Bezsensowne prognozy "Financial Timesa"?
Czy projekcje Financial Timesa mówiące o tym, że już za piętnaście lat Polska nie będzie się w ogóle rozwijała spełnią się na naszych oczach?
Polska polityka zarządzaniem długiem jest na rozstajach. Dla jej naprawy konieczna jest kompetentna diagnoza przyczyn kryzysu w jakim znalazł się nasz kraj i braku prorozwojowych działań. Przy czym z analiz wynika, że nawet w Stanach Zjednoczonych przewiduje się utrzymywanie przez nadchodzącą dekadę wysokiego zadłużenia na poziomie powyżej 74% PKB, po znaczącym skoku o 34 pkt. procentowe w okresie 2007-14. Niemniej w przeszłości to właśnie w USA dzięki połączeniu ekspansji demograficznej ze wzrostem produktywności nastąpiła relatywna redukcja zadłużenia, z poziomu 121% PKB jaki wystąpił bezpośrednio po zakończeniu II Wojny Światowej. Podobną optymalną strategię redukcji zadłużenia, polegającą na wzroście gospodarczym redukującym relację zadłużenia do PKB, w połączeniu ze wzrostem bazy podatkowej zmniejszającej deficyt budżetowy zastosowały Szwecja i Kanada w latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Kontrolując emisję własnej waluty pozwoliły na jej dewaluację, zmniejszając zadłużenie w ujęciu dolarowym, w powiązaniu z ekspansją eksportową generującą koniunkturę w tych krajach. Odmiennie w Grecji zapaść gospodarcza będąca efektem antyrozwojowej „pomocy” skutkowała skokowym wzrostem zadłużenie w relacji do obniżonego PKB, aż o 50 pkt. proc.
Jak ukazuje przykład Japonii w sytuacji kiedy bank centralny utrzymuje niskie stopy procentowe to nawet zadłużenie powyżej 200% PKB może być utrzymywane przez dziesięciolecia. Nawet niebezpieczeństwo inflacji nie stanowi istotnego zagrożenia, gdyż w tym przypadku PKB w ujęciu dolarowym rośnie, podczas gdy nominalne zadłużenie utrzymuje się na dotychczasowym poziomie. Wprawdzie to oszczędzający muszą tą sytuację zaakceptować, lecz zwykle nie mają wiele do powiedzenia, zwłaszcza w sytuacji kiedy jak słusznie zauważa Carmen Reinhard z Harvardu obecnie regulatorzy wymagają od banków i funduszy emerytalnych, w ramach norm ostrożnościowych, coraz wyższego udziału w inwestycjach obligacji skarbowych. Chwilowo również obecna polityka EBC poprzez utrzymywanie kombinacji niskich stóp procentowych z wykupywaniem długu państw eurostrefy na poziomie 60 mld euro miesięcznie sprzyja temu podejściu, osłabiając napięcia we Włoszech, Hiszpanii i Portugalii.
Z tym że jak słusznie zauważa Greg Ip w Wall Street Journal jedynie kraje mające własną walutę i w niej się zadłużające takie jak USA, Japonia i Wlk. Brytania nigdy nie zbankrutują z powodu nadmiaru zadłużenia, gdyż po prostu „mogą jeśli potrzebują wydrukować pieniądze.” Dlatego czekającym nas konfliktem którego źródłem jest załamanie cen ropy, może okazać się wybuch wojny walutowej. John Dizard w artykule "Consider the grim demographics of the 2014 industrial world" zauważa że nadchodzi wojna walutowa:
“The mid-March prediction of an officially sponsored yen devaluation, followed by the late-October account of how the BoJ and prime minister would justify another offensive in the currency wars, worked out pretty dramatically." Dramatyczny spadek cen ropy prowadzi nie tylko do polepszenia bilansów płatniczych jej importerów, ale również przyczynia się do generalnego obniżenia wszystkich cen. Deflacja skutkuje jednak procesem odłożenia zakupów przez konsumentów w oczekiwaniu na dalszy spadek cen, przez co prowadzi do zmniejszenia produkcji przez przedsiębiorstwa. Spadek produkcji nie tylko wywołuje recesję, wzrost bezrobocia, lecz co istotniejsze utrudnia spłatę zadłużenia przez przedsiębiorstwa powiększając wartość długów w relacji do wielkości produkcji, a jeszcze bardziej względem jej wartości. W sytuacji kiedy nie tylko UE ale również same Chiny są znacząco zadłużone – zadłużenie całościowe Chin jest szacowane przez Standard Chartered na 250% PKB – już tylko krok od masowych upadłości producentów. Już obecnie niewykorzystanie mocy produkcyjnych w Chinach jest na rekordowym poziomie, przykładowo w hutnictwie to ¼ możliwości stalowni, a ceny producentów spadają tam od trzech lat. W sytuacji kiedy dotyka to kraju opierającego swój rozwój na eksporcie stanowiącym aż 12% eksportu światowego, dzieli nas tylko krok od rozpoczęcia przez ten kraj wojny walutowej. Polegałaby ona na obniżeniu wartości juana, po to aby dać zatrudnienie własnym pracownikom kosztem reszty świata. Działanie o tyle ułatwione że sąsiadująca Japonia ostatnio osłabiła jena o 1/3 w przeciągu ostatnich dwóch lat, w celu przeciwdziałania procesom deflacyjnym które zahamowały rozwój tego kraju przez ostatnie trzydzieści lat. Tego typu konflikt pociągnąłby za sobą światową wojnę gospodarczą i mógłby mieć siłę walutowej wojny jądrowej, jak to katastroficznie nazwał Financial Times („nuclear option”).
Krajom niesamodzielnym, nie mającym uprzywilejowanych warunków, w sytuacji wysokiego zadłużenia, niskich perspektyw rozwojowych, braku własnej waluty (lub znaczącego zadłużenia nominowanego w obcej walucie), pozostają tylko wyrzeczenia i oszczędności. I jak gorzko konstatuje Susan Lund z McKinsey ten bolesny proces „zajmie im 40 lat”. Polska również z powodu zapaści demograficznej, wyzbycia się aktywów produkcyjnych, niskiej produktywności i znacznego zadłużenia w obcej walucie przed tym nie ucieknie. Przy czy im wcześniej nadchodzące zagrożenia sobie uświadomi, to nadchodzące trudności okażą się mniejszym szokiem.