Raptowny wzrost płac, a nie rozwój w enklawach
Zamiast debatować o „przyspieszeniu” dokonajmy tego – i to bez demolowania finansów publicznych
W nadchodzącym okresie przed i w trakcie obchodów święta 3 maja wszyscy będziemy rozmyślać o konieczności przyspieszenia cywilizacyjnego naszego Narodu. W przemówieniach wiele będzie o konieczności kolejnego przyspieszenia. Jest ono niezbędne, niemniej powinno być oparte na wiedzy, jak i doświadczeniu własnym i innych. W finansach jest wiele interesów, niemniej nauka jak i patriotyczne intencje powinny przełamać dążenia do destabilizacji jakie często towarzyszą okresom przełomu.
Ze względu na dążenie do ograniczenia konfliktów zewnętrznych, nie wykorzystaliśmy Brexitu do wzmocnienia naszej pozycji negocjacyjnej. Zamiast wymusić na partnerach opłatę na przyjmowanych polskich imigrantów zgodziliśmy się na ich przyspieszoną asymilację i status obywateli drugiej kategorii. W imię dobrych strategicznych stosunków z Wlk. Brytanią, a może jedynie połechtania próżności liderów, z którymi mało kto chce w Europie rozmawiać.
Obecnie w sytuacji trudności zewnętrznych mimo olbrzymiego sukcesu wewnętrznego jakim okazał się program „Rodzina 500 plus”, brniemy w populistyczne postulaty sfinansowania przez NBP przewalutowania franków, podwyższenia kwoty wolnej od podatku dla wszystkich (nie tylko najbiedniejszych), jak i obniżenia wieku emerytalnego również dla tych którzy nie uzbierali (lub nie zbierają) wystarczających środków na najniższą emeryturę. I to mimo, iż w ostatnio przyjętej aktualizacji konwergencji wyraźnie zaprezentowano że nie ma środków na te wydatki. Czyżbyśmy chcieli „zadowolić” środowiska antypolskie krytykujące "500 plu"s i nieodpowiedzialnymi finansowo działaniami zdestabilizować sztandarowy program, który okazał się tak wielkim sukcesem finansowym dla polskich rodzin?
W programie konwergencji mało kto zauważył brak sukcesu tzw. Planu Morawieckiego, gdyż mimo zapisania przyspieszenia gospodarczego do poziomu 4,1%, to okazuje się, że wiąże się to z jednoczesnym przeciętnym przyrostem długu średnio o 6,4% rocznie. I nic dziwnego, gdyż projekt ten – oparty na paradygmacie działania zgodnie z polityką unijną – ma charakter typu dyfuzyjnego, który nie sprawdził się w Indiach kolonialnych. Przypomnijmy, że wtedy wzrost tylko w ograniczonych ośrodkach przyniósł na przestrzeni ponad 100 lat całości kraju na poziomie jedynie 0,01% średniorocznie w przeliczeniu na mieszkańca. Podczas gdy jednocześnie Wlk. Brytania była krajem o najszybszym wzroście dochodów na świecie. Polska chcąc się wyrwać z pułapki średniego dochodu również powinna pójść w kierunku przyspieszenia płac w całym kraju. Korzystając z nieszczęścia zapaści demograficznej, dopuścić do wzrostu płac i konieczności modernizacji wszystkich podmiotów gospodarczych, a nie tylko wybranych. Tak jak to skutecznie robią Chiny w dzisiejszych czasach.
Gdy zastanawiamy się nad przyczynami straconego przez Polskę ćwierćwiecza, to musimy wiedzieć że Polska miała szansę na boom typu chińskiego, gdyby zamiast wyeksportować swoich pracowników za granicę przyjęła ich do miast tak jak to zrobił Kraj Środka. Chiny przyjęły i wykorzystały migrację 277 mln obywateli z rolnictwa do miast do 2015 r. Był to największy ruch w historii ludzkości podczas gdy nawet powojenne migracje oznaczały przemieszczenie w sumie na skalę 20 mln. Dla porównania skala zaludnienia USA, z którymi Chiny obecnie konkurują to 321 mln obywateli. W efekcie Chiny stały się olbrzymią światową fabryką, zużywającą 54% światowego zużycia węgla kamiennego, 50% zużycia aluminium, 59% cynku i 65% węgla energetycznego. Wydobywając go obecnie na poziomie ok. 4 miliardów ton nie przejmują się CO2 i tym że Europa walcząc z globalnym ociepleniem marnuje inwestycje na nieopłacalne projekty. W efekcie, o ile na początku tego tysiąclecia Chiny miały 15%-owy udział we wzroście światowego dochodu, to szybko rósł on, osiągając swoje maksimum w kryzysowym 2009 r. 45% i obecnie wynosi 40%, a jego tylko spowolnienie do zakładanych 30% w 2020 r. i tak jest wielkością rekordową.
Obecny związany z kryzysem demograficznym spadek migrujących chłopów do miast chińskich z poziomu 8 mln rocznie do zaledwie 0,4 mln wykorzystano do próby wyrwania się z pułapki niskiego dochodu. Spadek podaży siły roboczej spowodował silny, bo dwuipółkrotny wzrost płac z poziomu 1340 juanów ($200) miesięcznie w 2008 r. do 3072 Rmb ($460) w czwartym kwartale 2015 r. A obecne konwulsje światowej gospodarki są efektem tej rewolucyjnej restrukturyzacji, która dokonuje się na naszych oczach.
My również powinniśmy przeprowadzić podobny proces skokowego wzrostu wynagrodzenia jako efektu spadku liczby młodych roczników, zasilających polską gospodarkę. Wzrost płac wymusi innowacyjność polskich przedsiębiorstw w takim samym stopniu jak wymusza przyrost wydajności gospodarki chińskiej i przemieszczenie się milionów pracowników do dziedzin o wyższej wartości dodanej. Szybki wzrost płac ograniczy opłacalność emigracji, jak i skłoni Polaków do powrotu do ojczyzny.
Nie dokonamy jednak tego otwierając nasz rynek pracy dla imigracji Ukraińców. Fakt że już obecnie pracuje ich około 1 mln sprawia że utrzymują się prace w Polsce na niskim poziomie i przez to wypychają młodzież już nie do Anglii, ale do Niemiec, zniechęcając do powrotu tych co wyjechali wcześniej. Brak skoku wynagrodzeń sprawi, że Plan Morawieckiego okaże się niewypałem po latach, zaś asymilacja Ukraińców bez wcześniejszego moralnego rozliczenia za ludobójstwo na Wołyniu i w Galicji będzie się jeszcze większym błędem, niż doprowadzenie do zapaści demograficznej w ostatnim ćwierćwieczu.