dziennikarze. Publiczna instytucja nie pozwoliła wejść na konferencję prasową dziennikarzowi „Gazety Bankowej”, łamiąc przy tym zarówno podstawowe prawa obywatelskie zapisane w Konstytucji RP, jak i ustawę o dostępie do informacji publicznej.
- Jestem mocno zaskoczony i zszokowany podejściem KNF do współpracy z mediami. To przypomina czarny okres PRL-u. Takie standardy obowiązują zapewne w Korei Północnej lub w krajach, gdzie głupota urzędnicza jest standardem – mówi nam Jacek Strzelecki, dziennikarz „Gazety Bankowej”, który usłyszał w KNF, że skoro nie ma go na liście zaproszonych, nie zostanie wpuszczony na konferencję.
O konferencji dowiedzieliśmy się w poniedziałek rano, a redakcja skontaktowała się z biurem prasowym UKNF potwierdzając miejsce i godzinę rozpoczęcia spotkania z dziennikarzami. Jacek Strzelecki zjawił się w urzędzie i… okazało się, że jest jakaś lista. Ochrona umożliwiła kontakt z przedstawicielem biura prasowego, jednak nie wpuściła dziennikarza na konferencję.
- Zeszła pani, która oświadczyła, że lista mediów jest zamknięta, a wybrani dziennikarze i redakcje rano zostali oficjalnie zaproszeni. Wejście poza listą nie jest możliwe – wyjaśnia Strzelecki. - Szok to delikatne określenie stanu w jakim się znalazłem. Szybko jednak się otrząsnąłem i zapytałem panią, który przepis prawa prasowego mówi o selekcji dziennikarzy? Pani powiedziała, że taka jest decyzja Biura Prasowego. Postanowiłem zaczekać na portierni do końca konferencji i zadzwonić do rzecznika prasowego KNF Łukasza Dajnowicza – relacjonuje dziennikarz. - Zapytałem go, dlaczego nie zostałem wpuszczony oraz gdzie w prawie prasowym jest przepis, który na to pozwala, by urząd publiczny mógł sobie do kontaktu ze z opinią publiczną wybierać dziennikarzy.
W odpowiedzi Strzelecki usłyszał, że na tak postawioną tezę (czyli pytanie, który przepis prawa prasowego wyłącza dostęp dziennikarzy i jak to się ma do praworządności) Łukasz Dajnowicz odmówił odpowiedzi.
- Skwitował, że mogę jemu przysłać maila, a on mi odpowie. Może… – relacjonuje dziennikarz „Gazety Bankowej”. - Taka odpowiedź urzędnika świadczy, że tenże urzędnik pojmuje dziennikarza jako petenta, a więc kogoś kto łaskawie prosi urząd lub urzędnika o coś. Otóż panie rzeczniku, nie jestem petentem, a pan nie był u siebie w domu, że pan nie może lub nie chce mnie wpuścić. Pana dzisiejsze zachowanie doskonale przystaje do standardów białoruskich lub północnokoreańskich. Przykre jest to, że potwierdza pan swym zachowaniem opinie o KNF, że toleruje bezprawie lub nawet sama je rozsiewa – mówi Jacek Strzelecki.
Nie udało nam się ustalić, mimo podejmowanych prób, kto w Komisji Nadzoru Finansowego zdecydował o stworzeniu listy wybranych mediów, które miały „zaszczyt” uczestniczyć w poniedziałkowej konferencji. Nie wiemy też, czego bali się przedstawiciele KNF, że łamiąc wszelkie standardy demokratycznego państwa, nie wpuścili dziennikarza „Gazety Bankowej” na konferencję. Złamanie ustawy o dostępie do informacji publicznej zagrożone jest karą grzywny, a nawet pozbawienia wolności do 1 roku.
- Kilkakrotnie usiłowałem dowiedzieć się na jakiej podstawie odmawia mi się dostępu do informacji. Odpowiedzi nie otrzymałem – mówi Strzelecki. – Nie wiem, jakich pytań ze strony „Gazety Bankowej” czy portalu wGospodarce.pl, który reprezentuję, bali się urzędnicy KNF, ale treść i jakość tej konferencji, wobec tych wydarzeń staje się cokolwiek wątpliwa.
Wydawca „Gazety Bankowej”, spółka Fratria, która w swym portfolio ma także portale wGospodarce.pl, wPolityce.pl oraz tygodnik „wSieci”, zapowiada skierowanie oficjalnej skargi na działania urzędu administracji publicznej oraz protestu na łamanie prawa prasowego, prawa do informacji publicznej oraz Konstytucji RP przez KNF do Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Izby Wydawców Prasy.