Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Polonizacja banków i frankowych długów

Cezary Mech

Cezary Mech

Dr Cezary Mech, prezes Agencji Ratingu Społecznego, absolwent IESE, były zastępca szefa Kancelarii Sejmu, prezes UNFE, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów

  • Opublikowano: 2 czerwca 2015, 08:15

  • Powiększ tekst

Dylemat USA: Waluta rezerwowa MFW albo wojna walutowa.

Niespodziewanie okazało się że banki w Polsce postanowiły pomóc prezydentowi Andrzejowi Dudzie zrealizować jego obietnice wyborcze. Na początek w ramach pomocy typu „greckiego” pomagają frankowiczom którzy mają kłopoty „w przypadku zaistnienia niekorzystnego zdarzenia losowego” obiecując „wsparcie” mające „charakter zwrotny […] na pokrycie raty kapitałowo-odsetkowej”. Z drugiej strony w ramach polityki polonizacji banków PZU wykupuje Ailor Bank i szykuje się do kolejnych „polonizacji”. Poprzedniej dokonał PKO BP kupując „umoczoną” we frankach Nordeę. Najchętniej teraz przed zmianą władzy „rozwiązaliby” problemy frankowiczów poprzez polonizację banków wykupując przez kontrolowane przez państwo instytucje wszystkie te mające kredyty frankowiczów. Wtedy można byłoby „rozliczyć” prezydenta z obietnicy pomocy dla frankowiczów i opodatkowania banków. Jeśliby nowa władza zrobiła to to kontrolowane przez państwo banki by padły, albo podatnicy musieli wysupłać dziesiątki miliardów na pomoc dla nich. Całość przypomina ewangeliczną przypowieść o skorumpowanym zarządcy, który wiedząc o odwołaniu poobniżał należny dług dłużnikom właściciela, licząc że się odwdzięczą gdy już nie będzie miał pracy.

Niestety ale znając tego typu motywy działania od tysiącleci w Polsce nie umiemy sobie z nimi poradzić. Nic dziwnego że w efekcie tego typu polityki Polska ma jedną z najgorszych pozycji majątkowych na świecie ukazujących relację między własnością zagranicy w Polsce a inwestycjami polskimi, a różnica na niekorzyść Polski wynosi aż 1 bln 163 mld zł. Skala wykupienia Polski wynosi 1 bln 968 mld zł, podczas gdy zadłużenie zagraniczne Polski to 1 bln 235 mld.

Dzisiejszy Financial Times na pierwszej stronie ukazuje graf ze spadającym poziomem nieruchomości oddanych do użytku w okresie luty-kwiecień, przy jednoczesnym rekordowym poziomie pustostanów w Chinach. Poziom pustostanów przekroczył wielkość 600 milionów metrów kwadratowych w kwietniu i przyrósł o 130 milionów metrów w ciągu roku. W efekcie tych zakłóceń chińska gospodarka obecnie zwolniła najbardziej od 1990 r., mimo że jej wzrost w porównaniu z resztą świata jest nadal imponujący. Spowolnienie dało swój wyraz spadkiem produkcji przemysłowej w styczniu i odbijając się na wynikach handlu zagranicznego, który przy obniżeniu importu aż o 19,9% zanotował $60 mld nadwyżkę. W Chinach sektor związany z budownictwem generuje jedną czwartą całości PKB, co jest wielkością wyższą niż w USA, Irlandii i Hiszpanii w okresie bańki spekulacyjnej prowadzącej do wybuchu kryzysu. Ceny mieszkaniowe w ciągu dekady wzrosły czterokrotnie w głównych miastach, w odpowiedzi na antykryzysowe działania podjęte w tym kraju. Kiedy to starając się zneutralizować spadek zapotrzebowania na chińskie produkty za granicą skokowo wzrósł sektor budowlany finansowany na kredyt. Nawet jeszcze w zeszłym roku przy 26%-owym przyroście pustostanów budownictwo wzrosło o 10,5%.

Objawy kryzysu już występują, nastąpił spadek cen mieszkań o 3-4% w grudniu, prowadząc do wyhamowania zapotrzebowania na mieszkania i grożąc falą bankructw. W konsekwencji spowolnienia wzrostu gospodarczego nastąpił spadek importu rudy żelaza o 50,3%, a ropy naftowej o 41,8%. Ponieważ Chiny konsumują 40% światowej produkcji metali (dwa razy więcej niż wszystkie kraje OECD), spadek zapotrzebowania w tym kraju już się objawił spadkiem cen na rynku światowym, 50%-owym ropy naftowej i rudy żelaza (70%-owym od początku 2011 r.), oraz 25%-owym miedzi i węgla kamiennego. Skala spadku zapotrzebowania dotyka kryzysem nie tylko kraje naftowe, ale i Brazylię i Australię, budząc uzasadnione podejrzenia co do zawyżenia tempa wzrostu zeszłorocznego PKB. Spadek produkcji stali, czy prądu (do poziomu zaledwie 3,2%), którymi to wielkościami trudno manipulować, prowadzi do podejrzeń że wyhamowanie tempa PKB w zeszłym roku było znaczniejsze i wynosił on zaledwie 5-6%.

Jeśli podejrzenia dotyczące skali spowolnienia okażą się prawdziwe, to należy wziąć pod uwagę ostrzeżenia prof. Eichengreen’a, że przy zerowych poziomach stóp procentowych należy się spodziewać działań w polityce pieniężnej nakierowanych na ostatnie jej narzędzie, konkurencyjne osłabienie waluty. W związku z tym że w styczniu Chiny zanotowały spadek eksportu o 3,3% spowodowany wzmocnieniem wartości juana w ciągu ostatnich czterech lat o 10% względem USD, o 30% względem euro i o aż 45% względem jena, możemy domniemywać że nadejście „wojny walutowej” jest tylko kwestią czasu. I że władze Chin przed tym krokiem powstrzymuje tylko obawa co do retorsji ze strony innych krajów, oraz jak podkreśla Wall Street Journal, obawa przed konsekwencjami finansowymi dla tych podmiotów krajowych, którzy jak polscy frankowicze, nierozważnie pozaciągali swoje kredyty w obcej walucie. Jak i obietnica zakwalifikowania juana jako waluty rezerwowej przez MFW, co wygenerowałoby bilionowe zapotrzebowanie na tą walutę.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych