Tam, gdzie rosną pieniądze SKOK Wołomin...
Czy aż 1,8 mld zł kredytów i pożyczek zaciągniętych w SKOK Wołomin to toksyczne długi osób (fizycznych i prawnych), które po prostu nie oddają pożyczonych pieniędzy i należałoby je windykować? Jeśli tak, to rodzi się kolejne pytanie: kim te osoby są, skoro ich zobowiązania wobec SKOK Wołomin syndyk uznał (za pomocą metody „nieokreślonej”) za niespłacalne?
Wszystko wskazuje na to, że w sprawie afery SKOK Wołomin coś się zaczyna dziać... Najpierw (13 lipca 2016 r.) Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo ws. niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez przedstawicieli Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) nadzorujących działalność SKOK-Wołomin.
Dzień później zaś Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski powołał dwa specjalne zespoły prokuratorów. Z komunikatu Prokuratury Krajowej wynika, że celem tych zespołów będzie prowadzenie postępowań, których przedmiotem są przestępstwa związane z działalnością SKOK w Wołominie. Pierwszy zespół został powołany w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga w Warszawie, drugi w Prokuraturze Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim.
Nie trudno się domyśleć, że prokuratorzy będą szukali urzędników winnych zaniechań w tej sprawie, pracowników SKOK Wołomin ułatwiających wyprowadzanie pieniędzy i zwykłych przestępców, którzy te pieniądze wyprowadzili.
Pytanie, czy prokuratorzy poszukają pieniędzy, póki jest jeszcze czego szukać? Do dziś nie wiadomo bowiem, jaka część portfela kredytowego SKOK Wołomin o wartości księgowej 2,9 mld zł padła tak naprawdę ofiarą wyłudzeń w wyniku działań zorganizowanej grupy przestępczej powiązanej z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi (WSI).
Do skutecznego ustalenia - wydawałoby się tak prostego – faktu, konieczny jest tzw. audyt śledczy portfela kredytowego. Przeprowadzenie takiego audytu KNF zleciła syndykowi masy upadłościowej SKOK Wołomin w lutym 2015 r., podkreślając, że w upadłej kasie doszło do "wyłudzeń kredytów na skalę dotychczas niespotykaną w systemie finansowym". Jednak do dziś audyt śledczy portfela kredytowego SKOK Wołomin nie został wykonany.
Tymczasem syndyk oszacował kredyty i pożyczki SKOK Wołomin (o wartości księgowej 2,9 mld zł) na sumę 214 mln zł. W sprawozdaniu finansowym z 05.02.2015 r. stwierdził: "wartość należności została wyceniona przez syndyka na tę kwotę metodą nieokreśloną".
Najprawdopodobniej stosując tę samą „nieokreśloną” metodę, ten sam syndyk w sprawozdaniu finansowym za I kwartał 2016 r., stwierdził, że w tym czasie wpływały wpłaty na zaledwie 2 proc. z ogólnej sumy kredytów, a tylko 1 proc. kredytów spłacane było normalnie (bez opóźnień).
Oznacza to, że prawdopodobnie czynności śledczych wymagałoby aż 98 proc. portfela kredytowego, czyli 2,8 mld zł. Czy obecnie potwierdzone, prokuratorskie zarzuty dotyczące wyłudzeń kredytów w SKOK Wołomin opiewają właśnie na takę sumę?
Otóż nie, bo trwające postępowania prokuratorskie w całej Polsce (m.in. Białystok, Szczecin, Gorzów Wielkopolski) dotyczą ok. 1 mld zł. Czy to oznacza, że aż 1,8 mld zł kredytów i pożyczek zaciągnięto w SKOK Wołomin zupełnie legalnie, że nie robiły tego słupy pod zastaw fikcyjnych hipotek?
Innymi słowy, czy aż 1,8 mld zł kredytów i pożyczek zaciągniętych w SKOK Wołomin to toksyczne długi osób (fizycznych i prawnych), które po prostu nie oddają pożyczonych pieniędzy i należałoby je windykować? Jeśli tak, to rodzi się kolejne pytanie: kim te osoby są, skoro ich zobowiązania wobec SKOK Wołomin syndyk uznał (za pomocą metody „nieokreślonej”) za niespłacalne?
Kwota 1,8 mld zł to gruba kasa. Można by za to solidnie pograć na giełdzie, kupić niejedną atrakcyjną nieruchomość, czy sfinansować kampanię wyborczą. Jednym słowem: zainwestować. Zainwestować, żeby te pieniądze rosły tak długo, jak długo nie trzeba będzie ich oddawać. No chyba, że nie trzeba będzie ich w ogóle oddawać, bo metodą „nieokreśloną” zostaną tak policzone, jakby nigdy nie zostały pożyczone.