TYLKO U NAS
Czy Bruksela przyzna znów Polsce rację?
Choć premier Mateusz Morawiecki podpisał się pod unijnym Zielonym Ładem, to jednocześnie jego rząd wielokrotnie ostrzegał przed skutkami radykalnej i przyśpieszonej polityki klimatycznej, a zwłaszcza przed jej kosztami – w tym społecznymi i ubóstwem energetycznym. W Brukseli i Strasburgu te opinie nie przyniosły oczekiwanego skutku, podobnie jak postulaty „sprawiedliwej transformacji”. Może okazać się jednak, że w kolejnych miesiącach, poprzedzających czerwcowe wybory do Europarlamentu ten „polski punkt widzenia” zyska na znaczeniu.
Zwłaszcza, że sygnały ostrzegawcze już pojawiły się we Włoszech, Francji a nawet w bogatych Niemczech, gdzie rząd musiał opóźnić wdrażanie nakazu ekoogrzewania domów. O społecznych skutkach polityki klimatycznej pisze autor artykułu „Ostrzeżenie na rok 2024: Przegrani zielonej rewolucji nie odejdą spokojnie”- Karl Mathiesen, na łamach Politico.
Przypomniał, że „działacze klimatyczni wyśmiewali wezwania Warszawy do sprawiedliwej transformacji”, postulowane w czasie katowickiej szczytu COP pięć lat temu. I przyznał, że istnieje „rozbieżność między realiami ruchu klimatycznego a rzeczywistością ludzi najbardziej dotkniętych polityką klimatyczną”. Karl Mathiesen wskazał także na wyzwanie, o którym głośno mało kto chce mówić – zwłaszcza z grona decydujących o kolejnych działaniach mających na celu wyeliminowanie węgla, gazu i ropy. A chodzi o jedną z najbardziej bolesnych kwestii czyli likwidację miejsc pracy w tych sektorach.
„Jak każda poprzednia rewolucja przemysłowa, i ta również przynosi straty. Niezależnie od tego, ile miejsc pracy związanych z czystą energią powstanie w przyszłości, obecnie setki tysięcy jest niszczonych” – pisze autor Politico.
Jego zdaniem „powodzenie zielonej rewolucji będzie zależeć od tego, czy decydenci i działacze klimatyczni zaczną brać pod uwagę tych, którzy poniosą jej największe koszty”.
Choć Karl Mathiesen pisze o tym, sugerując, że „prawicowi politycy i lobby przemysłowe” wykorzystają niezadowolenie społeczne z kolejnych nakazów i zakazów w imię ochrony klimatu, to być może temat obaw i kosztów społecznych zostanie w końcu dostrzeżony także w Komisji Europejskiej.
Bo do utrzymania akceptacji obywateli UE dla zielonych przemian nie wystarczy utworzenie wartego kilka czy nawet kilkanaście miliardów euro funduszu dla regionów nimi dotkniętych. Unijna polityka klimatyczna jest najbardziej ambitną na świecie, choć na Wspólnotę przypada tylko ok. 7 proc. światowych emisji CO2. Co jakiś czas pojawiają się informacje o dziesiątkach lub setach miliardów euro niezbędnych na ekoinwestycje w poszczególnych branżach i dziedzinach. Najmniej zaś danych dotyczy kosztów utraconych miejsc pracy i analiz, jak je skutecznie zastąpić. Tym bardziej, że nie da się zastosować prostego rozwiązania typu: na miejsce 100 tysięcy etatów w górnictwie będzie 100 tysięcy etatów dla montażystów paneli słonecznych. Nie chodzi bowiem o skalę europejską czy regionalną, ale stworzenie nowych miejsc pracy na tych terenach, gdzie zamknięte zostaną kopalnie i zakłady branż emisyjnych.
Jeśli to się nie uda, a ekorewolucja doprowadzi do biedy i znów ludzie zaczną „brać bułki na zeszyt”, to nie tylko będzie fiasko wizji Europy bez emisji ale klęska Unii Europejskiej jako takiej.
Agnieszka Łakoma