Chore ministerstwo nie pozwala Polakom normalnie żyć
Ministerstwo Zdrowia już w zeszłym roku obiecało chorym, że sfinansuje dwie nowoczesne metody leczenia, ale do dziś nie podjęło żadnej decyzji. Ludzie cierpią, ale kogo to obchodzi, w końcu liczy się tylko kasa.
Pacjentom cierpiącym na zespół pęcherza nadreaktywnego polski system ochrony zdrowia ma do zaoferowania tylko dwa leki, i na dodatek refundowane zaledwie w 30 proc. Niezależnie od tego czyj interes jest brany pod uwagę – czy producentów medykamentów, czy też Ministerstwa Zdrowia, nadrzędne powinno być zdrowie pacjentów. A nie jest, i wygląda na to, że jeszcze długo nie będzie.
Twórcy programu prospołecznego „NTM – Normalnie Żyć” alarmują, że sytuacja chorych z zespołem pęcherza nadreaktywnego (ang. overactive blodder, w skrócie OAB) nie zmieniła się od lat. Lekarz może im przepisać na receptę ze zniżką tylko leki zawierające tolterodynę lub solifenacynę – substancje o podobnym mechanizmie działania, które u wielu pacjentów wywołują skutki uboczne. O nowocześniejszym, skuteczniejszym i lepiej tolerowanym leku mogą tylko pomarzyć, albo pozazdrościć chorym z innych krajów UE – w Czechach refundowanych jest pięć leków, na Słowacji sześć. W Polsce? Dwa, i to nie te, których potrzebują pacjenci by normalnie funkcjonować.
I tu znów powinna zapalić się obywatelom płacącym podatki czerwona lampka. Bo Ministerstwo Zdrowia już w zeszłym roku obiecało chorym, że sfinansuje dwie nowoczesne metody leczenia, ale do dziś nie podjęło żadnej decyzji.
Jakby kłopotów pacjentów było mało, okazuje się jeszcze, że spośród wszystkich krajów UE tylko w Polsce warunkiem otrzymania recepty na refundowany lek jest wykonanie badania urodynamicznego – bardzo nieprzyjemnego, kosztownego i – jak mówi wielu lekarzy – zbędnego.
Lek o który chodzi to mirabegron. Niestety poza nim, także inne metody leczenia wciąż nie doczekały się refundacji czy nawet wprowadzenia do dostępności dla polskich pacjentów – mowa na przykład o stosowanej na świecie już od 20 lat neuromodulacji krzyżowej, polegającej na wszczepieniu pacjentowi neurostymulatora nerwów krzyżowych – urządzenia redukującego objawy zespołu pęcherza nadreaktywnego. Osoby kwalifikujące się do tej metody muszą jeździć na zabiegi za granicę (głównie do Niemiec i Szwajcarii), ponieważ w Polsce żaden ośrodek ich na razie nie wykonuje.
Codzienne życie z chorobą nie jest łatwe, a przez brak działania ze strony Ministerstwa staje się trudne do zniesienia – alarmują pacjenci i lekarze. A co na to Ministerstwo? Głucho wszędzie, cicho wszędzie, a leków jak nie było, tak nie będzie.